Выбрать главу

– Jeśli podejdzie do ciebie ktoś jeszcze, kto będzie z całą pewnością wyglądał na osobę niezaproszoną, odszukaj mnie i powiadom, dobrze, moja droga?

Gorący, metaliczny swąd ulatniał się. Lyra pomyślała, że może go sobie tylko wyimaginowała. Znowu czuła znajomy zapach opiekunki, a także aromat róż, dymu z cygaretki i perfumy innych kobiet. Pani Coulter uśmiechnęła się do dziewczynki. Jej uśmiech zdawał się mówić: „Ty i ja świetnie się rozumiemy w tych sprawach, nieprawdaż?”. Potem ruszyła powitać następnych gości. Pantalaimon szeptał Lyrze w ucho:

– W czasie, gdy stała tutaj, jej dajmon był w naszej sypialni. Szpiegował. Wie o aletheiometrze!

Lyra wiedziała, że Pantalaimon prawdopodobnie ma rację, jednak nic nie mogła na to poradzić. Co powiedział tamten profesor o Grobalach? Lyra rozejrzała się, aby go odnaleźć, ale gdy go zobaczyła, akurat komisarz (w wieczorowym stroju służącego) i jakiś drugi mężczyzna przytrzymując profesora za ramiona, szeptali mu coś do ucha. Mężczyzna zbladł i wyszedł za nimi na zewnątrz. Wszystko trwało nie dłużej niż parę sekund i zostało przeprowadzone w sposób tak dyskretny, że prawie nikt niczego nie zauważył. Lyra jednak poczuła osobliwy niepokój.

Wędrowała przez dwie duże sale, w których odbywało się przyjęcie, na wpół słuchając toczących się wokół rozmów, na wpół interesując się smakiem koktajli, których nigdy wcześniej nie wolno jej było próbować. Ale jej niepokój rósł. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że ktoś ją obserwuje, dopóki nie podszedł do niej komisarz i nie powiedział:

– Panno Lyro, tamten dżentelmen przy kominku chciałby z panią porozmawiać. To Lord Boreal, gdyby panienka nie wiedziała.

Lyra spojrzała we wskazanym kierunku. Siwowłosy mężczyzna o dostojnym wyglądzie patrzył wprost na nią, a gdy ich oczy się spotkały, skinął głową i dał znak ręką.

Dziewczynka podeszła do niego niechętnie, choć była nieco zaintrygowana.

– Dobry wieczór, dziecko – powiedział. Miał mocny i władczy głos. Łuski pokrywające głowę jego dajmony w postaci węża oraz jej szmaragdowe oczy błyskały w świetle wiszącej na pobliskiej ścianie lampy z ciętego szkła.

– Dobry wieczór – odrzekła Lyra.

– Jak się ma mój stary przyjaciel, Rektor Kolegium Jordana?

– Bardzo dobrze, dziękuję.

– Przypuszczam, że było im wszystkim bardzo smutno rozstać się z tobą.

– Tak.

– A… Pani Coulter zleca ci dużo pracy? Czego cię uczy?

Ponieważ Lyra czuła się niepewnie, a jednocześnie miała ochotę zbuntować się przeciwko całej tej sytuacji, nie odpowiedziała na to protekcjonalne pytanie zgodnie z prawdą ani też nie wymyśliła żadnej nadzwyczajnej riposty.

– Uczę się o Cząsteczkach Rusakowa i o Radzie Oblacyjnej – odpowiedziała.

Wydawało jej się, że mężczyzna natychmiast tak się skoncentrował, jakby skupiał się na promieniu latarni anbarycznej. Lord Boreal zachłannie wpatrywał się w Lyrę.

– Przypuszczam, że powiesz mi, co wiesz – stwierdził.

– Robią eksperymenty na Północy – zaczęła Lyra. Czuła w sobie wielką odwagę. – Jak doktor Grumman.

– Mów dalej.

– Wykonują fotografie szczególnego rodzaju, na których można zobaczyć Pył. Jeśli na zdjęciu widać mężczyznę, dociera do niego światło, jeśli dziecko, nie ma światła… Przynajmniej nie tak dużo.

– Pani Coulter pokazywała ci takie zdjęcie?

Lyra zawahała się. Nie mogła przytaknąć, ponieważ nie była przyzwyczajona do aż takich kłamstw.

– Nie – odparła po chwili. – Widziałam je w Kolegium Jordana.

– Kto ci je pokazał?

– Tak naprawdę nie pokazywał go mnie – przyznała się dziewczynka. – Po prostu przechodziłam i zobaczyłam je. A potem mojego przyjaciela Rogera zabrała Rada Oblacyjna. Ale…

– Kto ci pokazał to zdjęcie?

– Mój wuj Asriel.

– Kiedy?

– Gdy był ostatnim razem w Kolegium Jordana.

– Ach tak. Co jeszcze słyszałaś? Zdaje się, że wspomniałaś o Radzie Oblacyjnej?

– Tak. Jednak tej nazwy nie słyszałam od wuja Usłyszałam ją tutaj.

Lyra uświadomiła sobie, że mówi prawdę.

Lord Boreal patrzył na nią z uwagą. Posłała mu najbardziej niewinne spojrzenie. W końcu mężczyzna skinął głową.

– W takim razie pani Coulter najwyraźniej zdecydowała, że jesteś już gotowa, by jej pomóc w tej pracy. Interesujące. Brałaś już w tym udział?

– Nie – odrzekła. O czym ten człowiek mówił? Pantalaimon sprytnie przybrał postać ćmy – najbardziej ze wszystkich pozbawioną wyrazu – dzięki czemu nie zdradzał jej wątpliwości; siebie samej Lyra była pewna, wiedziała, że niezależnie od tego, co się zdarzy, potrafi zachować niewinną minę.

– A powiedziała ci, co się przydarza dzieciom?

– Nie, tego mi nie mówiła. Wiem tylko, że ma to związek z Pyłem i że te dzieci to coś w rodzaju ofiary.

Pomyślała, że znowu nie było to właściwie kłamstwo. Nie powiedziała przecież, że mówiła jej o tym sama pani Coulter.

– „Ofiara” to zbyt dramatyczne określenie. Zauważ, że ten eksperyment służy nie tylko nam, ale także im samym… No, a poza tym wszystkie dzieci tak bardzo się garną do pani Coulter. Dlatego jest dla nas taka cenna. Dzieci powinny z chęcią uczestniczyć w eksperymencie, a któż mógłby jej odmówić? Jeśli zamierza wykorzystać także ciebie, abyś je we wszystko wprowadziła, tym lepiej. Bardzo mnie to cieszy.

Mężczyzna uśmiechnął się do Lyry w taki sposób, w jaki uśmiechała się czasem pani Coulter: jak gdyby on i jego młoda rozmówczyni byli ludźmi wtajemniczonymi w jakiś sekret. Dziewczynka odwzajemniła się uprzejmym uśmiechem, a wtedy Lord Boreal odwrócił się od niej i zaczął rozmowę z kimś innym.

Lyra i Pantalaimon potrafili wzajemnie odczuwać swój strach. Miała teraz ochotę odejść i porozmawiać z nim sam na sam, chociaż prawdę powiedziawszy, najbardziej pragnęłaby opuścić to mieszkanie i wrócić do Kolegium Jordana, do swojej małej skromnej sypialni na dwunastym piętrze. I chciałaby też odszukać Lorda Asriela…

Jak gdyby w odpowiedzi na to ostatnie życzenie, Lyra usłyszała, jak ktoś wymienia nazwisko wuja i pod pretekstem wzięcia kanapki ze stojącego na stole talerza przysunęła się do najbliższej grupki gości. Jakiś mężczyzna w biskupiej purpurze mówił:

– …Nie, nie sądzę, żeby Lord Asriel niepokoił nas przez jakiś czas.

– Powiedziałeś, że gdzieś go trzymają?

– W fortecy Svalbard. Tak mi doniesiono. Strzegą go panserbjorne, wiecie, te pancerne niedźwiedzie. Straszliwe stworzenia! W żaden sposób nie zdoła im uciec. Prawda wygląda tak, że teraz droga jest wolna, nic nie stoi na przeszkodzie…

– Ostatnie eksperymenty potwierdziły to, w co zawsze wierzyłem: że Pył jest emanacją samej tajemniczej zasady i…

– Czyżbym słyszał zoroastriańską herezję?

– To, co kiedyś uważano za herezję…

– A gdybyśmy mogli wyizolować tę tajemniczą zasadę…

– Powiedziałeś: Svalbard?

– Pancerne niedźwiedzie…

– Rada Oblacyjna…

– Te dzieci nie cierpią, jestem tego pewna…

– Lord Asriel uwięziony…

Lyra doszła do wniosku, że usłyszała już dosyć. Odwróciła się i poruszając się równie cicho jak jej dajmon w postaci ćmy, weszła do swojej sypialni i zamknęła za sobą drzwi. Hałas przyjęcia natychmiast przycichł.

– No i co? – szepnęła, a Pantalaimon na jej ramieniu zmienił się w szczygła.

– Zamierzasz uciec? – zapytał również szeptem

– Pewnie. Jeśli wymkniemy się teraz, gdy są tu ci wszyscy ludzie, może nie zauważy naszej nieobecności przez jakiś czas.