Выбрать главу

Kiedy Lyra rozpakowała aletheiometr, Ojciec Coram odezwał się:

– Nigdy nie sądziłem, że jeszcze kiedykolwiek zobaczę któryś z nich. To czytnik symboli. Czy Rektor wyjaśnił ci jego działanie, dziecko?

– Nie. Powiedział, że będę musiała sama je poznać. I nazwał go aletheiometrem.

– Co to znaczy? – spytał John Faa, zwracając się do swego towarzysza.

– To greckie słowo. Przypuszczam, że pochodzi od słowa aletheia, czyli prawda. To miernik prawdy. Czy dowiedziałaś się już, jak go używać? – spytał Lyrę.

– Nie. Potrafię sprawić, aby trzy krótkie wskazówki pokazały obrazki, jednak nie umiem poruszyć tej długiej. Przesuwa się, jak jej się podoba. Chociaż czasami, kiedy jestem skoncentrowana, udaje mi się skłonić długą igłę, by obróciła się tam i z powrotem. Wystarczy, że pomyślę, i tak się dzieje, ale rzadko…

– O co chodzi, Ojcze Coramie? – spytał John Faa. – Jak to wszystko rozumieć?

– Obrazki dokoła obręczy – wyjaśnił Ojciec Coram, delikatnie ujmując przyrząd pod bacznym, skupionym spojrzeniem Johna Faa – to symbole. Każdy z nich ma całą masę znaczeń. Weźmy kotwicę, o tę. Jej podstawowe znaczenie to nadzieja, ponieważ nadzieja trzyma cię tak mocno jak kotwica trzyma się dna. Drugim znaczeniem jest stałość i nieugiętość, trzecim przeszkoda lub środek zapobiegawczy. Czwarte znaczenie to morze. I tak dalej, aż do dziesięciu czy dwunastu, a może i bez końca…

– I ty znasz je wszystkie?

– Znam niektóre, ale aby odczytać je precyzyjnie potrzebowałbym książki. Widziałem jedną i wiem, gdzie się znajduje, ale to daleko stąd.

– Wrócimy do tego – powiedział John Faa. – Powiedz jeszcze o sposobie działania.

– Są trzy wskazówki, które można ustawić – wyjaśnił Ojciec Coram – i używa się ich, by zadać pytanie. Ze względu na mnogość znaczeń, wskazując trzy symbole możesz zadać każde pytanie, jakie ci tylko przyjdzie do głowy. Kiedy już postawisz pytanie, ostatnia wskazówka obróci się sama i wskaże po kolei kilka symboli, które złożą się na odpowiedź.

– Ale skąd ta wskazówka wie, o jakim znaczeniu symbolu myślisz, formułując pytanie? – spytał John Faa.

– Och, sama z siebie niczego nie wie. Cały układ działa jedynie wówczas, gdy pytający intensywnie skupia się na pytaniu i myśli o odpowiednich znaczeniach. Trzeba znać je wszystkie, a może ich być tysiąc albo i więcej. Poza tym musisz o nich myśleć, nie irytując się i nie wymuszając odpowiedzi. Po prostu trzeba obserwować wędrującą igłę. Kiedy wykona pełny obrót, będziesz znać odpowiedź. Wiem, jak ten przyrząd działa, ponieważ widziałem, jak kiedyś używał go pewien mędrzec w Uppsali. To był ten jedyny raz, gdy oglądałem owo urządzenie. Lyro, czy wiesz, jakie są niespotykane?

– Rektor powiedział mi, że zrobiono tylko sześć – odparła Lyra.

– Chyba tak. W każdym razie, nie jest ich wiele.

– Udało ci się utrzymać jego posiadanie w sekrecie przed panią Coulter, tak jak polecił ci Rektor?

– Tak. Chociaż jej dajmon wchodził do mojego pokoju i jestem pewna, że go znalazł.

– Rozumiem. No cóż, Lyro, nie wiem, czy kiedykolwiek poznamy całą prawdę, ale na razie mogę się podzielić z tobą moimi domysłami. Lord Asriel nakazał Rektorowi, aby się tobą opiekował i trzymał cię z daleka od twojej matki. Przez mniej więcej dziesięć lat wywiązywał się z tego zadania znakomicie. Potem duchowni zaprzyjaźnieni z panią Coulter pomogli jej założyć tę Radę Oblacyjna… Trudno powiedzieć, do jakich celów. Pani Coulter jest na swój sposób tak potężna jak Lord Asriel. Oboje twoi rodzice to ludzie ambitni, o bardzo silnych osobowościach, a Rektor Jordana trzymał cię z dala od nich. Jednak Rektor musi dbać o wiele spraw. Z pewnością najważniejsze jest dla niego Kolegium i Uczeni. Więc jeśli widzi, że coś im zagraża, musi ich bronić różnymi sposobami. A Kościół w ostatnich czasach coraz bardziej się panoszy, Lyro. Powstają rady, które zajmują się rozmaitymi sprawami. Mówi się o wskrzeszeniu Biura do Spraw Inkwizycji, Boże broń! A Rektor powinien z tymi potęgami postępować dyplomatycznie. Kolegium Jordana musi się znajdować po właściwej stronie, inaczej nie przetrwa.

– O ciebie Rektor także bardzo się niepokoi, dziecko – dodał Ojciec Coram. – Bernie Johansen zawsze był tego pewny. Ciągle nam powtarzał, że Rektor Jordana i inni Uczeni kochają cię jak własne dziecko. Zrobiliby wszystko, żebyś tylko była bezpieczna, i to nie jedynie z powodu danej Lordowi Asrielowi obietnicy, ale z ojcowskiej miłości do ciebie. Jeśli więc Rektor oddał cię pani Coulter, mimo tego, co przyrzekł Lordowi Asrielowi, musiał uważać, że będziesz z nią bezpieczniejsza niż w Kolegium Jordana. Taka jest prawda, mimo pozorów. A kiedy wsypywał truciznę do wina Lorda Asriela, sądził zapewne, że jest on osobą zagrażającą wielu ludziom, może nawet wszystkim ludziom na świecie. Moim zdaniem Rektora zmuszono do dokonania straszliwego wyboru: między mniejszym a większym złem. Gdyby podjął nieodpowiednią decyzję, szkody byłyby jeszcze większe. Boże chroń mnie przed tego rodzaju wyborem… A kiedy musiał pozwolić ci odejść, wręczył ci czytnik symboli i kazał go strzec. Zastanawiam się, po co ci go dał, skoro nie umiesz się nim posługiwać. Nie potrafię odgadnąć co zamyślał…

– Powiedział mi, że kilka lat temu Lord Asriel podarował ten aletheiometr Kolegium Jordana – powiedziała Lyra, usiłując sobie przypomnieć słowa Rektora. – Chciał powiedzieć coś jeszcze, a wtedy ktoś zapukał do drzwi i musiał zamilknąć. Może chciał, żebym strzegła aletheiometru także przed Lordem Asrielem.

– Albo wręcz przeciwnie – wtrącił John Faa.

– Co masz na myśli, Johnie? – spytał Ojciec Coram

– Może chciał poprosić Lyrę, aby zwróciła czytnik Lordowi Asrielowi jako rekompensatę za próbę otrucia. Może sądził, że niebezpieczeństwo ze strony Lorda już minęło albo że potrafi on wyczytać jakąś mądrość z tego przyrządu i wykorzystać ją do swoich celów. Jeśli Lord Asriel jest w niewoli, czytnik mógłby mu pomóc się uwolnić. No cóż, Lyro, lepiej weź ten przyrząd i nadal go pilnuj. Skoro udawało ci się go strzec do tej pory, nie mam wątpliwości, że nadal będzie u ciebie bezpieczny. Ale może nadejdzie czas, kiedy trzeba będzie zasięgnąć jego rady, i wtedy poprosimy cię o wypożyczenie go.

Owinął przyrząd w aksamit i przesunął w kierunku dziewczynki. Lyrze cisnęło się na usta mnóstwo pytań, jednak nagle poczuła nieśmiałość wobec tego zwalistego mężczyzny o małych oczach, które – ukryte wśród fałd i zmarszczek – wpatrywały się w nią bacznie, choć jednocześnie życzliwie.

Musiała jednak o coś zapytać:

– Kim była Cyganka, która mnie piastowała?

– No, to oczywiście matka Billy’ego Costy. Nie powiedziała ci o tym, ponieważ jej zabroniłem, ale wie o czym tu rozmawiamy. Nikt nie chce przed tobą niczego ukrywać.

– Najlepiej idź do niej teraz, dziecko. Masz sporo do przemyślenia. Za trzy dni czeka nas jeszcze jedno zebranie, na którym przedyskutujemy następne posunięcia. Sprawuj się dobrze, Lyro, życzę ci dobrej nocy.

– Dobranoc, Lordzie Faa. Dobranoc, Ojcze Coramie – odpowiedziała uprzejmie, przyciskając do piersi jednocześnie aletheiometr i Pantalaimona.

Obaj starcy uśmiechnęli się do niej dobrodusznie. Za drzwiami sali obrad czekała Ma Costa. Jak gdyby nic się nie zdarzyło od dnia urodzin Lyry, cygańska matrona objęła wielkimi ramionami dziewczynkę i ucałowała, a następnie zaniosła ją do łóżka.

Rozczarowanie

Lyra musiała wszystko przemyśleć i zrozumieć sens minionych wydarzeń. Stwierdziła, że nie jest to łatwa sprawa, której wystarczy poświęcić jeden dzień. Lorda Asriela mogła ostatecznie uznać za swojego ojca, ale nie potrafiła zaakceptować pani Coulter jako swej matki. Dodatkowo kłopotliwa była myśl, że jeszcze parę miesięcy temu informacja taka sprawiłaby jej radość.