– Zamierzają udawać, że zaatakują, jednak w rzeczywistości nie zrobią tego, ponieważ Kamczatka leży zbyt daleko i musieliby za bardzo rozproszyć swoje siły – wyjaśniła.
– Możesz mi powiedzieć, w jaki sposób doszłaś do takiego wniosku?
– Na początku pojawił się delfin, a jednym z jego głębszych znaczeń jest gra… coś w rodzaju figlarności – tłumaczyła. – Wiem, że chodzi właśnie o to znaczenie, ponieważ wskazówka zatrzymała się kilka razy, i to właśnie w tym miejscu, nigdzie indziej. A hełm wprawdzie oznacza wojnę, ale w połączeniu z delfinem znaczy „udawać, że się idzie na wojnę”, a ogólnie coś, czego nie robi się na serio. Dziecko natomiast oznacza… hm, trudność… Że trudno byłoby im zaatakować to miejsce. I jeszcze kotwica, która tłumaczy, dlaczego: w tym przypadku dlatego, że ich oddziały są rozciągnięte jak napięty łańcuch kotwiczny i nie mogą już rozproszyć się bardziej… Po prostu to widzę, proszę pana.
Doktor Lanselius pokiwał głową.
– Znakomicie – oświadczył. – Jestem ci bardzo wdzięczny i nie zapomnę tego, co dla mnie zrobiłaś.
Potem popatrzył dziwnie na Ojca Corama i po raz kolejny na Lyrę.
– Mogę cię poprosić o jeszcze jeden pokaz? – spytał dziewczynkę. – Na dziedzińcu za domem znajdziesz na ścianie sporo wiszących gałązek sosny obłocznej. Jednej z nich używała Serafina Pekkala, innych nie. Możesz mi powiedzieć, która do niej należy?
– Tak! – odparła Lyra, zawsze gotowa prezentować swoje umiejętności, po czym wzięła aletheiometr i pospiesznie wyszła. Nigdy nie widziała sosny obłocznej i pragnęła ją zobaczyć, ponieważ wiedźmy używały jej gałęzi do latania. W czasie nieobecności dziewczynki Konsul zapytał:
– Czy zdaje pan sobie sprawę z tego, kim jest to dziecko?
– To córka Lorda Asriela – odparł Ojciec Coram. – A jej matką jest pani Coulter z Rady Oblacyjnej.
– A oprócz tego?
Stary Cygan potrząsnął głową.
– Nie – odparł. – Nic więcej mi się nie nasuwa. Wiem jednak, że jest to niezwykła, niewinna istota i z pewnością nie pozwoliłbym jej skrzywdzić. Nie mam pojęcia, w jaki sposób nauczyła się interpretować wskazania tego przyrządu, ale wierzę w to, co mówi. A dlaczego pan pyta, doktorze Lanselius? Czy pan coś o niej wie?
– Czarownice mówiły o tym dziecku od stuleci – odpowiedział Konsul. – Ponieważ żyją niezwykle blisko miejsca, gdzie zasłona między światami jest cienka, a w głosach przechodzących między światami istot słyszą od czasu do czasu szepty nieśmiertelnych. Głosy te wspominają o takim właśnie dziecku, którego przeznaczenie może się wypełnić jedynie w innym świecie – nie w naszym, ale daleko poza nim. Bez tego dziecka wszyscy umrzemy. Tak w każdym razie mówią czarownice. Tyle że dziewczynka musi wypełnić swoje zadanie w sposób nieświadomy, ponieważ nasze ocalenie leży właśnie w jej niewiedzy. Rozumie pan to, Ojcze Coramie?
– Nie – odparł Ojciec Coram – nie mogę powiedzieć, że rozumiem.
– Chodzi o to, że należy pozwolić małej popełniać pomyłki. Musimy mieć nadzieję, że ich nie popełni, jednak w żaden sposób nie możemy kierować jej poczynaniami. Cieszę się, że ujrzałem to dziecko przed śmiercią.
– Ale jak pan rozpoznał, że Lyra jest właśnie tym niezwykłym dzieckiem? I co pan miał na myśli, mówiąc o istotach, które przechodzą między światami? Nie potrafię zrozumieć, doktorze Lanselius, chociaż uważam pana za uczciwego człowieka…
Jednak zanim Konsul zdążył odpowiedzieć Ojcu Coramowi, otworzyły się drzwi i do środka wpadła Lyra. Z triumfem niosła w ręku gałązkę sosny.
– To ta! – krzyknęła. – Sprawdziłam wszystkie i jestem pewna, że chodzi właśnie o tę.
Konsul przyjrzał się z uwagą gałęzi, a potem skinął głową.
– Zgadza się – stwierdził. – Cóż, Lyro, to niewiarygodne. Masz szczęście, że posiadasz taki przyrząd i życzę ci szczęścia przy dalszych interpretacjach Chciałbym dać ci coś na pamiątkę…
Wziął gałąź i odłamał z niej kawałek.
– Czy ona na niej latała? – spytała poruszona Lyra.
– Tak. Nie mogę dać ci całej, ponieważ potrzebuję jej, by się kontaktować z Serafiną Pekkalą, ale ten kawałek ci wystarczy. Dbaj o niego.
– Oczywiście – powiedziała z zapałem dziewczynka. – Dziękuję.
Wsunęła gałązkę do woreczka z aletheiometrem. Ojciec Coram dotknął gałązki sosny, jak gdyby na szczęście, i na jego twarzy pojawił się wyraz, jakiego Lyra nigdy przedtem nie widziała: coś w rodzaju tęsknoty. Konsul odprowadził gości do drzwi, gdzie uścisnął dłoń najpierw Ojcu Coramowi, a następnie Lyrze.
– Mam nadzieję, że ci się w życiu poszczęści – oświadczył i stanął na progu w przenikliwym zimnie, aby obserwować, jak jego goście odchodzą uliczką.
– Znał odpowiedź na temat Tatarów już wcześniej - zauważyła Lyra. – Aletheiometr mi powiedział, ale nie zdradziłam się z tym. Myślę, że to była próba.
– Tak, sądzę, że cię sprawdzał, dziecko. I dobrze postąpiłaś, że byłaś uprzejma, ponieważ jego wiedza jest ogromnie rozległa. Nie można mieć pewności, co już wie… A ta rada na temat niedźwiedzia była naprawdę użyteczna. Gdyby nie Konsul, nie dowiedzielibyśmy się o takiej możliwości.
Ojciec Coram i Lyra znaleźli drogę do stanicy, która okazała się szeregiem betonowych magazynów na pokrytym zaroślami polu nieużytków, gdzie rzadkie chwasty rosły między szarymi skałami i kałużami zmrożonego błota. Gbur w biurze powiedział im, że mogą się spotkać z niedźwiedziem po pracy o godzinie osiemnastej, muszą jednakże przybyć punktualnie, ponieważ Iorek idzie zwykle prosto na podwórze za bar Einarssona, gdzie dostaje drinka.
Tymczasem Ojciec Coram zabrał Lyrę do najlepszego w mieście sklepu z konfekcją i kupił jej kilka ciepłych ubrań, na przykład futrzane okrycie z kapturem uszyte ze skóry renifera. Sierść renifera jest krótka i dobrze izoluje; kaptur natomiast był podszyty futrem rosomaka, ponieważ łatwo strząsnąć z niego lód, który tworzy się podczas oddychania. Zakupili także bieliznę, kozaki ze skóry młodego renifera i jedwabne rękawiczki do wkładania pod duże futrzane rękawice. Buty i rękawice wykonano z bardzo mocnej skóry z przednich nóg renifera, a podeszwy butów – ze skóry foki brodatej; skóra ta dorównuje wytrzymałością skórze morsa, jest jednak lżejsza. Na koniec kupili nieprzemakalną pelerynę, tak dużą, że całkowicie okryła Lyrę; peleryna wykonana była z półprzezroczystego jelita foczego.
W tym wszystkim, a także w jedwabnym szaliku wokół szyi, wełnianej czapce na uszach i dużym kapturze naciągniętym na głowę, dziewczynce było zbyt ciepło. Zdawała sobie jednak sprawę, że udają się w rejony o wiele chłodniejsze niż tutejszy.
John Faa nadzorował rozładunek statku i ucieszył się, słysząc o tym, co powiedział Konsul Czarownic, a jeszcze bardziej, gdy się dowiedział o niedźwiedziu.
– Pójdziemy do niego tego wieczoru – stwierdził. – Rozmawiałeś już kiedyś z takim stworzeniem, Ojcze Coramie?
– Tak. Brałem też udział w walce z jednym z nich chociaż nie osobiście, dzięki Bogu. Musimy być gotowi na pertraktacje, Johnie. Nie wątpię, że zażąda wiele Będzie też zapewne gburowaty i niepokorny, ale mimo to dobrze byłoby go pozyskać.