Выбрать главу

– A byłeś osobą znaną i majętną – zauważyła Lyra ze zdziwieniem. – Dokładnie tak jak mój ojciec, Iorku. Z nim stało się podobnie… Było to tuż po moim urodzeniu. Również kogoś zabił i odebrano mu z tego powodu cały majątek. Stało się to jednakże na długo przedtem, zanim uwięziono go w Svalbardzie, o którym nic nie wiem. Słyszałam jedynie, że znajduje się bardzo daleko na północy… Czy to miejsce jest całe pokryte lodem? Można się tam dostać po zamarzniętym morzu?

– Nie z tego wybrzeża. Od strony południowej morze jest czasami skute lodem, zwykle jednak nie. Potrzebowałabyś łodzi.

– A może balonu?

– Tak, ale balon wymaga odpowiedniego wiatru.

Niedźwiedź ugryzł reniferowy udziec, a Lyra przypomniała sobie czarownice na nocnym niebie i przeleciała jej przez głowę szalona myśl. Nic jednak nie powiedziała, wypytała natomiast Iorka Byrnisona o Svalbard i słuchała chętnie jego opowieści o sunących powoli lodowcach, o skałach i lodowych krach, gdzie przebywają duże stada błyskających kłami morsów, o morzach obfitujących w foki, o narwalach, których długie, białe zęby wystają ponad lodowatą wodę, o wielkim ponurym skalistym wybrzeżu, o wysokich na tysiąc stóp lub wyższych klifach, gdzie gnieżdżą się cuchnące kliwuchy, które atakują przechodzących wędrowców, o szybach wydobywczych kopalni węglowych i kopalniach ogniowych, w których niedźwiedzie-kowale kują żelazo, przekuwając je w zbroje…

– Skoro zabrali ci twój pancerz, Iorku, skąd masz ten?

– Wykułem go sobie w Nowej Zembli z niebiańskiego metalu. Póki tego nie zrobiłem, nie byłem w pełni niedźwiedziem.

Więc możecie wykuwać sobie dusze… – zadumała się Lyra, uświadamiając sobie, że na świecie jest jeszcze wiele rzeczy, o których nie wie. – A kto jest Królem Svalbardu? – ciągnęła. – Czy niedźwiedzie mają Króla?

– Nazywa się Iofur Raknison.

To nazwisko wywołało w umyśle dziewczynki jakieś dalekie skojarzenie. Z pewnością słyszała je już wcześniej, ale gdzie? Nie wymówił go z pewnością niedźwiedź ani żaden z Cyganów… Pamiętała, że głos, który je wymienił, należał do Uczonego, to był głos kogoś pedantycznego, dokładnego i wyniosłego, kogoś z Kolegium Jordana. Lyra skupiła się, próbując sobie przypomnieć. Wiedziała, że bardzo dobrze zna tego człowieka.

Wreszcie sobie przypomniała: Sala Seniorów, Uczeni słuchający Lorda Asriela, a o Iofurze Raknisonie mówił profesor Palmeru. Użył też słowa panserbjorne, którego Lyra nie znała; nie wiedziała też, że Iofur Raknison jest niedźwiedziem. A cóż takiego powiedział profesor? Że król Svalbardu jest próżny i lubi pochlebstwa. Mówił coś jeszcze, ale co? Gdybyż tylko mogła sobie przypomnieć… Jednak od tej pory tak wiele się zdarzyło…

– Jeśli twój ojciec jest więźniem svalbardzkich niedźwiedzi – przerwał jej rozmyślania Iorek Byrnison – nie ucieknie im. Nie ma tam drewna, by mógł zbudować łódź. Choć jeśli jest panem wielkiego rodu, z pewnością traktują go dobrze. Na pewno dali mu dom, służącego, jedzenie i opał.

– Czy niedźwiedzie można pokonać, Iorku?

– Nie.

– A można je oszukać?

Iorek Byrnison przestał ogryzać kość i popatrzył przenikliwie na dziewczynkę. Potem odparł:

– Nigdy nie zdołasz pokonać pancernych niedźwiedzi. Widziałaś przecież mój pancerz. Teraz przyjrzyj się mojej broni.

Odłożył mięso i wyciągnął łapy, wewnętrzną stroną ku górze. Lyra spojrzała uważnie. Czarne łapy pokryte były zrogowaciałą skórą grubości co najmniej cala; wszystkie pazury miały długość przynajmniej równą długości dłoni Lyry i były ostre jak nóż. Iorek pozwolił zdziwionej dziewczynce przebiec po nich palcami.

– Jedno uderzenie i miażdżę łapą foczą czaszkę – dodał – łamię ludzki kręgosłup lub odrywam kończynę. Potrafię też gryźć. Gdybyś mnie nie powstrzymała w Trollesundzie, zrobiłbym miazgę z głowy tamtego mężczyzny. Tyle o naszej sile, a co do oszukania nas… Jest to po prostu niemożliwe. Udowodnić ci? Weź kij i udawaj, że ze mną walczysz.

Lyrze nie trzeba było dwa razy powtarzać. Z chęcią oderwała gałąź ośnieżonego krzewu, odcięła wszystkie boczne odroślą i zaczęła nią smagać na boki niczym rapierem. Iorek Byrnison usiadł na pośladkach i, położywszy przednie łapy na udach, czekał na cios. Dziewczynka podeszła, a następnie zamierzyła się na niedźwiedzia, nie miała jednak szczególnej ochoty go atakować, ponieważ siedząc w bezruchu, wyglądał na nastawionego absolutnie pokojowo. Wywijała więc tylko kijem, nie chcąc uderzyć niedźwiedzia. Mimo że pozorowała atak wielokrotnie, Iorek ani razu nie poruszył się więcej niż o cal.

W końcu zdecydowała się niezbyt mocno go ukłuć. Chciała tylko dotknąć kijem jego brzucha, jednak niedźwiedź błyskawicznym ruchem wyciągnął przed siebie łapę. Kij natychmiast wypadł z ręki dziewczynki i poszybował na bok.

Zaskoczona Lyra ponowiła próbę, ale rezultat był identyczny, Iorek poruszał się o wiele szybciej i pewniej niż ona. W końcu postanowiła uderzyć go naprawdę, atakując kijem niczym floretem, kij jednak ani razu nawet się nie otarł o ciało zwierzęcia. Wydawało się, że niedźwiedź odgaduje jej myśli, nawet zanim sama postanowi, jak postąpić, toteż kiedy usiłowała trafić go w głowę, wielka łapa wyrzucała jej z ręki kij, a kiedy dziewczynka robiła fintę, Iorek wcale się nie poruszał.

Rozwścieczyło to w końcu Lyrę i rozjuszona zaatakowała z furią, machając, dźgając i tnąc, jednak nie udało jej się ani razu dotknąć jego łap, które poruszały się szybko i precyzyjnie, odparowując ciosy.

W końcu dziewczynka przestraszyła się i przestała walczyć. Z powodu grubego ubrania była spocona i wyczerpana; ciężko oddychała, podczas gdy niedźwiedź niewzruszenie siedział na tylnych łapach. Gdyby miał w rękach prawdziwy miecz o morderczym ostrzu nie umiałaby nawet drasnąć swego potężnego przeciwnika.

– Założę się, że potrafisz także łapać kule – wydyszała, po czym wyrzuciła kij. – Jak ci się to udaje?

– Ponieważ nie jestem człowiekiem – odparł. – Dlatego też nigdy nie zdołasz oszukać niedźwiedzia. Widzimy każdy podstęp i pułapkę tak wyraźnie jak własne łapy. Umiemy patrzeć w taki sposób, jakiego ludzie już nie pamiętają. Powinnaś wiedzieć, o czym mówię, jako że potrafisz zrozumieć odpowiedzi czytnika symboli.

– To nie to samo – powiedziała. Bardziej się teraz bała niedźwiedzia niż wtedy, gdy widziała jego gniew.

– Ależ zupełnie to samo – odrzekł. – Z tego, co zrozumiałem, potrafisz interpretować odpowiedzi, ponieważ jesteś dzieckiem. Dorośli już tego nie umieją. Ja i ludzie podczas walki to tak jak ty i dorośli wobec czytnika symboli.

– Może masz rację – powiedziała. Była zakłopotana i zniechęcona. – To znaczy, że gdy dorosnę, nie będę już pamiętała, jak wyjaśnić znaczenie tych obrazków?

– Nie wiem. Nigdy nie widziałem czytnika symboli ani nikogo, kto potrafiłby się nim posługiwać. Może po prostu różnisz się od pozostałych ludzi.

Iorek Byrnison znowu opadł na cztery łapy, chwycił udziec i wrócił do przerwanego posiłku. Lyra rozpięła futro, ale natychmiast poczuła dotkliwe zimno i musiała się ponownie zapiąć. Cały ten epizod bardzo ją zaniepokoił. Miała ochotę zasięgnąć rady aletheiometru, było jednak na to zbyt chłodno, a poza tym Cyganie chcieli już ruszać w drogę. Dziewczynka wzięła więc cynowe puszki wykonane dla niej przez Iorka Byrnisona; pustą włożyła z powrotem do torby na narzędzia Ojca Corama, a tę, w której znajdował się insekt, wsunęła wraz z aletheiometrem do woreczka przy pasie. Była zadowolona, że znowu wyruszają.

Przywódcy uradzili z Lee Scoresbym, że kiedy dotrą do następnego miejsca postoju, napompują balon i Teksańczyk poleci na powietrzne przeszpiegi. Lyra, rzecz jasna, chciała lecieć wraz z nim i oczywiście jej tego zabroniono. Jechała z nim jednak w saniach i niepokoiła go pytaniami.