– Słuchajcie… – zaczęła. – Potraficie dotrzymać sekretu?
– Tak!
Trzy płonące ciekawością twarze obróciły się ku niej.
– Istnieje plan ucieczki – powiedziała cicho. – Nadchodzą pewni ludzie, którzy nas uratują. Przybędą mniej więcej w ciągu doby. Może szybciej. Musimy się przygotować, żeby natychmiast, gdy otrzymamy sygnał, włożyć ciepłe ubrania i wybiec na zewnątrz. Trzeba to zrobić błyskawicznie. Musimy szybko uciekać. Jednak jeśli nie znajdziemy płaszczy, butów i rękawic, umrzemy z zimna.
– Jaki to będzie sygnał? – zapytała Annie.
– Dzwonek przeciwpożarowy, taki jak dziś po południu. Wszystko zostało już zorganizowane. Muszą się o tym dowiedzieć dzieci, ale nikt z dorosłych! Zwłaszcza przed panią Coulter nie wolno się z niczym zdradzić!
Oczy dziewczynek błysnęły nadzieją i podnieceniem, a w chwilę później wiadomość o planowanej ucieczce przekazywano sobie w całej stołówce z ust do ust. Lyra zauważyła, że atmosfera się zmieniła. Na dworze dzieci były pełne energii i chęci do zabawy, natomiast potem, kiedy zobaczyły panią Coulter, poczuły tłumiony, ale wręcz histeryczny strach. Teraz rozmawiały tylko na jeden temat i zachowywały się tak, jak gdyby nagle znalazły cel w życiu. Lyra zdziwiła się, gdy uświadomiła sobie, jak ważna jest nadzieja.
Przez cały czas dziewczynka z uwagą obserwowała otwarte drzwi do sali, gotowa w każdej chwili pochylić głowę. Na korytarzu rozległy się głosy dorosłych, a potem na sekundę pojawiła się pani Coulter, która zajrzała do środka i uśmiechnęła się do radosnych, ciepło ubranych i dobrze odżywionych dzieci, popijających gorące napoje i zajadających ciasto. Ujrzawszy ją, dzieci zaczęły szeptać, a później zamilkły i znieruchomiały. Wszystkie oczy zwróciły się na panią Coulter.
Kobieta znowu się uśmiechnęła i bez słowa ruszyła dalej. Stopniowo rozmowy rozpoczęły się na nowo.
– Dokąd pójdą porozmawiać? – spytała Lyra.
– Pewnie do sali konferencyjnej – odparła Annie. – Zabrali nas tam kiedyś – dodała, mając na myśli siebie i swego dajmona. – Było około dwudziestu dorosłych i jeden z nich miał jakiś wykład, a ja musiałam stać obok niego i robić, co mi kazał; chciał sprawdzić, jak daleko może ode mnie odejść Kyrillion… Potem mężczyzna mnie zahipnotyzował i robił inne eksperymenty… To duża sala z wieloma krzesłami, stołami i małą mównicą. Znajduje się za głównym biurem. Och, założę się, że będą udawali przed nią, iż świetnie sobie radzili podczas ćwiczeń przeciwpożarowych. Moim zdaniem, ona przeraża ich tak samo jak nas…
Przez resztę dnia Lyra trzymała się blisko dziewcząt. Obserwowała wszystko wokół, rzadko się odzywała i, ogólnie mówiąc, starała się nie zwracać niczyjej uwagi. Po południu odbyła się jeszcze gimnastyka i lekcja szycia, następnie podano kolację, po której skierowano dzieci do świetlicy – dużej, zaniedbanej sali ze stolikami do gier planszowych, nielicznymi postrzępionymi książkami i stołem do ping-ponga. W pewnej chwili Lyra i inne dzieci zdały sobie sprawę, że coś się stało, ponieważ dorośli zaczęli się kręcić po sali lub zaniepokojeni przystawali w grupkach i rozmawiali nerwowo. Lyra podejrzewała, że odkryli ucieczkę dajmonów i zastanawiają się, jak do niej doszło.
Na szczęście nie widziała pani Coulter. Kiedy nadeszła pora, by udać się do łóżek, uświadomiła sobie, że musi wtajemniczyć w swój plan współlokatorki.
– Słuchajcie… – zaczęła. – Czy oni przychodzą czasem sprawdzić, czy śpimy?
– Zaglądają tu tylko raz – odparła Bella. – Ale machają latarkami na lewo i prawo i właściwie nie patrzą.
– To dobrze, ponieważ zamierzam wyjść i trochę się rozejrzeć. Jest taka droga przez sufit, którą pokazał mi pewien chłopiec…
Wyjaśniła im to szczegółowo. Zanim skończyła, Annie wykrzyknęła:
– Pójdę z tobą!
– Nie, nie, lepiej, jeśli pójdzie tylko jedna osoba. Mogłybyście później powiedzieć, że spałyście i nie wiecie dokąd się udałam.
– Ale gdybym poszła z tobą…
– Złapaliby nas obie – dokończyła Lyra.
Dajmony dwóch dziewcząt patrzyły na siebie: Pantalaimon-żbik i Kyrillion w postaci lisa. Drżały. Pantalaimon wydał z siebie najcichszy pomruk i obnażył zęby, a Kyrillion odwrócił się w bok i zaczął obojętnie czyścić sobie futro.
– W takim razie zostanę – odparła zrezygnowana Annie.
Całkiem często można było oglądać takie potyczki między dajmonami dzieci, powszechne były również podobne zakończenia – gdy jeden dajmon dawał znak, że akceptuje dominację drugiego. Ich właściciele akceptowali rezultat rozgrywki na ogół bez urazy i Lyra wiedziała, że Annie zrobi to, o co ją prosiła.
Wszystkie dziewczynki przyniosły ubrania, aby ułożyć je w łóżku Lyry; gdy skończyły, łóżko wyglądało tak, jak gdyby dziewczynka rzeczywiście w nim spała. Przyrzekły też mówić, że nic nie wiedzą o jej zniknięciu. Potem Lyra stanęła przy drzwiach, aby sprawdzić, czy nikt nie nadchodzi, po czym wskoczyła na szafkę, podniosła płytę sufitową, podciągnęła się w górę i zniknęła w otworze.
– Tylko nic nie mówcie – szepnęła w dół do trzech obserwujących ją twarzy.
Potem opuściła płytę na miejsce i rozejrzała się wokół.
Znalazła się w wąskim, metalowym kanale wspartym na szkielecie z belek i podpór. Sufitowe płyty były dość przezroczyste, toteż drogę rozjaśniało przyćmione światło z dołu i w jego słabym blasku Lyra oglądała kanał (wysoki na zaledwie dwie stopy). W środku znajdowały się metalowe przewody i rurki; Lyra pomyślała, że jeśli będzie się poruszała po metalowych częściach, nie obciążając sufitowych płyt, i będzie zachowywała się cicho, może bez przeszkód dotrzeć z jednego końca Stacji do drugiego.
– Czuję się, jak gdybyśmy wrócili do Jordana, Pan – szepnęła. – Znowu zaglądamy do Sali Seniorów…
– Gdybyś tam nie poszła, nie znaleźlibyśmy się tutaj – burknął równie cicho.
– W takim razie, muszę to wszystko naprawić, zgadza się?
Lyra ustaliła swoje położenie nad Stacją, domyśliła się, gdzie się znajduje sala konferencyjna, a potem ruszyła w tamtym kierunku. Wędrówka nie była łatwa. Dziewczynka musiała się poruszać na czworakach, ponieważ korytarz był bardzo niski, nie mogła więc nawet iść pochylona, a bardzo często trzeba się było przeciskać pod dużymi, czterograniastymi przewodami albo przechodzić ponad rurami grzewczymi. Przypuszczała, że metalowy kanał, w którym się przemieszczała, biegnie za szczytami wewnętrznych ścian; był jednak bardzo wąski i miał ostre krawędzie, tak ostre, że dziewczynka skaleczyła sobie o nie dłonie i kolano. Po pewnym czasie bolało ją całe ciało, była brudna i czuła się zupełnie zdrętwiała.
Mniej więcej wiedziała, gdzie się znajduje, i przez cały czas dostrzegała ciemny przedmiot – futro leżące na płytach nad jej sypialnią – dzięki czemu powinna z łatwością znaleźć drogę powrotną. Wiedziała, które pomieszczenia pod nią są puste, ponieważ płyty nad nimi były ciemne; od czasu do czasu słyszała hałasy z dołu i zatrzymywała się, aby posłuchać, były to jednakże głosy kucharzy w kuchni albo pielęgniarek w sali, którą Lyra – z powodu skojarzeń z Kolegium Jordana – uznała za ich salonik. Nie rozmawiali o niczym interesującym, ruszyła więc dalej.
W końcu dotarła w rejon, gdzie wedle jej kalkulacji powinna się znajdować sala konferencyjna; i rzeczywiście, był to obszar pozbawiony rur, a przewody klimatyzacyjne i grzewcze schodziły się i opadały przy jednym końcu; wszystkie oświetlone płyty tworzyły szeroki, równy prostokąt. Lyra przyłożyła ucho do jednej z płyt i dotarł do niej szmer męskich głosów, wiedziała więc, że znajduje się we właściwym miejscu.