Выбрать главу

– I co się stało?

– Zdradzili mnie gorsi ode mnie. Między innymi, ma się rozumieć, Trelawney. Był tutaj, wiesz? W Svalbardzie. Szerzył kłamstwa na temat moich kwalifikacji i obrzucał mnie kalumniami. Kalumniami! Oszczerstwami! Kto odkrył ostateczny dowód na potwierdzenie hipotezy Barnarda-Stokesa, co? Tak, Santelia, właśnie ja. Trelawney nie mógł tego znieść. Kłamał jak najęty, aż Iofur Raknison zamknął mnie tutaj. Zobaczysz, wyjdę któregoś dnia. Zostanę Wicekanclerzem, tak, tak. A wtedy Trelawney przyczołga się do mnie, błagając o litość! Zobaczymy, czy Komisja do Spraw Publikacji przy Królewskim Towarzystwie Arktycznym spróbuje wtedy odrzucić moje rozprawy! Ha! Pokażę im wszystkim!

– Może Iorek Byrnison uwierzy panu, kiedy wróci? – zadumała się Lyra.

– Iorek Byrnison? Niedoczekanie. On nigdy nie wróci.

– Jest w drodze.

– W takim razie go zabiją. Iorek nie jest niedźwiedziem, lecz wygnańcem tak jak ja. Zhańbiony, rozumiesz? Nie ma prawa do żadnego z niedźwiedzich przywilejów.

– Przypuśćmy jednak, że wróci – powiedziała Lyra. – Przypuśćmy, że wyzwie Iofura Raknisona do walki…

– Och, nikt by mu na to nie pozwolił – oznajmił Profesor stanowczym tonem. – Iofur nigdy się nie poniży do tego, by przyznać Iorkowi Byrnisonowi prawo do pojedynku. Iorkowi nie przysługują żadne prawa. Mógłby równie dobrze być foką albo morsem zamiast niedźwiedziem… Albo jeszcze gorzej: mógłby być Tatarem lub Skraelingiem. Nikt nie będzie z nim walczył honorowo ponieważ nie jest uważany za niedźwiedzia, zabiliby go z miotaczy ognia, gdyby tylko się zbliżył. Nie ma nadziei. Ani litości.

– Och – westchnęła Lyra. Była zrozpaczona. – A co z innymi tutejszymi więźniami? Wie pan, gdzie ich trzymają?

– Innych więźniów?

– Na przykład… Lorda Asriela.

Nagle zachowanie Profesora zupełnie się zmieniło. Mężczyzna skulił się i cofnął aż pod ścianę, po czym potrząsnął głową.

– Cicho! Usłyszą cię! – wyszeptał ostrzegawczo.

– Dlaczego nie powinniśmy wymawiać nazwiska Lorda Asriela?

– To zakazane! I bardzo niebezpieczne! Iofur Raknison zabronił!

– Z jakiego powodu? – naciskała Lyra, przysuwając się bliżej i również szepcząc, aby nie trwożyć starca.

– Iofur otrzymał od Rady Oblacyjnej specjalne polecenie uwięzienia Lorda Asriela – odszepnął Santelia. – Sama pani Coulter przyjechała tutaj i spotkała się z Iofurem. Zgodziła się na wszystko, czego żądał, byleby tylko trzymał Lorda Asriela z dala. Wiem o tym, ponieważ wówczas byłem jeszcze w łaskach króla. Tak, tak, poznałem panią Coulter! I odbyłem z nią długą rozmowę. Zrobiła na Iofurze niesamowite wrażenie… Nie przestawał o niej mówić. Spełniłby każde jej życzenie. Gdyby poprosiła, aby umieścił Lorda Asriela setki mil stąd, zrobiłby to. Wszystko dla pani Coulter, wszystko. Zamierza nazwać jej imieniem stolicę swego kraju. Wiedziałaś o tym?

– Nie pozwoliłby więc nikomu na spotkanie z Lordem Asrielem?

– Nie! Nigdy! Ale równocześnie obawia się go, wiesz? Tak, tak, tutejszy król toczy trudną grę. Jest jednak zręcznym graczem i potrafi nieźle manewrować. Trzyma Lorda Asriela w odosobnieniu, aby zadowolić panią Coulter, a z drugiej strony dba o swego więźnia w ten sposób, że daje mu wszelki sprzęt, jakiego Lord sobie zażyczy. Myślę, że taka równowaga nie może trwać zbyt długo. Zadowalanie obu stron to coś, hm, że tak powiem niestabilnego. Sytuacja z pewnością bardzo szybko się zmieni. Wiem to na pewno.

– Naprawdę? – spytała Lyra, myśląc intensywnie o poprzednich słowach Profesora.

– Tak. Język mojej dajmony potrafi wyczuć takie rzeczy.

– Mój dajmon też to potrafi… Kiedy nas nakarmią Profesorze?

– Nakarmią?

– Muszą tu dawać od czasu do czasu coś do jedzenia, w przeciwnym razie umrzemy z głodu. Poza tym, na podłodze leżą kości. Chyba focze, prawda?

– Focze… No, nie wiem. Możliwe.

Lyra wstała i po omacku odszukała drogę do drzwi. Tak jak się spodziewała, nie miały klamki ani dziurki od klucza i były tak idealnie dopasowane przy suficie i podłodze, że do celi nie przenikało z korytarza żadne światło. Dziewczynka przycisnęła ucho do drzwi, niczego jednak nie usłyszała. Siedzący za nią starzec mamrotał coś do siebie, grzechocząc łańcuchem, kiedy ciężko przewracał się z boku na bok; w końcu zasnął i zaczął chrapać.

Lyra wróciła na ławkę. Pantalaimon, zmęczony wydzielaniem światła, zmienił się w nietoperza, jedną ze swoich ulubionych postaci. Latał, trzepocząc skrzydłami i cicho popiskując, podczas gdy Lyra siedziała zamyślona i obgryzała paznokieć.

Nagle zupełnie niespodziewanie przypomniała sobie, co Profesor Palmeru mówił w Sali Seniorów tak dawno temu. Myśl o tym męczyła ją od chwili, gdy Iorek Byrnison po raz pierwszy wspomniał imię Iofura Raknisona, i teraz wreszcie dokładnie pamiętała słowa Profesora Trelawneya: powiedział, że Iofur Raknison najbardziej ze wszystkiego na świecie pragnie posiadać dajmona!

Wtedy oczywiście nie rozumiała, co mógł mieć na myśli, zwłaszcza że zamiast znanego dziewczynce angielskiego słowa użył określenia panserbjorne, nie miała więc pojęcia, że Iofur Raknison jest niedźwiedziem, a nie człowiekiem. A skoro każdy człowiek posiadał dajmona, pragnienie Iofura nie miało dla Lyry sensu.

Teraz jednak sprawa się wyjaśniła. Dziewczynka połączyła wszystkie posiadane na temat króla niedźwiedzi informacje i zrozumiała, że potężny Iofur Raknison chciał po prostu stać się istotą ludzką i posiadać dajmona.

Kiedy Lyra uświadomiła to sobie, przyszedł jej do głowy plan, w jaki sposób skłonić niedźwiedziego króla, by zrobił coś, na co w innej sytuacji z pewnością nie przystałby. Gdyby plan się powiódł, Iorek Byrnison wróciłby na tron, a Lyra mogłaby się dostać tam, gdzie przetrzymywano Lorda Asriela, by wręczyć mu aletheiometr.

Pomysł wykiełkował w głowie dziewczynki, ale Lyra nie miała odwagi rozważyć go szczegółowiej, bała się bowiem, że pryśnie tak jak bańka mydlana. Umiała jednak radzić sobie z tego typu myślami, toteż skupiając umysł na czymś innym, pozwoliła, by plan sam jej się ułożył w głowie.

Lyra właśnie zasypiała, kiedy szczęknęły zasuwy i drzwi się otworzyły. Światło wlało się do celi i dziewczynka natychmiast zerwała się na równe nogi, szybko ukrywając Pantalaimona w kieszeni.

W chwili gdy strażnik wsunął łeb, trzymając w zębach focze mięso, które zamierzał wrzucić do celi, dziewczynka już stała przed nim.

– Zabierz mnie do Iofura Raknisona – rozkazała. – Będziesz miał kłopoty, jeśli tego nie zrobisz. To bardzo pilne.

Niedźwiedź wypuścił mięso z paszczy i podniósł łeb. Lyrze nie było łatwo wyczytać cokolwiek z wyrazu jego pyska, strażnik wydał jej się jednak rozgniewany.

– Chodzi o Iorka Byrnisona – dodała szybko. – Wiem o nim coś, co król powinien wiedzieć.

– Powiedz mi, o co chodzi, a ja przekażę twoje słowa królowi – odparł niedźwiedź.

– Nie byłoby rzeczą właściwą, gdyby ktoś poznał te informacje przed królem – oświadczyła Lyra. – Przykro mi, nie chcę być niegrzeczna, istnieje jednak zasada, że król musi się dowiedzieć pierwszy.

Może niedźwiedź był tępy, a może nie, w każdym razie zawahał się, po czym wrzucił mięso do celi i wreszcie powiedział:

– Dobrze więc. Chodź ze mną.

Wyprowadził dziewczynkę na dwór, z czego była bardzo zadowolona. Mgła już się podniosła i widać było teraz gwiazdy, które połyskiwały ponad wysokimi ścianami otaczającymi dziedziniec. Strażnik naradził się z drugim niedźwiedziem, który przyszedł z nią porozmawiać.