Выбрать главу

– Zapewne. Co więc powinienem zrobić?

– Powiedz im… że aby uczynić swoje królestwo absolutnie bezpiecznym, sam wezwałeś tu Iorka Byrnisona na pojedynek. Zwycięzca tej walki będzie rządził niedźwiedziami. Widzisz, na twoich podwładnych z pewnością zrobi wrażenie, jeśli oświadczysz, że Iorek przychodzi na twój rozkaz. Pomyślą, że jesteś potężny, skoro potrafisz wezwać kogoś z tak daleka. Powiedzą, że jesteś wszechmocny.

– Tak…

Wielki niedźwiedź był bezradny. Lyra niemal upajała się władzą, którą nad nim miała, i gdyby Pantalaimon nie uszczypnął jej mocno w rękę, przypominając o niebezpieczeństwie, w którym się znajdowali, być może zupełnie zatraciłaby poczucie proporcji.

Otrząsnęła się jednak, skromnie zrobiła krok w tył i czekała. Potem obserwowała, jak niedźwiedzie pod kierownictwem podnieconego Iofura przygotowują pole walki dla niego i Iorka Byrnisona. Tymczasem Iorek zupełnie nieświadom tego zamieszania, zbliżał się do Pałacu. Lyra żałowała, że nie może mu powiedzieć, co go czeka – a miała to być walka o jego życie.

Pojedynek

Walki między niedźwiedziami były na porządku dziennym, a równocześnie traktowano je jak coś w rodzaju rytuału. Jednakże pojedynki, w których jeden niedźwiedź zabiłby drugiego, miały miejsce niezwykle rzadko – śmiertelny cios zdarzał się wówczas przypadkowo lub kiedy zwyciężający niedźwiedź błędnie zrozumiał sygnały dawane przez przeciwnika, tak jak Iorek Byrnison. Natomiast morderstwo (takie jak zabicie przez Iofura własnego ojca) było jeszcze rzadsze.

Od czasu do czasu jednakże zdarzały się sytuacje sporne, których jedynym rozwiązaniem wydawała się walka na śmierć i życie i oficjalnie ten fakt ogłaszano.

Gdy Iofur oświadczył, że Iorek Byrnison jest w drodze do Pałacu i wkrótce nastąpi pojedynek, natychmiast rozpoczęły się przygotowania. Pole walki zamieciono i wyrównano, a z kopalni ogniowych zjechali płatnerze, aby sprawdzić pancerz Iofura. Zbadali każdy nit, przetestowali każde ogniwo, a wszystkie blachy wypolerowali najdrobniejszym piaskiem. Taką samą uwagę zwrócono na pazury króla. Starto złote liście i każdy sześciocalowy szpon maksymalnie naostrzono i spiłowano. Lyra obserwowała całą tę procedurę z coraz większym strachem, wiedziała bowiem, że Iorkowi Byrnisonowi nikt nie poświęci najmniejszej uwagi. Jej przyjaciel biegł po śniegu już od prawie dwudziestu czterech godzin; bez odpoczynku i jedzenia. Może został ranny podczas upadku, myślała Lyra i zdała sobie sprawę, że naraziła go bez jego wiedzy na śmiertelną walkę. W pewnym momencie gdy Iofur Raknison sprawdzał ostrość swych pazurów na świeżo zabitym morsie, rozcinając skórę zwierzęcia niczym papier, a potem badał siłę swych niesamowitych ciosów na czaszce morsa (rozbił ją dwoma uderzeniami na miazgę), dziewczynka przeprosiła króla i wyszła, aby samotnie popłakać ze strachu.

Nawet Pantalaimon, który zwykle w takich sytuacjach ją pocieszał, teraz nie miał nic optymistycznego do powiedzenia. Lyrze pozostało już tylko zasięgnąć rady aletheiometru. Urządzenie powiadomiło ją, że Iorek znajduje się o godzinę drogi od nich, i ponownie kazało dziewczynce zaufać niedźwiedziowi. Wydawało jej się (było to najtrudniejsze do interpretacji), że przyrząd strofuje ją za zadawanie dwukrotnie tego samego pytania.

Wiadomość rozeszła się już wśród niedźwiedzi i wokół pola walki panował tłok. Najlepsze miejsca zajęła niedźwiedzia arystokracja, wyznaczono też specjalnie ogrodzony teren dla niedźwiedzic, wśród których nie zabrakło, rzecz jasna, żon Iofura. Lyra była ciekawa wyglądu i charakteru samic, ponieważ wiedziała o nich mało, nie było jednak czasu na zadawanie pytań. Trzymała się więc jak najbliżej Iofura Raknisona, obserwowała otaczających go dworzan, którzy domagali się, by uznano ich wyższość nad zwykłymi niedźwiedziami, i próbowała się domyślić znaczenia rozmaitych pióropuszy, symboli i innych znaków, które najwyraźniej nosiły wszystkie niedźwiedzie. Widziała też, że niektóre z najwyżej postawionych stworzeń miały małe manekiny przypominające szmacianą lalkę Iofura, i przyszło jej do głowy, że być może hołdując modzie, którą zainicjował ich król, usiłują mu się przypochlebić. Lyra odczuła szydercze zadowolenie, gdy zauważyła, że nie wiedzą, co zrobić z kukłami, skoro Iofur pozbył się swojej. Zapewne się zastanawiali, czy również powinni je wyrzucić. Czy są teraz w niełasce? Jak powinni postąpić?

Lyra dostrzegła, że ta niepewność jest najbardziej dominującym uczuciem wśród dworzan. Zupełnie nie wiedzieli, jak się zachować. Nie byli podobni do Iorka Byrnisona, pewnego siebie i swoich przekonań; stale towarzyszył im niepokój, ciągle oglądali się jeden na drugiego i zerkali na Iofura.

Z ciekawością obserwowali też dziewczynkę, która stała skromnie i bez słowa obok króla, a gdy dostrzegła, że jakiś niedźwiedź na nią spogląda, spuszczała oczy.

Do tego czasu mgła już się podniosła i powietrze stało się przejrzyste; w południe, w chwili, gdy powinien przybyć Iorek, nagle pojaśniało niebo, jak gdyby zapowiadając szansę odmiany niekorzystnej sytuacji. Dziewczynka stała, lekko drżąc, na niewielkim wzniesieniu z mocno ubitego śniegu tuż na skraju pola walki. Podniosła głowę ku tej bladej jasności na niebie i z całego serca zapragnęła ujrzeć eleganckie, czarne postacie, które zniżają lot, by ją ocalić; chciała zobaczyć ukryte za zorzą miasto, w którym mogłaby bezpiecznie chodzić szerokimi bulwarami w słonecznym świetle, lub też szerokie ramiona Ma Costy, poczuć jej zapach i aromat gotowanych potraw. Ramiona objęłyby ją tak czule…

Lyra uświadomiła sobie, że płacze. Łzy zamarzały niemal natychmiast po wypłynięciu z oczu; gdy je ocierała, czuła ból. Była tak bardzo przerażona… Niedźwiedzie, które nie potrafiły płakać, nie były w stanie zrozumieć, co się z nią dzieje; uważały najwyraźniej, że jest to jakiś bezsensowny, typowy dla ludzi proces. A Pantalaimon nie mógł jej niestety pocieszyć, jak to czynił zwykle w trudnych sytuacjach, chociaż gdy trzymała rękę w kieszeni, unieruchamiając mały mysi kształt dajmon ocierał się o jej palce.

Obok niej kowale kończyli przegląd pancerza Iofura Raknisona, który stał niczym wielka, metalowa wieża lśniąc wypolerowaną stalą, gładkimi blachami inkrustowanymi pasami złota. Hełm niedźwiedzia otaczał górną część jego łba błyszczącym pancerzem srebra i szarości; na wysokości oczu znajdowały się szerokie szczeliny. Niżej ciało króla chroniła obcisła kolczuga. Gdy Lyra dostrzegła wszystkie te szczegóły, zdała sobie sprawę że po prostu zdradziła Iorka Byrnisona; ponieważ jej przyjaciel nie miał niczego takiego, pozbawiony więc był szans na zwycięstwo w pojedynku. Pancerz Iorka chronił jedynie jego grzbiet i boki. Dziewczynka popatrzyła na Iofura Raknisona, tak smukłego i potężnego, i poczuła mdłości, które były wynikiem strachu i poczucia winy.

– Wybacz mi, Wasza Królewska Mość – odezwała się. – Czy pamiętasz, co ci powiedziałam wcześniej…

Jej drżący głos zabrzmiał cicho i niewyraźnie. Iofur Raknison odwrócił ogromny łeb. Słowa dziewczynki odciągnęły jego uwagę od tarczy, którą podnosiły przed nim trzy niedźwiedzie; chciał ją właśnie smagnąć idealnie naostrzonymi pazurami.

– Co?

– Pamiętasz, powiedziałam ci, królu, że lepiej pójdę i porozmawiam najpierw z Iorkiem Byrnisonem, i będę udawać…

Zanim jednak zdołała dokończyć zdanie, rozległ się ryk niedźwiedzi, które siedziały na wieży strażniczej. Wszyscy zebrani wiedzieli, co to oznacza, i podjęli wrzask z triumfem i ożywieniem w głosach. Najwyraźniej dostrzegli Iorka.