– Proszę! – nalegała Lyra. – Oszukam go, zobaczysz.
– Dobrze. Idź więc. Idź i ośmiel go!
Iofur Raknison ledwie był w stanie mówić z wściekłości i podniecenia.
Lyra odeszła więc od niego i ruszyła przez puste białe pole bitewne; zostawiała małe ślady stópek na śniegu. Niedźwiedzie stojące po drugiej stronie rozstąpiły się, by ją przepuścić. Kiedy ich wielkie ciała ciężko odsuwały się na boki, Lyra nagle zobaczyła ciemny horyzont na tle bladego światła. Zastanawiała się, gdzie jest Iorek Byrnison. Nie dostrzegła go, ale strażnica znajdowała się przecież wysoko i od dłuższej chwili było z niej widać to, czego Lyra jeszcze nie zauważyła. Dziewczynka szła naprzód przez śnieg, ponieważ nic innego nie przyszło jej do głowy.
Iorek zobaczył ją pierwszy. Lyra usłyszała najpierw ciężkie kroki oraz głośny szczęk metalu, a po jakimś czasie stanął przed nią jej przyjaciel otoczony chmurą śnieżnego pyłu.
– Och, Iorku! Zrobiłam straszną rzecz! Mój drogi, będziesz musiał walczyć z Iofurem Raknisonem, a ty nie jesteś gotowy… Jesteś zmęczony i głodny, a twój pancerz…
– Jaką straszną rzecz?
– Powiedziałam mu, że nadchodzisz, ponieważ dowiedziałam się tego z czytnika symboli. A Iofur desperacko pragnie być człowiekiem i mieć dajmonę, naprawdę za wszelką cenę… Więc go oszukałam, każąc mu myśleć, że jestem twoją dajmoną i że zamierzam cię opuścić, aby przejść pod jego opiekę, ale może to nastąpić tylko wtedy, gdy stanie z tobą do uczciwej walki. Uważałam, że w przeciwnym razie, drogi Iorku, nigdy nie pozwoliłby ci walczyć… Zamierzali po prostu strzelać z miotaczy, gdybyś się zbliżył…
– Oszukałaś Iofura Raknisona?
– Tak. Skłoniłam go do tego, by walczył z tobą zamiast po prostu cię zabić jako wygnańca… A zwycięzca tego pojedynku zostanie królem niedźwiedzi. Musiałam to zrobić, bo…
– Belacqua? Nie. Od tej chwili nazywasz się Lyra Złotousta – stwierdził. – Chciałem walki właśnie z nim, niczego więcej. Chodź, mała dajmonko.
Dziewczynka popatrzyła na Iorka Byrnisona, wynędzniałego i dzikiego niedźwiedzia w poobijanym pancerzu, a serce rosło jej z dumy.
Poszli razem ku ciężkiej bryle Pałacu Iofura, gdzie znajdowało się pole przygotowane do walki. Niedźwiedzie zebrały się przy blankach, białe pyski wypełniły każde okno, a olbrzymie postacie stały niczym zwarty mur mglistej bieli, poznaczony czarnymi kropkami oczu i nosów. Stworzenia stojące najbliżej rozstąpiły się na boki, tworząc szpaler. Iorek Byrnison i jego dajmona szli powoli, a oczy dosłownie wszystkich niedźwiedzi skupiły się na tej parze.
Iorek zatrzymał się na polu bitewnym naprzeciwko Iofura Raknisona. Król opuścił wzniesienie z ubitego śniegu i dwa niedźwiedzie z odległości kilku jardów patrzyły sobie śmiało w oczy.
Lyra znajdowała się tak blisko Iorka, że wyczuwała, jak jego ciało drży niczym wielkie dynamo, wytwarzające potężne anbaryczne moce. Dotknęła na moment jego szyi przy krawędzi hełmu i powiedziała:
– Walcz dzielnie, Iorku, mój drogi. Jesteś prawdziwym królem, a on nie. On jest nikim.
Potem się odsunęła.
– Niedźwiedzie! – ryknął Iorek Byrnison. Echo odbiło się od ścian Pałacu, aż przestraszone ptaki zerwały się z gniazd. – Warunki tej walki są następujące: jeśli Iofur Raknison mnie zabije, wtedy będzie królem do końca życia, bezpieczny od wszelkich wyzwań czy kłótni. Jeśli jednak ja go zabiję, zostanę królem i natychmiast rozkażę wam zrównać ten Pałac z ziemią, zniszczyć ten perfumowany dom będący pośmiewiskiem. Każę wrzucić całe złoto i marmur do morza. Metalem niedźwiedzi jest żelazo, nie złoto. Iofur Raknison splugawił Svalbard, więc przybyłem, aby go oczyścić. Iofurze Raknison, wyzywam cię.
Wtedy Iofur skoczył krok czy dwa do przodu, jak gdyby ledwie mógł się powstrzymać od ataku.
– Niedźwiedzie! – ryknął. – Iorek Byrnison przybył na mój rozkaz. Ściągnąłem go tutaj. To ja powinienem przedstawić warunki tej walki, a są one następujące: jeśli zabiję Iorka Byrnisona, jego ciało zostanie rozszarpane i rzucone kliwuchom. Łeb wystawimy na pokaz ponad Pałacem. Wymażemy wszelkie wspomnienia o Iorku i będzie sądzony za wielką zbrodnię każdy, kto wymówi jego imię…
Iofur kontynuował, a potem dwaj wielcy przeciwnicy przemówili jeszcze raz. Była to rytualna formuła, której skrupulatnie przestrzegano. Lyra patrzyła na te dwa zupełnie odmienne od siebie niedźwiedzie: Iofura, emanującego zdrowiem i królewską siłą, ogromnego, dumnego i połyskującego wspaniałym uzbrojeniem, oraz Iorka, mniejszego (chociaż dziewczynka wcześniej nie podejrzewała, że może kiedykolwiek wydawać się mały i być źle wyposażony), w pordzewiałym i pogiętym pancerzu. Pomyślała jednak, że zbroja Iorka to przecież jego dusza. Sam ją wykuł, doskonale na niego pasowała i stanowili jedność. Iofur nie był zadowolony ze swojej zbroi; pragnął również innej duszy. Był nerwowy i jego zachowanie kontrastowało ze spokojem Iorka.
Lyra zdawała sobie sprawę, że wszystkie niedźwiedzie przeprowadzają podobne porównanie. Ale Iorek i Iofur byli nie tylko dwoma przedstawicielami swego gatunku, uosabiali bowiem także dwa przeciwstawne typy niedźwiedziej natury, dwie przyszłości, dwa przeznaczenia. Każdy z nich oferował inny świat.
Kiedy ich rytualna walka przeszła w drugą fazę, dwa niedźwiedzie zaczęły niespokojnie chodzić po śniegu; wysuwały łby do przodu i kołysały nimi. Widzowie nie poruszyli się, ale wszystkie oczy podążały za potężnymi przeciwnikami.
W końcu wojownicy znieruchomieli, zamilkli i obserwowali jeden drugiego przez szerokość pola walki.
Potem równocześnie ruszyli ku sobie z rykiem; śnieg zawirował wokół nich. Pędzili niczym dwie wielkie, znajdujące się na szczytach gór masy skalne poruszone trzęsieniem ziemi, które spadają po stoku, nabierając szybkości, przeskakując ponad przepaściami i rozłupując swym impetem drzewa, aż wreszcie natarli na siebie tak mocno, że obaj powinni zostać zmiażdżeni. Łomot, jaki spowodowało ich zwarcie, zagrzmiał w nieruchomym powietrzu i odbił się od ściany Pałacu, ale żadne z ogromnych stworzeń najwyraźniej nie odniosło widocznych obrażeń. Obaj upadli na bok; pierwszy podniósł się Iorek. Wygiął się gibko, skoczył i wziął się za bary z Iofurem, którego pancerz nadwerężyło zderzenie, toteż miał trudności z podniesieniem łba. Iorek natychmiast dostrzegł szczelinę w pancerzu przy szyi przeciwnika. Potrząsnął białym futrem, a potem wsunął pazury pod krawędź hełmu Iofura i szarpnął do przodu.
Gdy Iofur odczuł na własnej skórze gniew tamtego, warknął i otrząsnął się (Lyra kiedyś widziała Iorka otrząsającego się z wody w podobny sposób; rozpryskiwał wtedy wokół ciężkie krople), a jego przeciwnik oderwał się od niego. Iofur wstał i, używając jedynie siły swych mięśni, wyprostował odgięty fragment pancerza; słychać było zgrzyt wyginanej stali. Potem rzucił się na Iorka, który ciągle jeszcze próbował się podnieść.
Lyrze wydawało się, że czuje siłę tego nieprawdopodobnego ciosu, i niemal straciła oddech. Ziemia wyraźnie zatrzęsła się pod jej stopami. Jak Iorek mógłby to przeżyć, pomyślała. Usiłował się wywinąć w taki sposób, aby postawić łapy na ziemi, na razie jednak leżał na grzbiecie, a Iofur starał się zagłębić zęby w jego gardle, trysnęła krew. Jedna kropla spadła na ubranie Lyry; przycisnęła do niej rękę, jakby był to jakiś znak miłości.
W następnej sekundzie Iorek wsunął pazury tylnych łap w ogniwa kolczugi Iofura i rozdarł metalową siatkę aż do dołu. Cały przód odpadł, a Iofur przechylił się na bok, aby obejrzeć szkodę. Iorek wykorzystał tę chwilę zwłoki i stanął wyprostowany.
Przez moment dwa niedźwiedzie stały z dala od siebie, odzyskując oddech. Iofurowi przeszkadzała rozdarta kolczuga, która zamiast go chronić stała się obecnie zawadą: wlokła mu się wokół tylnych łap. Iorek jednakże wyglądał gorzej; rana przy szyi mocno krwawiła, ciężko dyszał.