Выбрать главу

– Pięciornik – powiedział Iorek. – Przyciśnij mi go do rany, Lyro, potem zaciśnij skórę, przyłóż trochę śniegu i przytrzymaj, póki nie zamarznie.

Nie pozwolił żadnemu niedźwiedziowi, by się nim zajął, mimo gorliwości, jaką mu okazywali. Poza tym Lyra miała zręczne ręce i bardzo chciała mu pomóc. I tak mała dziewczynka pochyliła się nad ciałem wielkiego króla niedźwiedzi, przyłożyła mu do brzucha ziele pięciornika i zamroziła ranę, aż przestała krwawić. Kiedy Lyra skończyła, jej rękawice były całkowicie przesiąknięte krwią Iorka, jednak krwawienie zostało zatamowane.

Do tego czasu wyszli z lochów więźniowie – mniej więcej tuzin mężczyzn, skulonych, drżących i mrużących oczy. Dziewczynka stwierdziła, że nie ma sensu rozmawiać z Profesorem, ponieważ biedak był szalony. Chciała się wprawdzie dowiedzieć, kim są pozostałe osoby, czekało na nią jednak wiele innych, pilniejszych czynności. Nie chciała odrywać od zajęć Iorka, który wydawał szybkie polecenia i kierował niedźwiedzie do różnych zadań, ale niepokoiła się o Rogera, Lee Scoresby’ego i czarownice, a poza tym była głodna i zmęczona. Pomyślała, że najlepiej będzie usunąć się nowemu królowi z drogi.

Skuliła się więc w jakimś spokojniejszym narożniku bitewnego pola. Pantalaimon zmienił się w rosomaka aby ją ogrzać, a jego pani zgarnęła ku sobie nieco śniegu, przykryła się nim, tak jak to mają w zwyczaju niedźwiedzie, i zasnęła.

Ktoś dotknął jej stopy i jakiś nieznany niedźwiedź powiedział:

– Złotousta Lyro, król wzywa cię do siebie.

Dziewczynka obudziła się. Była prawie zmartwiała z zimna i nie mogła nawet otworzyć oczu, ponieważ przymarzły jej powieki, na szczęście Pantalaimon polizał je, stopił lód i wkrótce Lyra w świetle księżyca dostrzegła młodego niedźwiedzia.

Próbowała wstać, ale dwa razy się przewróciła.

– Wsiądź na mnie – powiedział niedźwiedź i przykucnął, oferując jej swój szeroki grzbiet.

Wsiadła, mocno przylgnęła do futra zwierzęcia i – choć co pewien czas nieco się zsuwała – zdołała jakoś się utrzymać na jego grzbiecie w drodze do otoczonej urwistymi zboczami kotliny, gdzie zebrało się wiele niedźwiedzi, wśród których Lyra natychmiast wypatrzyła niewielką ludzką postać, która wybiegła jej naprzeciw. Dajmona chłopca podskoczyła, aby przywitać się z Pantalaimonem.

– Roger! – krzyknęła.

– Iorek Byrnison kazał mi zostać, a sam poszedł po ciebie… Wypadliśmy z balonu, Lyro! Po twoim zniknięciu wiatr pchał balon jeszcze przez kilka mil, a później pan Scoresby wypuścił trochę więcej gazu… Rozbiliśmy się o górę i spadaliśmy po tak stromym zboczu, jakiego chyba nigdy nie widziałaś! Nie wiem, gdzie może być teraz pan Scoresby albo czarownice. U podnóża góry byłem tylko ja i Iorek. On natychmiast wrócił, aby odszukać ciebie. Mówili mi o jego walce…

Lyra rozejrzała się. Więźniowie pod kierownictwem starszego niedźwiedzia budowali szałas z drewna i kawałków płótna. Wyglądali na zadowolonych, że mają czym zająć ręce. Jeden z nich zaczął rozpalać ogień.

– Tam jest jedzenie – odezwał się młody niedźwiedź, który obudził Lyrę.

Na śniegu leżała upolowana foka. Niedźwiedź rozdarł ją pazurem i pokazał dziewczynce, gdzie znaleźć nerki. Lyra zjadła jedną na surowo: mięso było ciepłe, miękkie i niewyobrażalnie wręcz delikatne.

– Wyssij też tran – poradził niedźwiedź i oderwał pasek tłustego mięsiwa. Smakowało jak śmietanka i pachniało orzechami laskowymi. Roger początkowo się zawahał, potem jednak podążył za przykładem przyjaciółki. Jedli łapczywie. Po kilku minutach Lyra czuła się już w pełni rozbudzona i zaczęła odczuwać ciepło.

Wycierając usta, rozejrzała się, ale nigdzie nie dostrzegła niedźwiedziego króla.

– Iorek Byrnison rozmawia ze swoimi doradcami – Wyjaśnił młody niedźwiedź. – Kazał cię przyprowadzić, gdy skończysz jeść. Chodź ze mną.

Poprowadził dziewczynkę po zaśnieżonym wzgórzu do miejsca, gdzie niedźwiedzie zaczynały budować ścianę z lodowych bloków. Iorek siedział w środku grupy starczych niedźwiedzi. Wstał, aby ją powitać.

– Złotousta Lyro – odezwał się. – Chodź i posłuchaj, co mi tu mówią.

Nie wytłumaczył jej obecności pozostałym, a może wcześniej już się dowiedzieli, kim jest dziewczynka, w każdym razie zrobili jej miejsce i traktowali ją z tak ogromną kurtuazją, jak gdyby była królową. Czuła się bardzo dumna, że siedzi obok swego przyjaciela, Iorka Byrnisona, pod pięknie migoczącą na polarnym niebie Zorzą. Przysłuchiwała się rozmowie niedźwiedzi.

Wynikało z niej, że poddani Iorka czuli się pod panowaniem Iofura Raknisona tak zagubieni, jak gdyby ktoś rzucił na nich zaklęcie. Niektórzy twierdzili, że ich byłego króla omamiła pani Coulter, która odwiedziła go jeszcze przed wygnaniem Iorka (chociaż Iorek wcale o tym nie wiedział). Wręczyła Iofurowi różne podarki.

– Dała mu narkotyk – stwierdził jeden z niedźwiedzi – który on w tajemnicy podał Hjamurowi Hjamursonowi, sprawiając, że tamten zupełnie się zapomniał.

Lyra wywnioskowała z dyskusji, że Hjamur Hjamurson to niedźwiedź, którego zabił Iorek, w wyniku czego został skazany na wygnanie. Więc pani Coulter była za to odpowiedzialna!

Rewelacji było więcej.

– Istnieją ludzkie prawa, zakazujące działalności, którą zamierzała prowadzić ta Coulter, ale prawa te nie obowiązują w Svalbardzie… Między innymi dlatego chciała zorganizować tu kolejną stację podobną do Bolvangaru, by przeprowadzać jeszcze potworniejsze doświadczenia… a Iofur zamierzał jej na to pozwolić, wbrew wszelkim niedźwiedzim obyczajom… Dotychczas bowiem ludzie odwiedzali nas albo przebywali w naszych więzieniach, nigdy jednak nie mieszkali wśród nas ani nie pracowali tu… Stopniowo Coulter zamierzała coraz bardziej zawładnąć Iofurem Raknisonem. Wzrastałaby też jego władza nad nami, aż stalibyśmy się jej prywatnymi zwierzaczkami, które na jej rozkazy biegałyby tu i tam, a główne nasze zadanie polegałoby na pilnowaniu tego odrażającego przybytku, który chciała powołać do życia…

Słowa te wypowiedział stary niedźwiedź nazwiskiem Soren Eisarson. Był doradcą Iorka i od początku należał do przeciwników Iofura Raknisona.

– Co ona teraz zrobi, Lyro? – spytał Iorek Byrnison. – Jakie będą jej plany, gdy usłyszy o śmierci Iofura?

Dziewczynka wyjęła aletheiometr, aby zadać pytania związane z panią Coulter. Światło było zbyt słabe, toteż Iorek rozkazał, żeby przyniesiono pochodnię.

– Co się przydarzyło panu Scoresby’emu? – spytała Lyra podczas oczekiwania na odpowiedź przyrządu. – Co z czarownicami?

– Nasze czarownice zostały zaatakowane przez inny klan. Nie wiem, czy tamte były sprzymierzone z przecinaczami dzieci, ale patrolowały niebo licznymi grupami i zaatakowały nas podczas burzy. Nie widziałem, co się stało z Serafiną Pekkalą. A jeśli chodzi o Lee Scoresby’ego, balon wzniósł się niemal w tej samej chwili, gdy ja i chłopiec wypadliśmy. Ale twój czytnik symboli powie ci, jaki jest los ich wszystkich.

Jakiś niedźwiedź przyciągnął sanie, na których stał kocioł z żarzącym się węglem drzewnym, i wrzucił do niego żywiczną gałąź, która natychmiast się zapaliła. W oślepiającym blasku Lyra obróciła wskazówki aletheiometru i spytała o Lee Scoresby’ego.

Okazało się, że Teksańczyk ciągle jeszcze znajduje się w powietrzu. Wiatr znosił go ku Nowej Zembli. Najwyraźniej Scoresby’emu udało się umknąć zarówno kliwuchom, jak i wrogim czarownicom.

Lyra przekazała informację Iorkowi, a on z zadowoleniem kiwnął łbem.

– Pozostanie bezpieczny, póki będzie w powietrzu – zauważył. – A co z panią Coulter?

Odpowiedź była skomplikowana, a igła urządzenia zatrzymywała się przy tak niezwykłych symbolach, że dziewczynka przez dłuższy czas usiłowała w pełni zrozumieć wiadomość. Niedźwiedzie były zaintrygowane, jednak hamowały ciekawość przez wzgląd na swego króla i z powodu jego szacunku dla Lyry, która tak bardzo się skupiła na przyrządzie, że niemal wpadła w trans.