Выбрать главу

Z każdą minutą Lord Asriel był bliżej celu.

Lyra po raz pierwszy spojrzała na więzienie swego ojca, kiedy Iorek Byrnison zatrzymał się u stóp góry, by zziębnięte i zesztywniałe dzieci mogły się trochę rozruszać i rozluźnić mięśnie.

– Spójrz w górę – powiedział do dziewczynki.

Lyra miała przed sobą rozległy, nierówny stok pokryty kamieniami i lodem. Widoczna na nim droga – oczyszczony z kamieni szlak – prowadziła ku samotnej turni. Na niebie nie było Zorzy, lecz wspaniale lśniły gwiazdy. Turnia wydawała się czarna i posępna, a na jej szczycie stał duży budynek, który promieniował jasnością. I nie był to blady nieregularny poblask tranowej lampy ani surowa biel anbarycznego światła, lecz ciepła, kremowa łuna nafty.

Płonące światłem okna także ukazywały potęgę Lorda Asriela, szkło było bowiem kosztowne, a umieszczanie w oknach wielkich szklanych powierzchni w tej lodowej strefie klimatycznej nazwać było można po prostu marnowaniem ciepła. A jednak znajdowały się w tym miejscu, stanowiąc jawny dowód bogactwa i władzy, o wiele bardziej przekonujący niż wulgarny Pałac Iofura Raknisona.

Dzieci po raz ostatni w tej podróży dosiadły swoich niedźwiedzi i Iorek poprowadził całą grupę w górę stoku ku domowi. Przed budynkiem znajdował się zasypany śniegiem i otoczony niskim murkiem dziedziniec. Kiedy Iorek pchnięciem otworzył bramę, usłyszeli, jak gdzieś w budynku zabrzęczał dzwonek.

Lyra zsiadła z niedźwiedzia; ledwie mogła ustać na nogach. Pomogła zsiąść Rogerowi i razem, wspierając się nawzajem i potykając, zaczęli się przedzierać przez głęboki za kolana śnieg ku stopniom prowadzącym do drzwi. Lyra zapragnęła natychmiast znaleźć się w cieple tego domu. Bardzo potrzebowała też odpoczynku. Sięgnęła ręką do uchwytu dzwonka, zanim go jednak zdołała chwycić, drzwi się otworzyły. Za nimi widać było małą, mrocznie oświetloną sień, a pod lampą stał osobnik, którego dziewczynka rozpoznała – służący Lorda Asriela, Thorold, wraz ze swoją dajmoną, pinczerką imieniem Anfang.

Lyra ze znużeniem odrzuciła kaptur.

– Kim… – zaczął Thorold, a potem poznał dziewczynkę i dodał: – Lyra? Mała Lyra? Czy ja śnię?

Sięgnął za siebie, aby otworzyć wewnętrzne drzwi. Za nimi znajdowała się jadalnia. W kamiennym palenisku płonął węglowy ogień, ciepłe, naftowe światło oświetlało dywany, krzesła obite skórą, wypolerowane drewno… Lyra nie widziała takiego wystroju od chwili opuszczenia Kolegium Jordana, toteż na chwilę zaparło jej dech w piersiach.

Irbisica, dajmona Lorda Asriela, warknęła.

Obok niej stał ojciec dziewczynki. Na jego majestatycznej twarzy o ciemnych oczach początkowo widniał wyraz władczości, zawziętości, triumfu i pełnego nadziei oczekiwania, jednak później, kiedy mężczyzna rozpoznał córkę, pobladł i otworzył szeroko oczy. Najwyraźniej coś go przestraszyło.

– Nie! Nie! – krzyknął.

Chwiejnie zatoczył się w tył i kurczowo chwycił za gzyms kominka. Widząc to, Lyra nie była w stanie się ruszyć.

– Wynoś się! – wrzasnął Lord Asriel. – Odwróć się i wyjdź! Idź! Nie posyłałem po ciebie!!

Dziewczynka nie mogła wydusić z siebie słowa. Otworzyła dwukrotnie usta, potem trzeci raz, wreszcie zdołała powiedzieć:

– Nie, przyjechałam, ponieważ…

Lord Asriel był naprawdę przerażony. Ciągle potrząsał głową i podnosił ręce, jak gdyby chciał odsunąć od siebie Lyrę, która nie mogła zrozumieć jego rozpaczy i gniewu.

Zrobiła krok w jego kierunku, pragnąc go uspokoić, a wtedy pojawił się Roger i stanął za nią zaniepokojony; dajmony dzieci podfrunęły do źródła ciepła. Po chwili Lord Asriel dotknął ręką brwi, odzyskał zimną krew i jego twarz nabrała żywszych barw. Później spojrzał na chłopca i dziewczynkę już spokojniej i spytał:

– Lyra? Czy to Lyra?

– Tak, wuju Asrielu – odparła, pomyślała bowiem, że pora nie jest odpowiednia na omawianie kwestii ich rzeczywistego pokrewieństwa. – Przyjechałam, aby ci przekazać aletheiometr od Rektora Jordana.

– Tak, oczywiście, że tak – stwierdził. – A kim jest twój towarzysz?

– Roger Parslow – odrzekła. – Chłopiec kuchenny z Kolegium. Ale…

– Jak się tu dostałaś?

– Właśnie zamierzałam ci powiedzieć… Na dworze jest Iorek Byrnison, on nas tu przywiózł. Przejechał ze mną całą drogę z Trollesundu i oszukaliśmy Iofura…

– Kim jest Iorek Byrnison?

– To pancerny niedźwiedź. Przywiózł nas tu.

– Thoroldzie – polecił Lord Asriel – przygotuj dla dzieci gorącą kąpiel i coś do jedzenia. Potem niech się wyśpią. Ich ubrania są brudne, znajdź im coś innego. Zrób to teraz, ja w tym czasie porozmawiam z tym niedźwiedziem.

Lyra poczuła, że głowa jej ciąży. Być może sprawiło to ciepło, a może spokój i ulga. Dziewczynka obserwowała, jak służący kłania się i wychodzi z jadalni, a Lord Asriel wchodzi do sieni i zamyka za sobą drzwi. Z trudem dotarła do najbliższego krzesła i ciężko osunęła się na nie.

Wydawało jej się, że minął zaledwie moment, gdy usłyszała głos Thorolda.

– Proszę za mną, panienko – powiedział, a ona wstała i wraz z Rogerem poszła do ciepłej łazienki, gdzie na ogrzanej poręczy wisiały miękkie ręczniki, a wanna z wodą parowała w blasku naftowego światła.

– Wejdź pierwszy – rzuciła Lyra. – Usiądę za drzwiami i porozmawiamy.

Roger, krzywiąc się i sapiąc z powodu gorącej wody, wszedł do wanny i zaczął się myć. Jeszcze niedawno bardzo często pływali nadzy, dokazując w wodach Isis lub Cherwell z innymi dziećmi, teraz jednak oboje czuli, że coś się zmieniło.

– Boję się twojego wuja – oświadczył Roger przez otwarte drzwi. – To znaczy twojego ojca.

– Lepiej nadal nazywaj go moim wujem… Ja również czasami się go boję.

– Kiedy weszliśmy, zobaczył tylko ciebie i naprawdę się przeraził. A potem dostrzegł mnie i od razu się uspokoił…

– Po prostu był w szoku – wyjaśniła Lyra. – Każdy jest zaskoczony, gdy nagle zobaczy kogoś, kogo się nie spodziewał. Lord Asriel ostatnim razem widział mnie w Sali Seniorów. Miał prawo przeżyć wstrząs.

– Nie – odparł Roger – to było coś więcej. Pożerał mnie wzrokiem jak głodny wilk… W każdym razie, w jakiś sposób mnie oceniał.

– Przesadzasz.

– Nie. Prawda jest taka, że boję się go bardziej niż pani Coulter.

Chłopiec chlapał się w ciepłej wodzie, a Lyra tymczasem wyjęła aletheiometr.

– Chcesz, abym sprawdziła, co mówi na ten temat czytnik symboli? – zapytała Lyra.

– No cóż, nie wiem. Istnieją rzeczy, o których wolałbym nie wiedzieć. Wszystko, co usłyszałem od czasu, kiedy Grobale przybyli do Oksfordu, wydaje mi się naprawdę straszne. Chciałbym od tego choć trochę odpocząć. Interesuje mnie jedynie to, co się zdarzy w ciągu najbliższej godziny. Teraz siedzę sobie w przyjemnej kąpieli, za chwilę wytrę się miękkim, ciepłym ręcznikiem, a kiedy się ubiorę, pomarzę sobie o czymś smacznym do jedzenia. Potem zjem i o niczym nie będę myślał. Wreszcie zasnę w wygodnym łóżku… Nie chcę wiedzieć, co mnie czeka później, Lyro. Widzieliśmy straszliwe rzeczy, prawda? I nie wiadomo, ile ich jeszcze przed nami. Chyba więc wolę nie znać swojej przyszłości. Zamierzam się cieszyć obecną chwilą.

– Rozumiem – odparła Lyra znużonym głosem. – Bywają sytuacje, kiedy też się tak czuję.

Chociaż trzymała w rękach aletheiometr, jeszcze kilka minut nie poruszała wskazówkami i nie zwracała uwagi na huśtającą się igłę. Pantalaimon obserwował ten ruch w milczeniu.

Gdy oboje się umyli, zjedli trochę chleba z serem i napili się wina zmieszanego z gorącą wodą, służący Thorold oznajmił:

– Chłopiec pójdzie teraz spać. Pokażę ci, gdzie jest sypialnia. Jego Lordowska Mość przebywa w Bibliotece i pyta, czy panienka może się do niego przyłączyć.