Выбрать главу

W ubiegłym roku, tuż przed swoją wyprawą na Północ Lord Asriel zapytał ją także o coś innego:

– A jak spędzasz czas, w którym nie jesteś pilną uczennicą?

– Po prostu się bawię – wymamrotała Lyra. – Wokół Kolegium. No… bawię się i tyle.

– Pozwól, że obejrzę twoje ręce, dziecko – powiedział wuj.

Lyra wyciągnęła przed siebie dłonie, a mężczyzna wziął je, obrócił i przyjrzał się paznokciom dziewczynki. Jego dajmona w pozie sfinksa leżała obok na dywanie, od czasu do czasu machając ogonem i nieruchomo wpatrując się w Lyrę.

– Brudne – stwierdził Lord Asriel, puszczając ręce dziewczynki. – Nikt ci tu nie każe ich myć?

– Każą – odrzekła. – Ale paznokcie Kapelana też są zawsze brudne. Jeszcze brudniejsze od moich.

– Kapelan to człowiek uczony. A jakie ty masz wytłumaczenie?

– Musiałam je sobie pobrudzić już po umyciu.

– Gdzie się bawisz, że tak bardzo brudzisz ręce? Popatrzyła na niego podejrzliwie. Przypuszczała, że przebywanie na dachu jest zakazane, chociaż nikt właściwie jej tego nie zabronił.

– W różnych starych salach – oświadczyła w końcu.

– I gdzie jeszcze?

– Na Gliniankach. Czasami.

– I?

– W Jerycho i Port Meadow.

– Nigdzie więcej?

– Nie.

– Jesteś kłamczucha. Widziałem cię wczoraj na dachu.

Lyra zagryzła usta i nic nie odpowiedziała. Wuj obserwował ją z szyderstwem w oczach.

– Więc bawisz się także na dachu – ciągnął. – A zdarza ci się wchodzić do Biblioteki?

– Nie. Ale na dachu Biblioteki znalazłam gawrona.

– Naprawdę? Złapałaś go?

– Miał zranioną łapę. Chciałam go zabić i upiec, jednak Roger powiedział, że powinniśmy mu pomóc. Więc daliśmy mu resztki jedzenia i trochę wina, a wtedy poczuł się lepiej i odleciał.

– Kim jest Roger?

– Moim przyjacielem. Chłopcem kuchennym.

– Rozumiem. Więc byłaś na wszystkich dachach…

– Nie. Nie można się dostać na dach Budynku Sheldona, ponieważ trzeba by skoczyć z Pielgrzymiej Wieży przez wąską przerwę. Jest wprawdzie okienko, które wychodzi na ten dach, ale nie jestem wystarczająco wysoka, by go dosięgnąć.

– Więc byłaś na wszystkich dachach z wyjątkiem Budynku Sheldona. A co z podziemiem?

– Podziemiem?

– Pod ziemią Kolegium zajmuje tyle samo miejsca co na powierzchni. Jestem zaskoczony, że jeszcze się o tym nie dowiedziałaś. No cóż, za chwilę wyjeżdżam. Wygląda na to, że jesteś zdrowa. Proszę, weź.

Pogrzebał w kieszeni i wyjął garść monet, z których dał jej pięć złotych dolarów.

– Nie nauczyli cię mówić „dziękuję”? – spytał.

– Dziękuję – mruknęła.

– Jesteś posłuszna Rektorowi?

– Och, tak.

– I szanujesz Uczonych?

– Tak.

Dajmona Lorda Asriela zaśmiała się cicho. Był to pierwszy dźwięk, jaki z siebie wydała, i Lyra zaczerwieniła się.

– Idź więc się bawić – zakończył Lord Asriel. Lyra odwróciła się i z ulgą popędziła do drzwi.

W ostatniej chwili przypomniała sobie, że należy się odwrócić.

– Do widzenia – mruknęła.

Takie było życie Lyry, zanim pewnego dnia zdecydowała się ukryć w Sali Seniorów i po raz pierwszy usłyszała o Pyle.

Bibliotekarz rzeczywiście nie miał racji, gdy mówił Rektorowi, że sprawa ta nie może zainteresować dziewczynki. Słuchała teraz chętnie każdego, kto mógł jej coś na ten temat powiedzieć. W ciągu najbliższych miesięcy pisane jej było usłyszeć o Pyle bardzo dużo i w końcu będzie wiedziała o nim więcej niż ktokolwiek na świecie; tymczasem nadal wygodnie żyła w Jordanie.

Było jednak także wiele innych rzeczy, o których rozmyślała. Od kilku tygodni po ulicach krążyła plotka, która u jednych wywoływała śmiech, u drugich zaś trwożliwe milczenie; podobnie dzieje się w przypadku duchów: niektórzy szydzą z ich istnienia, inni się ich boją. W każdym razie, nie wiadomo dlaczego zaczęły znikać dzieci.

Odbywało się to dokładnie tak samo jak w Limehouse.

Aby dotrzeć do Limehouse, należy podążyć na wschód, wzdłuż szerokiego koryta rzeki Isis, zatłoczonej płynącymi powoli barkami z cegłami, łodziami obciążonymi asfaltem i statkami towarowymi przewożącymi zboże. Trzeba skręcić na południe w pobliżu Henley i Maidenhead, minąć Teddington, miejsce, do którego sięgają wody Oceanu Niemieckiego, potem przejechać Mortlake, obok domu wspaniałego magika doktora Dee, minąć Falkenshall, gdzie rozciągają się ogrody przyjemności, połyskujące fontannami i trzepoczące chorągwiami w dzień, migoczące lampionami i sztucznymi ogniami w nocy, przejść obok Pałacu White Hall, w którym Król co tydzień zwołuje Radę Stanu, minąć Mieniącą Się Wieżę, ociekającą strumyczkami ciekłego ołowiu, bez końca sączącego się do kadzi z ciemną wodą, a potem ruszyć jeszcze dalej w dół, aż do miejsca, gdzie rzeka, tutaj szeroka i brudna, zmienia kierunek, skręcając łukiem na południe.

W tym właśnie miejscu leży Limehouse i tutaj mieszka dziecko, które zniknie.

Chłopiec nazywa się Tony Makarios. Jego matka sądzi, że jej syn ma dziewięć lat, ale biedna kobieta ma kiepską, zniszczoną przez alkohol pamięć, toteż mały równie dobrze może mieć osiem, jak i dziesięć lat. Nazwisko nosi greckie, ale tak jak w przypadku wieku, matka nie jest pewna tożsamości jego ojca, a chłopiec wygląda bardziej na Chińczyka niż Greka; wśród jego przodków ze strony matki znajduje się także Irlandczyk, Skraeling i Hindus. Tony nie jest zbyt bystry, ale charakteryzuje go pewna szczególna wrażliwość, która czasami podpowiada mu, aby szybko uściskał swą matkę i lepkimi ustami ucałował jej policzki. Biedna kobieta jest zwykle zbyt zamroczona, aby sama okazała czułość synowi, reaguje jednak równie czule, jeśli tylko pojmuje, co się wokół niej dzieje.

W chwili obecnej Tony włóczy się po rynku przy ulicy Pasztetowej i czuje głód. Jest wczesny wieczór, a on nie dostał w domu nic do jedzenia. Ma wprawdzie w kieszeni szylinga, którego dał mu jakiś żołnierz za przekazanie wiadomości pewnej dziewczynie, ale chłopiec nie zamierza marnować monety na jedzenie. Po co, skoro potrafi niemal wszystko podwędzić, i to prawie bez wysiłku.

Wędruje więc po rynku, wśród straganów ze starymi ubraniami, horoskopami, owocami rozmaitych gatunków i kramem sprzedawcy smażonych ryb. Idzie, a na ramieniu ma swą małą dajmonę, wróbla, który z uwagą spogląda to w tym, to w tamtym kierunku; a kiedy straganiarka i jej dajmon patrzą w inną stronę, rozlega się wesołe ćwierknięcie, a wtedy Tony błyskawicznie wysuwa rękę, która równie szybko wraca pod luźną koszulę z jabłkiem, potem z kilkoma orzeszkami, wreszcie z gorącym pasztecikiem.

Straganiarka dostrzega jednak ruch jego ręki i krzyczy; jej dajmon w postaci kota skacze, ale wróbel chłopca jest już wysoko, a sam Tony niemal w połowie ulicy. Jego ucieczce towarzyszą przekleństwa i obelgi, szybko jednak milkną. Chłopiec zatrzymuje się na stopniach Kaplicy Świętej Katarzyny, gdzie siada i wyjmuje zgniecioną parującą zdobycz, która zostawiła tłuste ślady na jego koszuli.

Tony’ego ktoś jednak obserwuje. W drzwiach Kaplicy, kilka schodków nad chłopcem stoi jakaś dama w długim żółto – czerwonym płaszczu podszytym lisim futrem, piękna młoda pani o ciemnych włosach, lśniących subtelnie w ciemnym, obszytym futrem kapturze. Być może właśnie kończy się nabożeństwo, ponieważ z Kaplicy sączy się światło, słychać organy, a dama trzyma w ręku wysadzany klejnotami brewiarz.