Выбрать главу

Dean R. Koontz

Zwiadowca Piekieł

Tytuł oryginalny: The Haunted Earth

Część I. CMENTARZYSKO

1

Wzniósłszy toast za niezwykłą wprost urodę swej przyjaciółki, hrabia Sławek wychylił duszkiem cały kielich wina. A potem, uśmiechając się tak szeroko, że odsłonił dwa olśniewająco białe, połyskujące kły, powiedział:

– Już wkrótce, moja droga, będziemy razem wznosić i inne toasty, choć już nie winem.

Pani Renee Cuyler – odziana w ponętnie opiętą spódnicę i bluzkę rozciętą niemal do pępka – uśmiechnęła się na tę ledwie zawoalowaną obietnicę nieludzkich uniesień i pociągając łyk swego wina, którego jako – osoba o lepszych manierach – nie wypiła poprzednio jednym haustem.

Hrabia odstawił swój kieliszek i podszedł do niej, powiewając połami swej peleryny jak czarnymi skrzydłami. Przesunął delikatnie dłonią wzdłuż jej kształtnej szyi. Z ust obojga wyrwało się ciche westchnienie.

– Czysta szmira – szepnął Jessie Blake.

Nie mógł powiedzieć tego głośno, ponieważ siedział zamknięty w szafie, obserwując hrabiego i panią Cuyler przez mały judasz, który zainstalował w drzwiach kilka godzin wcześniej. Ani hrabia, ani pani Cuyler nie zdawali sobie sprawy z jego obecności i byliby mocno zdenerwowani, gdyby dowiedzieli się, że ich obserwuje. Cała sprawa polegała na tym, żeby nie dowiedzieli się przed nadejściem najważniejszego, obciążającego momentu. Dlatego właśnie, Jessie musiał do siebie szeptać.

Mała łapówka skłoniła recepcjonistę do wpuszczenia go do luksusowego Błękitnego Apartamentu na trzy godziny przed pojawieniem się w nim hrabiego i pani Cuyler, pozbawiając tym samym ich spotkania cech całkowitej prywatności. Za punkt obserwacyjny Jessie obrał sobie stołek w jednej szafie, której drzwi wychodziły na główny salon apartamentu. Choć wiedział, że akcja w błyskawicznym tempie przeniesie się do sypialni, to podejrzewał, że w podnieceniu hrabia Sławek zdecyduje się nadgryźć szyję pani Cuyler już tutaj, a dopiero potem przejdzie do innych, równie podniecających, acz zdecydowanie bardziej doczesnych uciech zmysłowych. Wampiry zawsze były nadpobudliwe a co dopiero wtedy, jak w przypadku hrabiego, od wielu tygodni nie miały na swym koncie żadnego nadgryzienia.

Pani Cuyler odstawiła swój kieliszek, czując wzmagającą się natarczywość nacisku dłoni hrabiego na swej szyi.

– Teraz? – wyszeptała.

– Tak – odparł hrabia chrapliwie.

Jessie Blake, detektyw prywatny, wstał ze swego taboretu i położył rękę na wewnętrznej gałce drzwi od szafy. Nadal pochylony, by nie stracić nic z tego, co pokazywała mu maleńka soczewka, szykował się do konfrontacji z hrabią na pierwszy znak niezgodnej z prawem aktywności jego kłów.

Hrabia patrzył w oczy pani Renee Cuyler w sposób, który miał jej przekazać znacznie więcej niż zwykłe ziemskie pożądanie.

Dla Jessiego, któremu zaczynały już cierpnąć plecy, wyglądało to tak, jakby hrabiemu nagle zebrało się na wymioty.

Kobieta wczepiła palce w rozcięcie swej, i tak już dość odważnej, bluzki i rozchyliła ją szerzej, ułatwiając dwie pełne, krągłe piersi o ciemnobrązowych sutkach.

– Wyglądasz niezwykle kusząco – zamruczał hrabia.

– To się skuś – szepnęła namiętnie pani Cuyler.

– Ale kicz! pomyślał Jessie. W tym krytycznym momencie nie mógł zaryzykować nawet najcichszego szeptu.

– Oczywiście musimy przedtem dokonać pewnych hmm… formalności – powiedział hrabia przepraszającym tonem. – Pewnych…

– Rozumiem – przerwała mu kobieta.

– Jestem zobowiązany aktem Kołczaka-Blissa – ciągnął hrabia tonem nic nie tracącym ze swego gładkiego, ciepłego czaru – wydanym przez Izbę Praw Międzynarodowych Sądu Najwyższego Narodów Zjednoczonych, poinformować cię zarówno o twoich prawach jak i możliwościach wyboru.

– Rozumiem – przerwała mu kobieta.

Hrabia przesunął językiem po wargach. Namiętnie gardłowym głosem, wyraźnie zbyt podniecony, by tracić dużo więcej czasu na formalności, powiedział:

– W tej chwili możesz jeszcze nie wyrazić zgody na dopełnienie naszej, nieskonsumowanej, znajomości i albo odejść, albo zażądać porady licencjonowanego specjalisty od spraw duchowych.

– Rozumiem odparła pani Cuyler. Rozchyliła swą bluzkę jeszcze szerzej, pozwalając hrabiemu lepiej zorientować się, jakie to zwykłe przyjemności oczekiwały go, kiedy już minie pierwsza, nieporównywalna z niczym, ekstaza nadgryzienia.

– Czy chcesz odejść? – spytał.

– Nie.

– Czy życzysz sobie porady specjalisty do spraw duchowych?

– Nie, kochanie – powtórzyła pani Cuyler.

Przez chwilę wydawało się, że hrabia zapomniał o dalszym ciągu litanii narzuconej mu przez akt Kołczaka-Blissa, lecz zaraz zaczął mówić dalej, szybko i miękko, by nie popsuć nastroju:

– Czy znana ci jest natura propozycji, którą ci złożyłem?

– Tak.

– Czy rozumiesz, że moim zamiarem jest wprowadzenie cię do świata nieśmiertel-nych?

– Rozumiem.

– Czy rozumiesz, że twoje nowe życie w potępieniu jest wieczne?

– Tak, kochanie, tak – zawołała pani Cuyler. – Chcę, żebyś mnie ugryzł. Zaraz!

– Cierpliwości, kochanie – odparł hrabia Sławek. – No więc, czy zdajesz sobie sprawę, że z tego świata nie ma powrotu?

– Zdaję sobie sprawę, na rany Chrystusa! – jęknęła pani Cuyler.

– Wypluj to imię! – ryknął hrabia.

Jessie Blake pokiwał głową w swej szafie, zasmucony tym przedstawieniem. Jeśli tak dalej pójdzie, to pewnie nawet nie będzie musiał interweniować. Następne kilka minut tych pytań i odpowiedzi zniszczy cały element romantyzmu, który hrabia z takim trudem stworzył. Prawa Narodów Zjednoczonych z całą pewnością nie pieściły takich jak hrabia Sławek.

– Przepraszam – zaświergotała Renee Cuyler do swego niedoszłego kochanka i mistrza.

Hrabia uspokoił się i nadal nie zdejmując z kształtnej szyi i gwałtownie pulsującej tętnicy pani Cuyler, mówił dalej:

– Rozumiesz, że moja rasa wyznaje pewien męski szowinizm, któremu musisz się podporządkować, traktując go jako sekretny warunek naszego kontraktu krwi?

– Tak.

– I nadal nie zamierzasz się wycofać? – Oczywiście, że nie!

Jessie Blake znów pokiwał głową. Pan Cuyler będzie miał kupę roboty z upilnowaniem tej swojej żony, nawet jeśli tym razem Jessiemu uda się ją z tego wyciągnąć. Najwyraźniej miała manię na punkcie wampirów, a także potrzebę podporządkowania się czyjejś dominacji, i to zarówno w sensie psychicznym jak i seksualnym.

Hrabia zawahał się przed rozpoczęciem drugiej, krótszej litanii Kołczaka-Blissa, części dotyczącej gwarantowanych kobiecie przez prawo alternatyw, a zawahawszy się, był już zgubiony. Przechylił na bok piękną głowę Renee, odgarniając do tyłu jej długie, ciemne włosy. Odsłaniając kły w uśmiechu zupełnie nie z tej ziemi, sięgnął w sposób pozbawiony wszelkiego wdzięku – do jej tętnicy.

Zachwycony, że jego przewidywania co do hrabiego Sławka okazały się trafne, Jessie przekręcił gałkę, otworzył gwałtownie drzwi od szafy i wkroczył do pokoju z więcej niż odrobiną pewności siebie.

Na ten dźwięk hrabia jak oparzony odskoczył od kobiety i sycząc przez swe szpiczaste zęby, jak pęknięty kocioł parowy, cofnął się kilka kroków z ramionami rozpostartymi na bok i połami peleryny upiętymi na nich jak gigantyczne skrzydła gotowe do lotu.

Jessie błysnął swoją licencją i oznajmił:

– Jessie Blake, prywatny detektyw. Pracuję dla pana Rogera Cuylera, który zlecił mi ochronę swojej żony przed wpływami pewnych zaświatowców mających wyraźne zakusy na jej ciało i duszę.