Выбрать главу

– Program badawczy – dodał wyjaśniająco Brutus, – Studium grupowe.

– Bardzo ciekawa praca – ciągnął Kanastorous. – Coś w rodzaju burzy mózgów połączonej ze sporą ilością pracy w terenie.

– Pobudzająca – zgodził się Brutus.

W tym momencie zjawiły się ich drinki wniesione przez tybetańską wilkołaczkę. Miała niemal sześć stóp wzrostu, chociaż chodziła nieco pochylona z uwagi na anatomiczną budowę jej bioder i pośladków. Odziana jedynie w swe srebrzyste futro przedstawiała uroczy widok, zwłaszcza w dolnych partiach gdzie różowiło się delikatnie jej osiem nagich cycuszków.

Zaczęli sączyć napoje i obserwowali wilkołaczkę dopóki nie zniknęła im z oczu między stolikami.

– No tak – odezwał się po chwili Kanastorous, pierwszy otrząsając się z potężnego uroku jaki zupełnie bezwiednie rzuciła na nich wilkołaczka, – Sprawa, nad którą teraz pracujecie, musi być doprawdy niezwykła.

– Owszem, jest dość niezwykła – przyznał Jessie.

– Nie chciałbyś mi o niej opowiedzieć?

– Nie.

Może ty opowiedziałbyś nam coś o tej ognistej małej, która jedzie tutaj, żeby z nami porozmawiać? – zaproponował Brutus, podnosząc pysk znad swej miski i spoglądając ponad stołem na demona. Kropelki napoju zakołysały się na nastroszonej, szarej szczecinie jego brody i zalśniły jak rosa.

Kanstorous sięgnął po precel, których cała waza stała pośrodku stołu, podniósł go i natychmiast upuścił.

– To okropne nie mieć kciuka – powiedział przepraszająco, – Tak bym chciał w jakiś sposób go zdobyć, ale mity opowiadają, że demon ma cztery palce. Te długie szpony także nie są zbyt pomocne, gdy chodzi o koordynację ruchów.

– O dziewczynie – przypomniał Brutus.

Kanastorous skinął głową, podniósł precelek, odgryzł spory kawałek i połknął go bez gryzienia.

– Kiedy kilka godzin temu zadzwoniliście do mnie ze swego biura – powiedział wiedziałem, że jedna z moich dziewcząt na pewno może wam pomóc, oczywiście za godziwą zapłatą, lecz nie byłem pewien która. – Kanastorous prowadził około pięćdziesięciu paskud zalotnic, które wynajmował niewyżytym seksualnie mężczyznom i kobietom. – Ale potem przypomniałem sobie Rozpustkę.

– Ładne imię – zauważył Jessie

– To wspaniała dziewczyna – stwierdził Kanastorous. Jest paskudą wyłącznie w jedną stronę.

– W jedną stronę? – zdziwił się Jessie.

– Nie orientujesz się w zwyczajach paskud? – spytał Kanastorous, dojadając swój precel i sięgając po następny. Wyjął go z wazy i natychmiast upuścił.

– Nigdy nie korzystałem z ich usług – odparł Jessie.

– No więc, paskuda-zalotnik w jedną stronę może być wyłącznie kobietą lub mężczyzną. Jak pewnie słyszałeś większość paskud może przybierać postać lubieżnej kobiety, gdy znajduje się w łóżku z mężczyzną, lub jurnego mężczyzny, gdy towarzyszy kobiecie. Ponieważ jednak mity tego wymagają, od czasu do czasu zdarza się paskuda, która nie potrafi zmieniać formy i może być wyłącznie jednej płci. Taka właśnie jest Rozpustka, może być wyłącznie kobietą.

– Czy to ma z naszego punktu widzenia jakieś specjalne znaczenie? – spytał Jessie.

– Owszem – potwierdził Kanastorous – Kiedy zadzwoniłeś do mnie, powiedziałeś, że potrzebujesz kogoś nadprzyrodzonego, kto miałby dostęp do ambasady masenów, że potrzebujesz informatora, który potrafiłby uzyskać pewne tajne informacje, nie takie, do których dostęp ogranicza prawo, lecz z rodzaju strzeżonych przez zbiurokratyzowanych urzędników.

– Dokładnie tak – przytaknął Jessie.

– Otóż Rozpustka ma podpisany kontrakt z Willardem Aimesem, ludzkim attache przy ambasadzie masenów w Los Angeles. Sypia z nim niemal, co noc. A ponieważ jest tylko w jedną stronę, to ma w sobie dość perwersji, by go zdradzić. Widzisz, z jakiegoś dziwnego powodu – może dlatego, że mają kompleks niższości albo nieadekwatności – paskudy w jedną stronę są znacznie bardziej perwersyjne niż ich obustronni bracia. Czy też siostry. Czy która ich tam jest.

Dokładnie w momencie, w którym Kanastorous skończył, do kabiny weszła oszałamiająco piękna, nad wiek rozwinięta nastolatka i powiedziała:

– Cześć, Zeke!

Poklepała demona po pokrytej łuską głowie i wśliznęła się za stół, tuż obok niego, dokładnie naprzeciwko Brutusa i Jessiego. Miała może pięć stóp i dwa cale wzrostu i ważyła pewnie około stu funtów. Rude włosy zaplotła w dwa warkoczyki, które zwieszały się do połowy pleców. Jej twarz cherubinka była dziecinna a jednocześnie ogromnie zmysłowa: pełne usta, ale blaszki korekcyjne na zębach, krągłe policzki, wielkie błękitne oczy i gęste rzęsy, ale żadnego makijażu, kilka maleńkich piegów na idealnie gładkiej, brzoskwiniowej skórze… Ubrana była w parę obcisłych, żółtych szortów, z jej imieniem wyhaftowanym na obu tylnych kieszeniach, i cienką białą podkoszulkę, na którą wyzywająco napierały jej pączkujące piersi. Jej sutki były jak dwa małe, twarde, wabiące guziczki, poruszające się z każdym skrętem i przeciągnięciem ciała.

– Mniam, mniam – westchnął Brutus, szczerząc się w uśmiechu.

Rozpustka zachichotała i powiedziała: – Jesteś miły.

– Mniam, mniam – powtórzył Brutus.

Kanastorous dokonał prezentacji, dopił swojego drinka jednym haustem, upuścił plastykowy kieliszek, zaczął się tłumaczyć, przeklął soczyście brak kciuków i zamówił nową kolejkę dla wszystkich – dla Rozpustki koktajl mleczny.

Napoje przyniosła ta sama tybetańska wilkołaczka, ale tym razem nikt nie zwrócił na nią żadnej uwagi.

– Czy wy dwaj macie zamiar podpisać ze mną kontrakt? – spytała paskuda, uśmiechając się tak szeroko, że zamigotały wszystkie blaszki jej dentystycznego aparatu korekcyjnego.

– Może i tak – powiedział Brutus

– A może i nie – powiedział Jessie – Przede wszystkim interesują nas pewne informacje. Rozpustka podniosła swój koktajl mleczny i pociągnęła spory łyk chłodnego napoju.

Kiedy odstawiła szklankę, wokół jej ust pojawiła się okrągła, biała obwódka z gęstej śmietany, był to najbardziej sprośny obrazek, jaki Jessie widział w całym swoim życiu.

– Powiada pan informacje? – powtórzyła, nie zwracając uwagi na śmietankową obwódkę.

– Ma pani kontakty z niejakim Aimesem – wyjaśnił detektyw. – Attache przy maseńskiej ambasadzie w Los Angeles.

– Z Willardem! – zachichotała. – Och, Willard to prawdziwy świntuszek.

Detektyw szybko pociągnął ze swego kieliszka.

– Mniam, mniam – mruknął Brutus, szczerząc się w uśmiechu.

Rozpustka znów zachichotała.

– Czy Willard rozmawia z panią, to znaczy o swojej pracy? – spytał Jessie.

Ojejku, pewnie – powiedziała paskuda. – Co noc kładzie swą kędzierzawą główkę, o tutaj, i wylewa wszystkie swoje kłopoty przed swoją starszą siostrą, Rozpustką. Poklepała się po małych krągłych piersiach.

– Świetnie, świetnie – ucieszył się Jessie. – A czy nie przypomina pani sobie, by kiedykolwiek wspominał masena nazwiskiem Tesserax? Powiedzmy w ciągu ostatnich dwóch tygodni?

– Tesserax? – zadumała się, składając usta w ciup.

– Tesserax – powtórzył Jessie.

– To nazwisko nic mi nie mówi.

– Obaj pracują w ambasadzie – Aimes i ten masen – wyjaśnił Jessie. – Ostatnio z tym Tesseraxem były jakieś kłopoty. Jest pani pewna, że Willard o nim nie wspominał?

W zamyśleniu podniosła palec do ust, odkryła śmietankową obwódkę, wytarła ją ręką, którą następnie wylizała do czysta.

– Jestem pewna, że nie mówił ani słowa o żadnym masenie nazwiskiem Tesserax odrzekła w końcu.

– A czy mogłaby pani mieć uszy otwarte na wypadek gdyby o nim coś wspomniał zaproponował Jessie, – Prawdę mówiąc, czy mogłaby go pani leciutko pociągnąć za język, ale jak najdelikatniej, a potem opisać mi jego reakcję?