Выбрать главу

Rozpustka odwróciła szybko głowę i spojrzała na demona Kanastorousa, a jej warkoczyki zamigotały na czerwono.

– Czy mogę to zrobić, Zeke? – spytała.

– Jeśli podpiszesz na to kontrakt i jeśli masz na to ochotę – odparł Zeke,

– Och, mam straszną ochotę – powiedziała paskuda. Spojrzała na detektywa i uśmiechnęła się ujmująco. – To byłoby cudowne, szpiegować w ambasadzie, kapować starego Willarda. Bardzo mnie to pociąga. Ja chyba naprawdę jestem jakaś perwersyjna.

– Słyszałem – mruknął Jessie.

– Ile macie zamiar zapłacić? – zainteresował się Zeke.

– To zalety jak szybko ona może przynieść mi wiadomości o reakcji Aimesa – odparł Jessie.

– Mam się z nim niedługo spotkać – oznajmiła Rozpustka. – Mogę go o to zapytać jeszcze dzisiaj, oczywiście, jeżeli będzie w odpowiednim nastroju, i skontaktować się z wami przed świtem albo zaraz po. – Paskudy-zalotniki mogły operować zarówno nocą jak i w ciągu dnia.

– To świetnie – ucieszył się Jessie.

– Ile? – ponowił pytanie Kanastorous.

– Sto kredytów?

– Nie wchodzi w grę. Minimum pięćset.

Detektyw spojrzał na brytana i spytał:

– Co o tym sądzisz?

– Już ja dobrze znam tego małego, pazernego czorta – zawarczał Brutus. – Przeżyliśmy razem pół wieku, deprawując dziewice. Zgodzi się i na sto, ale się nabzdyczy. Daj mu sto pięćdziesiąt, żeby go ugłaskać.

– Sto pięćdziesiąt – powiedział Jessie demonowi.

Kanastorous westchnął, sięgnął po swój kieliszek, przewrócił go, a próbując go w ostatniej chwili złapać, wylał także koktajl mleczny Rozpustki. Nim dziewczyna przestała chichotać, a Kanastorous przeklinać brak kciuków – kelnerka posprzątała bałagan i przyniosła nowe drinki, ostrzegając przy tym demona, by do podnoszenia kieliszka używał obu łap.

– O czym to mówiliśmy? – spytał Kanastorous, podnosząc ostrożnie swój kieliszek, żeby pociągnąć łyk martini.

– O stu pięćdziesięciu kredytach – przypomniał Jessie.

– Pięciuset – upierał się demon.

– Słyszałeś, co powiedział Brutus

Kanastorous spojrzał na ogara i wykrzywił twarz w straszliwym grymasie, zagryzając ostrymi zębami zrogowaciałe wargi, z których nie pociekła ani kropelka krwi.

– Załatwianie interesów ze starymi przyjaciółmi to zwykły koszmar – stwierdził.

– Sto pięćdziesiąt – wyszczerzył się Brutus.

– Kiedy pobiorę swoją prowizję, dziewczynie zostanie tylko sto pięć, a mnie tylko czterdzieści pięć.

– Sto pięćdziesiąt – powtórzył spokojnie Brutus.

– Jestem pewien, że Rozpustka zupełnie dobrze zarabia u Aimesa – rzucił Jessie. – A bez wątpienia także i u innych kontrahentów.

– W tej chwili realizuje osiem kontraktów – przyznał Zeke Kanastorous tonem ojca chlubiącego się swą pociechą.

Paskuda zachichotała i wypiła następny łyk mlecznego koktajlu.

– Więc uzgodniliśmy, że sto pięćdziesiąt?

– Zgoda – westchnął demon, – Dla ciebie, mój licencjonowany panie wścibski, specjalna cena. Ale całe sto pięćdziesiąt stukasz już teraz, z góry.

Jessie wystukał na klawiaturze kabinowego komputera numer otwartego miejskiego kanału i dokonał transakcji.

– No cóż, lepiej pognam już na spotkanie z Willardem – powiedziała Rozpustka, dopijając swój nowy koktajl, wycierając usta i wstając zza stołu. Dygnęła wdzięcznie, wprawiając w niepokojące drżenie swoje małe piersi, i dodała:

– Do zobaczenia o świcie, panie Blake.

Odwróciła się na pięcie i odeszła, kręcąc swoją małą pupką i potrząsając rudymi warkoczykami.

– Ona nie ma nic wspólnego z tym, co mam na myśli, kiedy myślę o paskudzie-zalotniku – stwierdził Jessie.

– No cóż, większość moich dziewcząt jest dość zmysłowa – zgodził się Kanastorous. Ale nie wszyscy moi klienci mają takie same gusta.

– Mniam, mniam – kłapnął szczęką Brutus.

5

Kiedy wrócili do mieszkania Jessiego w wieżowcu na przedmieściach Los Angeles, była niemal piąta rano, mniej niż pół godziny do wschodu słońca i ledwie godzina czy dwie do pojawienia się Rozpustki z wiadomościami uzyskanymi od Willarda Aimesa. Jessie zrobił śniadanie, spłukał je jedną „Krwawą Mary" i zdecydował się nie kłaść dopóki nie porozmawia z paskudą.

Nadeszła i minęła siódma.

Siódma trzydzieści.

Ósma.

– Gdzie ona się podziewa? – spytał w końcu Brutus, który zwinął się w kłębek przed kominkiem.

– Jeżeli ten Aimes nie jest w ciemię bity – mruknął Brutus – to w jego łóżku.

Zrobiła się dziewiąta.

– Do tej pory powinna się już tutaj zjawić – denerwował się Jessie.

– To zależy ile ten Aimes ma pary – odparł brytan.

Pół godziny później nie mogli się już jednak dłużej łudzić, że Rozpustka lada chwila nadejdzie. Najwyraźniej albo coś się stało, albo Kanastorous prowadził jakąś oszukańczą gierkę.

– Dzwoń do tej pazernej, małej zarazy i dowiedz się co i jak – ziewnął Brutus.

Jessie podniósł słuchawkę aparatu podłączonego do sieci telefonicznej Zaświatów i wystukał numer domowy Kanostorousa. Po dłuższym zawodzeniu sygnału z drugiej strony eterycznej linii w słuchawce odezwał się głos demona.

– Gdzie jest Rozpustka? – spytał Jessie.

Ze źle skrywanym zakłopotaniem Kanostorous odparł:

– Właśnie miałem do ciebie w tej sprawie zadzwonić.

– Czy próbujesz się wycofać rakiem z naszego kontraktu? – zaatakował Jessie.

– Ależ skądże! – zawołał demon, – To o wiele bardziej skomplikowane, mój szybkostrzelny przyjacielu.

– O ile bardziej?

– Nie mogę tego powiedzieć w tej chwili.

– Kiedy będziesz mógł?

– Może zjedlibyśmy razem obiad? – zaproponował demon, – Cztery Światy, ta sama kabina, o szóstej.

– Chciałbym wiedzieć o co tutaj chodzi. I chciałbym to wiedzieć teraz!

– A co ci przyjdzie z tego, że dowiesz się teraz a nie później? – spytał demon, – Przecież i tak na resztę dnia idziesz do łóżka. Zgadza się?

– Tak, ale…

– A poza tym ta linia nie gwarantuje dyskrecji.

Z ogromną niechęcią Jessie zgodził się.

– No dobrze, wieczorem o szóstej w Czterech Światach.

Kiedy odwiesił słuchawkę i odwrócił się, zobaczył, że Brutus stoi w drzwiach groźnie najeżony.

– Czuję ogromne siły działające za kulisami – warknął brytan. – Ktoś zmusił Kanostorousa do zamknięcia buzi, a to wcale nie tak łatwo zrobić.

– Dowiemy się wszystkiego wieczorem – oznajmił Jessie.

– Dowiemy się tego, co Kanastorous zechce nam powiedzieć – rzucił piekielnik i potruchtał do salonu.

Po siedmiu godzinach twardego snu Jessie i Brutus (który w ogóle nie spał i wcale tego nie potrzebował) wrócili do Czterech Światów, gdzie grupa Nieskażonych Ziemian rozpoczynała właśnie siedzącą demonstrację tuż przed wielkimi, obrotowymi drzwiami kawiarni. Było ich około trzydziestu, mocno trzymających się za ręce, a wśród nich Jessie rozpoznał staruszkę, z którą rozmawiał poprzedniej nocy. Siedziała na samym końcu, jedną ręką uczepiona swego towarzysz, drugą – hydrantu przeciwpożarowego.

– Chyba powinienem się z nią przywitać – zastanawiał się Jessie

– Jeśli to zrobisz, pożrę ten hydrant, którego ona się trzyma – warknął Brutus.

– Nie zrobiłbyś tego – bąknął Jessie zaszokowany. – Nawet nie mógłbyś tego zrobić. Mity powiadają, że piekielne psy mogą pożreć wszystko cokolwiek zechcą, ale nie ma w nich słowa na temat wydalania.