Выбрать главу

– Ty nie masz nawet czterech – Zeke odwrócił się do Brutusa z irytacją.

Odchodząc od stolika, Jessie natknął się na zombie wlokącego się na miejsce wypadku z przerzuconą przez ramię ścierką.

– Niech pan nie będzie dla niego za surowy – rzekł Jessie do białookiego potwora, – To nie jego wina, że nie ma kciuków.

– Może pić z miski tak jak ten pański przyjaciel – odparł zombie. – Nie płacą mi tu za niańczenie nieobrobionych klientów.

– Ale za to facet daje niezłe napiwki – wspomniał Jessie.

Wyraz twarzy monstrum pozostał tak samo ponury jak przedtem, jego głos równie monotonny i grobowy, ale podejście do sprawy zmieniło się diametralnie.

– No cóż, każdemu może się czasem przydarzyć jakiś wypadek.

Odszedł ciężko powłócząc nogami w kierunku stolika, przy którym Brutus ujadał na demona.

W drzwiach do toalety Jessie minął się z dwoma mitycznymi Włochami.

– Czo za piękny toalet – powiedział jeden z nich.

– Czysty. Czysty jak pupcia bambino – dodał drugi.

– Przepraszam – wtrącił się Jessie, prześlizgując się obok nich.

– Ależ, proszę, proszę – odparli jak na komendę. Obaj mieli poplamione sosem pomidorowym koszule i kawałki spaghetti na klapach marynarek.

Biedne skurwysyny.

Toaleta okazała się rzeczywiście tak czysta jak to mówili Włosi, sama biała porcelana, plastyk i szkło. Po jednej stronie znajdowało się sześć kabin, po drugiej osiem pisuarów i kilka umywalek. Jessie podszedł do jednego z pisuarów i już miał zrobić z niego użytek, kiedy drzwi jednej z kabin za jego plecami otworzyły się i ktoś powiedział:

– Pan Blake?

– Tak? – Jessie odwrócił się.

Za jego plecami stała Meduza, w długiej todze, ze wzrokiem wbitym w oczy Jessiego, z włosami, które zupełnie nie były włosami tylko kłębowiskiem syczących żmij.

– Och… – wyjąkał Jessie.

– Nic się nie martw, kochanie, to tylko na jakiś czas, dopóki nie znajdziemy sposobu usunięcia cię ze sceny.

Zamieniając się w kamień pod straszliwym spojrzeniem Meduzy, Jessie mógł myśleć tylko o dwóch rzeczach: po pierwsze, gdyby nie słyszał nigdy mitu o Meduzie, nie znał dobrze tej legendy, nigdy nie mogłaby wywrzeć na niego takiego wpływu, bo moc Meduzy do zamieniania w kamień ograniczała się tylko do tych, którzy znali jej historię, i po drugie, co u licha robiła kobieta w męskiej toalecie?

6

W biurze Agencji Detektywistycznej „Zwiadowca Piekieł” Brutus i Helena stali pośrodku gabinetu Jessiego i przyglądali się należącemu do firmy robotowi, który przesuwał wszystkie meble pod ściany. Biurko, fotele, dzienne łóżko – wszystko zostało bezdźwięcznie uniesione w górę i ustawione w najdalszych kątach pokoju, po czym robot stanął posłusznie przed brytanem oczekując na dalsze instrukcje.

– Myślisz, że to się uda? – zastanowiła się Helena.

– Jasne – odparł Brutus. A do robota dodał: – To na razie wszystko. Teraz odejdź do poczekalni, tak daleko, by twoje receptory słuchowe nie mogły nas odbierać.

Robot wytelepał się z chrzęstem z pokoju, zamykając za sobą drzwi.

– Nie ufasz mu? – zdziwiła się Helena.

– Wszystko co robot słyszy – odparł Brutus – zapisywane jest w jego pamięci. Mógłby na przykład zostać wezwany na przesłuchanie w sądzie, a to byłaby prawdziwa katastrofa.

– Czy to co robimy jest sprzeczne z prawem? – dopytywała się Helena.

– Może być, to zależy jak się sprawa rozwinie – stwierdził pies, po czym podniósł wzrok na twarz Heleny i spytał:

– Chcesz też odejść?

– Och, nie! – zawołała Helena, – Zrobiłabym wszystko, żeby pomóc wrócić Blejkusiowi!

Brytan przekrzywił lekko łeb.

– Blejkusiowi? – powtórzył pytająco.

Helena uśmiechnęła się.

– Nazywam go tak czasami – wyjaśniła – kiedy jesteśmy sami. Tylko we dwoje.

– Chryste Panie! – mruknął Brutus.

– Nie wiedziałam, że używasz takich słów.

– Mnie one nie rażą – stwierdził Brutus.

Helena klasnęła w ręce, jakby dawała sygnał do startu, i powiedziała:

– Od czego zaczynamy?

Brutus podszedł do krytej czarną emalią tacy zastawionej przyrządami. – Najpierw musisz umocować kredę w tym sznurkowym cyrklu i narysować wielkie koło na środku pokoju.

– Jak wielkie? – spytała Helena, biorąc z tacy cyrkiel i kredę i zagryzając ślicznie swoje pełne wargi przy próbie wsunięcia kredy w odpowiedni otwór.

– Takie o promieniu trzech stóp powinno wystarczyć.

Helena opadła na czworaki i pełznąc dookoła pokoju, zaczęła wykreślać okrąg, a spódniczka podjechała jej mocno do góry.

– No już! – zawołała, gdy skończyła, ciesząc się tak promiennie jakby właśnie stworzyła dzieło sztuki.

– Teraz narysuj mniejsze koło – nakazał Brutus – o średnicy półtorej stopy, dokładnie na północ od dużego.

– Zupełnie nie rozumiem jak to może nam przywrócić Jessiego – zastanawiała się Helena.

– Zrozumiesz – mruknął Brutus.

Dziewczyna narysowała drugi krąg.

– Wiesz co to jest pentagram?

– Jasne.

– No to narysuj pentagramy wewnątrz każdego koła, tak by dotykały go wierzchołkami.

Zajęło jej to kilka minut, ale po skończeniu roboty pentagramy tkwiły zgrabnie wewnątrz okręgów, nie przecinając ich w żadnym punkcie, co do czego Brutus dokładnie się upewnił.

– A teraz – zwrócił się do dziewczyny – zapal siedem czarnych świec i siedem białych.

Helena wykonała jego polecenie, umieszczając każdą z gromnic dokładnie w miejscu wskazanym przez psa. Następnie w samym środku większego z kół umieściła oprawioną w skórę Biblię i poszła zgasić światła, tak jak jej kazał Brutus.

– I co teraz? – spytała, kiedy migotliwe, pomarańczowe światło świec rzuciło na ściany i sufit pokoju plątaninę cieni.

Oczy Brutusa jarzyły się znacznie intensywniejszą czerwienią niż zwykle, wzmocnioną zarówno ciemnością jak i migotaniem płomieni.

– Chodź tutaj, stań obok mnie w większym z kręgów i nie wychodź z niego dopóki Ci nie powiem.

– Co ty, u diabła, Brutalku wyprawiasz? – zdziwiła się znalazłszy się tuż przy nim. To przezwisko nie podobało mu się wcale bardziej niż Blejkuś dla Blake'a, ale nic nie powiedział. Gdyby się rozzłościła i zostawiła go samego, musiałby we wszystkim, do czego potrzebne są ręce, polegać na robocie, a prawdopodobieństwo, że Helena będzie siedziała cicho w sądzie było znacznie większe; te mechaniczne przygłupy bywały bardzo gadatliwe.

– Wywołujemy ducha – oznajmił.

– Przy pomocy magii?

– Zgadza się.

– Zaklęć i czarów?

– Do tego się to sprowadza, kochanie.

Helena zmarszczyła się.

– A dlaczego nie użyjemy po prostu telefonu?

– Ponieważ to jest zgodne z prawem – odparł Brutus – i nie daje żadnej kontroli nad duchami; pozwala ci tylko z nim porozmawiać.

– Kogo wywołujemy?

– Zeke Kanastorousa.

– To koszmarne małe paskudztwo?

– Właśnie jego. On może wiedzieć, gdzie zabrali Jessiego.

– A ty chcesz go mieć w swojej mocy, żeby go zmusić do gadania. Tak? – upewniła się.

– Heleno, jesteś genialna.

Helena pochyliła się i zwichrzyła długą sierść psa wtulając jego chłodny nos między swoje obfite piersi.

– Ciebie też lubię, Brutalku – wyszeptała pieszczotliwie. – No dobra, bierzmy się do roboty.

Odsunęła się od niego i usiadła ze skrzyżowanymi nogami jak wódz indiański.

– Chyba z przyjemnością sobie popatrzę na cierpienia tej małej paskudy – dodała.