Выбрать главу

– Działa, Brutusie! Działa!

– Faktycznie – bąknął Brutus w zupełnym oszołomieniu.

– Spróbuj jeszcze raz!

Ogar dotknął posągu ponownie, trąc łapą po jego nodze w tę i z powrotem. Jak za dotknięciem różdżki szary kamień zaczął powoli rozpływać się i znikać, przybierając stopniowo kolor i fakturę wyprawionej skóry, materiału, ciała i włosów, dopóki nie stanął przed nimi żywy Jessie Blake, dokładnie taki sam jak kilka godzin wcześniej nim Meduza obdarzyła go swoim spojrzeniem.

Jakby dla podkreślenia dramatyzmu, w tym samym momencie niebo rozdarła błyskawica jaśniejsza niż wszystkie do tej pory, a towarzyszący jej huk grzmotu był tak potężny jakby ktoś z całych sił uderzał w tysiące kotłów.

– Jessie! – zawołała Helena, – Nic ci nie jest?

Detektyw poruszył ustami, jakby zaskoczony tym, że znów może je otworzyć i zamknąć i powiedział:

– Nie, wszystko w porządku, ale…

– Zejdź na dół, kochanie – poleciła Helena wyciągając rękę, by mu, pomóc.

Jessie zignorował ten gest i sam zeskoczył na ziemię, a tuż za nim jak cień zeskoczył Brutus.

– Jak się czujesz? – dopytywała się Helena.

– Mam potworny ból głowy – stwierdził Jessie, pocierając mocno zesztywniały kark. W tym momencie przypomniał sobie o Brutusie, odwrócił się do niego, pochylił i drapiąc psa za uszami mruknął: – Dzięki, wspólniku.

Brutus opuścił wstydliwie wzrok ku ziemi.

– Drobiazg – burknął. – Mamy przecież na warsztacie sprawę, więc…

– Jessie, to co ci zrobili było po prostu straszne – zawołała Helena.

– Wiem, co mi zrobili – zapewnił ją ponuro detektyw. – Cały czas byłem zupełnie świadom, co się ze mną dzieje, mimo, że byłem zamieniony w kamień, i umieram z ciekawości jak żeście mnie znaleźli! To znaczy, bardzo chciałbym o tym usłyszeć, ale najpierw muszę znaleźć jakąś toaletę. Z tamtej w Czterech Światach nie zdążyłem skorzystać.

8

Kiedy tuż po pierwszej rano cała trójka wróciła z Miasta Tysiąclecia do gabinetu Jessiego, Zeke Kanastorous wciąż jeszcze tkwił w pułapce mniejszego z kredowych kół. Brutus ponownie zapalił obie zgaszone wcześniej świece, by uwolnić rozzłoszczonego demona z najgorszych męczarni, ale Kanastorous daleki był od zadowolenia. Zaczął gniewnie chodzić dookoła małego kręgu, do którego obejścia wystarczały cztery kroki, rzucając od czasu do czasu, nie wróżące nic dobrego, spojrzenia na przybyłych do pokoju Jessiego, Brutusa i Helenę. Całe jego ciało pokrywały krople jakiejś czarnej wydzieliny, zapewne skroplonej ektoplazmy, a założone do tyłu czteropalczaste dłonie zaciskały mu się w pięści.

– Jak samopoczucie, Zeke? – zapytał Jessie.

– Zapłacicie mi za to – ostrzegł demon. Przerwał swój obchód i stanął naprzeciwko detektywa, wlepiając w niego rozpalone wściekłością spojrzenie.

– A cóż ja takiego zrobiłem? – spytał Jessie.

– Istnieje prawo przeciwko bestialstwom czarnej magii. Dziś nie ma już tak, żeby każdy cwaniaczek magik mógł sobie przyzywać duchy, kiedy tylko przyjdzie mu na to ochota. Dziś za takie rzeczy się karze!

– A porywaczy się nie karze!

– Co to ma znaczyć? – warknął demon.

– Zostałem porwany – oznajmił Jessie. – A ty walnie się przyczyniłeś do wpędzenia mnie w pułapkę.

– To tylko zwykła błędna interpretacja faktów – stwierdził demon prostując się na całą, choć niewielką wysokość, ściągając w tył pokryte chitynowym pancerzem ramiona i wypinając kościstą pierś.

– Ach tak?

– Ach tak, mój przemądrzały przyjacielu. Widzisz, ja działałem zgodnie z instrukcją rządu i samego Regenta Stanów Zachodnich. – Wymówił ten tytuł z taką samą grozą i szacunkiem z jakim niektórzy ludzie wymawiali niegdyś imię Boga, zanim nie zjawili się maseni i ukazali Boga takim jakim był naprawdę.

Jessie uniósł ze zdziwieniem brwi i powiedział:

– Coś takiego… To sam rząd jest zainteresowany utrzymaniem sprawy Galiotora Tesseraxa w tajemnicy.

– A żebyś wiedział, mój wścibski przyjacielu – potwierdził Kanastorous. – Już wyjaśniłem obecnemu tutaj twojemu brytanowi, że na temat sprawy Tesseraxa nic nie wiem; nie powiedziano mi o tym ani słowa. Ale to, że rząd robi co może, żeby wszystko zatuszować, wiem na pewno. Dlatego też, nawet jeżeli złamałem jakieś prawa – jak to insynuujesz – to mam zapewnioną pełną nietykalność i uzna ją każdy sąd zaświatów.

– Sąd zaświatów może i tak – mruknął Jessie.

– Nie rozumiem, co chcesz przez to powiedzieć.

– Otóż chcę powiedzieć, że ja nie mam zamiaru uznawać żadnych tego typu immunitetów – wyjaśnił Jessie podchodząc do krawędzi większego z kręgów i wysuwając palec w kierunku pękatego nosa demona – Kiedy wypuszczę cię stąd dzisiaj możesz zachować się na dwa sposoby. Po pierwsze: pobiec natychmiast do swoich władz i opowiedzieć jak to zostałeś przywołany starożytnymi metodami i jak to twoje obywatelskie prawa zostały poważnie pogwałcone; możesz donieść, że zostałem uratowany przez moich przyjaciół i że znów mam pełną swobodę działania. I po drugie: możesz po prostu zapomnieć o wszystkim, co się tutaj stało; wymazać to z pamięci; możesz zachować głowę i pozwolić, by sprawy potoczyły się swoim biegiem. Jeżeli wybierasz pierwszą drogę…

– Wezmę cię za fraki w ciągu godziny – wszedł mu w słowo demon.

– A ty będziesz gorzko płakał – odciął się Jessie.

– A niby dlaczego miałbym płakać? – spytał ironicznie Kanastorous, ale jednocześnie utkwił w detektywie badawcze spojrzenie swoich bezrzęsych oczu.

– Nawet jeżeli nakaz aresztowania zostanie wydany bezzwłocznie, i to na całą naszą trójkę – Brutusa, Helenę i mnie, to i tak policja nie schwyta nas wszystkich naraz i zajmie jej to sporo czasu. Przynajmniej jedno z nas będzie w stanie powtórzyć całą procedurę i wywołać cię jeszcze raz. I tym razem, Kanastorousie, zdmuchniemy wszystkie siedem czarnych świec i zapewnimy ci wieczne odpoczywanie; nigdy już nie przemknie przez twą głowę świadoma myśl, przez całą wieczność będziesz jednym, małym NIC, dryfującym w próżni.

– To niegodziwe! – zaskowyczał demon.

– Ale tak właśnie będzie.

– Prymityw! – krzyknął demon, spluwając na podłogę.

– Chyba nie masz wątpliwości, że spełnimy swą groźbę? – wycedził Jessie.

– Wy? – wrzasnął demon. – Oczywiście, że nie mam. Nawet cienia. Wy jesteście bandą dzikich barbarzyńców.

– Ufam zatem, że będziesz wiedział, jak masz się zachowywać, kiedy cię wypuścimy.

– Zajmę się wyłącznie własnymi sprawami – stwierdził Kanastorous. – Jakie mam inne wyjście?

– Dla twego własnego dobra radzę ci o tym nie zapomnieć – podkreślił detektyw, po czym odwrócił się, podniósł Biblię i zaczął wymawiać zaklęcia. Po kilku minutach, choć kredowe ślady jeszcze znaczyły podłogę gabinetu Jessiego, Kanastorous został odesłany z powrotem.

Kiedy Brutus zdmuchiwał wszystkie czternaście świec, zarówno białe jak i czarne, robiąc to na przemian tak jak nakazywał rytuał, Jessie przeszedł na drugą stronę pokoju i włączył górne światło, które przez chwilę mocno raziło jego i Helenę. Brutus nie zwrócił na nie uwagi. Jakby na znak dany przez włączanie świateł, w sekretariacie zadzwonił wideofon.

– Zobaczę kto to – odezwała się Helena.

Jessie podszedł do swego biurka; które stało wciśnięte pod ścianą tam gdzie zostawił je robot i z górnej szuflady wyjąc narkotyczny pistolet strzałkowy. Sprawdził magazynek, wsunął pistolet do skórzanej kabury i umocował ją na paskach pod lewym ramieniem, po czym zapiął marynarkę. Z tej samej szuflady wyjął także plastykowy krucyfiks i butelkę żółtawego oleju czosnkowego, które wrzucił do kieszeni na piersi.