– Powinniśmy się rozdzielić, wziąć każdy po jednym rzędzie, po dojściu do końca porównać swoje spostrzeżenia i zabrać się za trzy następne – zaproponował Jessie, – Nagrobki leżą chyba w dość równych rzędach, głównie równolegle do boku cmentarza.
– Rozdzielić się? – zdziwiła się Helena.
– A dlaczego nie?
Wychodząc z biura Helena, założyła dżinsy, sweter i cienką wiatrówkę; teraz postawiła nylonowy kołnierz kurtki.
– Znajdujemy się na cmentarzu, jest druga w nocy, mamy zamiar odkopać trupa przypomniała, – I dlatego właśnie – nie.
– Bądźże rozsądna- perswadował Jessie, – W ten sposób możemy wszystko zrobić trzy razy szybciej.
– Jestem rozsądna – oświadczyła Helena – tak rozsądna, że aż się sama sobie dziwię. Już samo to, że w ogóle zgodziłam się tutaj przyjść pokazuje, jaka jestem rozsądna. Ale, ja jestem tylko twoją sekretarką, a nie wspólnikiem.
– Chyba nie masz zamiaru nas opuścić? – zaniepokoił się Jessie. – Słuchaj, Heleno, twoja pomoc jest mi niezbędna. Brutus ma co prawda mocne pazury, ale przy odkopywaniu grobu nie na wiele się one przydadzą. Ty jesteś dużą silną dziewczyną, dasz sobie radę z łopatą, kiedy ja będę musiał trochę odpocząć.
– Jeśli tylko do tego jestem ci potrzebna – odcięła się – to trzeba było raczej zabrać firmowego robota.
– I pozwolić, żeby wszystko zanotował w pamięci? A poza tym łomot, którego by narobił przy przechodzeniu przez mur, słychać byłoby w całym Los Angeles.
– Skoro aż tak bardzo ci jestem potrzebna – ucięła Helena – to będziesz musiał pogodzić się z myślą, że nie mam najmniejszego zamiaru kręcić się nigdzie sama w tych ciemnościach i potykać się o jakieś cholerne nagrobki.
– Słuchaj, Modrooka – odezwał się Brutus – nic ci się tutaj nie może stać.
– Nie mów do mnie takim protekcjonalnym tonem – warknęła Helena. – niech ci się nie zdaje, że mój strach wynika wyłącznie z potrzeby odgrywania roli słabej kobiety; ja po prostu myślę racjonalnie. Skąd możecie wiedzieć co się tutaj czai? – Potoczyła wzrokiem po drzewach, większych kamiennych nagrobkach, wszystkim, co było dość duże, by mogło skrywać przeciwnika.
– Jeżeli już natkniesz się na wampira – uspakajał ją Jessie – będzie ci musiał przeczytać listę twoich praw i zadać wszystkie pytania przewidziane Postanowieniem Kołczaka-Blissa, bez twojej wyraźnej zgody nie może cię ukąsić. Z wilkołakami jest niemal dokładnie tak samo. A większość innych stworzeń musi podpisać z tobą kontrakt… Krótko mówiąc, nikt nie zaatakuje cię bez ostrzeżenia jak za dawnych czasów.
– Helena włączyła latarkę, przesunęła światłem po najbliższym grobie i rzędzie płyt pamiątkowych; snop światła kierowany jej ręką poruszał się szybko i nerwowo jak podniecony upiór przeskakujący z jednego zawirowania nocnego powietrza na drugie.
Panowała absolutna cisza.
I absolutny spokój.
Nawet jeden liść palmy nie zaszeleścił w wiszącej bez ruchu ciemności.
– Nie zmienię zdania – uparła się Helena.
Detektyw westchnął ciężko i powiedział.
– W porządku, Heleno. Brutus zajmie się jednym rzędem, a my drugim – razem.
– To już lepiej – odparła Helena.
– No to do roboty – warknął brytan.
Księżyc skrył się za zasłoną gęstych chmur; Jessie i Helena musieli oboje włączyć latarki, by móc posuwać się wzdłuż szeregu grobowców i odczytywać wyryte na nich nazwiska.
– Ten nie ma żadnego napisu – zauważyła Helena wskazując na czwarty z kolei nagrobek. Po co mieliby stawiać nagrobek bez nazwiska zmarłego?
– Tę kwaterę wynajął wampir lubiący anonimowość – wyjaśnił Jessie. – Patrz. Cofnij się na chwilę.
Kiedy odsunęła się na bok, Jessie przeszukał po omacku fundament nagrobka i znalazłszy odpowiednią dźwignię, pociągnął za nią.
Połać darni przed płytą uniosła się gładko i bezszelestnie, ukazując wnętrze grobu, a w nim modną, metalową trumnę.
– Kiedy w ciągu dnia zamyka się w tej trumnie – wyjaśnił detektyw – blokuje zamek zewnętrznych drzwi, by mieć zupełną pewność, że dowcipniś nie wpuści mu do środka promieni słońca.
Helena wstrząsnęła się.
– Zamknij to, Jessie proszę Cię.
Detektyw przesunął dźwignię w poprzednie położenie, po czym zatrzymał się jeszcze chwilę obserwując jak kawał ręcznie sianej darni wraca na swoje miejsce, tworząc z otaczającym go trawnikiem idealnie gładką powierzchnię; absolutnie nic nie wskazywało na to, że cokolwiek się pod nią kryje.
– Myślę, że to nie byłby taki najgorszy los – powiedział Jessie.
– Chyba żartujesz.
– Po pierwsze żadnych kłopotów przez całą wieczność, poza unikaniem osinowego kołka i niespodziewanych promieni słońca. A po drugie, cały styl życia wampirów przepełniony jest zmysłowością. Można trafić znacznie gorzej.
– Na przykład?
– No cóż, chyba nie chciałbym umrzeć i zostać zwykłym duchem, który nawiedzałby biuro Agencji Detektywistycznej „Zwiadowca Piekieł” każdej nocy przez kilkaset lat, jęcząc i zawodząc o wszystkich sprawach prowadzonych przeze mnie za życia, przesiadując w moim fotelu… To by było mało zabawne.
– Chyba masz rację przyznała Helena.
– Kiedy poczuję, że mój czas nadchodzi – ciągnął Jessie – nie mam zamiaru siedzieć z założonymi rękami i liczyć na los szczęścia. Znajdę sobie małą, sympatyczną wampirzycę z dobrym biustem i pobarłożę z nią kilka dni dopóki nie będę miał pewności że zostałem nawrócony. – Spojrzał na Helenę i dodał: – A ty? Co masz zamiar robić, kiedy dostaniesz ostrzeżenie, że nadchodzi śmierć?
– Nie myślałam o tym – odparła Helena.
– Och, tak nie można! – zaprotestował Jessie. – Musisz to sobie przemyśleć: to nie mniej ważne, niż spisanie testamentu. Prawdę mówiąc nawet znacznie ważniejsze.
– Chyba masz rację – zgodziła się Helena. – Zastanowię się.
W tym momencie podbiegł do nich Brutus, który zdążył już przejrzeć cały rząd grobów. Stanął przed Jessiem i Heleną, wlepiając w rozzłoszczone spojrzenie swoich czerwonych ślepiów.
– Czy to wszystko czego udało się wam we dwójkę dokonać? – warknął opuszczając ku ziemi ciężki łeb.
– No…
– Coście robili? Pieprzyliście się na jakimś gustownym grobie?
– Zagadaliśmy się.
– Nie przyszliśmy tutaj wdawać się w gadki – stwierdził ogar. – Przyszliśmy tutaj obrabować ten cholerny grób.
Prychnął z niesmakiem wyrzucając z wilgotnych, czarnych nozdrzy smugę ektoplazmy, która uniosła się nad jego głową i utworzyła mały obłoczek rozpływający się w powietrzu.
– Przepraszam – skłoniła się Helena – To moja wina.
– Ruszajcie się – rozkazał ogar. – Skończę ten rząd, a wy zabierajcie się za następny.
Przeszli powoli wzdłuż rzędu kamiennych płyt, opadającego aż na samo dno dolinki między dwoma wzgórkami, odczytując z mozołem wyryte na nich nazwiska, z których ledwie kilka niegdyś słyszeli a niektórych – w przypadku masenów – nie potrafili nawet wymówić.
Księżyc znów wychynął na chwilę zza chmur, zalewając cmentarz zimną poświatą. Już po kilku sekundach skrył się jednak z powrotem wielki, okrągły, purpurowo-czarny.
– Czuję się tak jakby ktoś nas obserwował – wstrząsnęła się Helena, kiedy przeszli do grobów w dziewiątym rzędzie.
– Obserwował?
– Nikogo nie widzę – szepnęła dziewczyna – ale nie mogę się oprzeć wrażeniu…