– Zakusy? – spytał hrabia Sławek z niedowierzaniem w głosie.
– Gdyby zechciała pani zapiąć bluzkę, pani Cuyler – powiedział Jessie, zwracając się do kobiety – to moglibyśmy opuścić ten lokal i…
– Zakusy? – powtórzył natarczywie hrabia Sławek, robiąc krok do przodu. – Ta kobieta nie jest niewinną ofiarą! To najbardziej napalona sztuka, jaką zdarzyło mi się spotkać na przestrzeni…
– Czy kwestionuje pan zasadność mojej interwencji? – zdziwił się Jessie
Miał sześć stóp wzrostu, ważył sto osiemdziesiąt pięć funtów, z czego niemal wszystko ulokowane było w mięśniach i kościach. I choć nie mógł zaświatowcowi wyrządzić żadnej krzywdy, bez uciekania się do ogólnie przyjętych czarów i zaklęć, srebrnych kul i osinowych kołków, to nawet w rozgrywce z samym diabłem był w stanie doprowadzić do pata, z którego nikomu nic by nie przyszło.
A mimo tu hrabia wrzasnął:
– Oczywiście, że kwestionuję! Ukrył się pan sposobem w prywatnym apartamencie hotelowym, wbrew wszelkim prawom jednostki…
– A pan – przerwał mu Jessie – był właśnie w trakcie kąsania ofiary, której nie wyrecytował pan wszelkich istotnych informacji, jakie, zgodnie z aktem Kołczaka-Blissa, powinien pan jej przedstawić w łatwo zrozumiałej formie.
Pani Cuyler zaczęta płakać.
Blake, zupełnie tym nie wzruszony, ciągnął dalej:
– Odczyt pamięci, któremu musiałby się pan poddać, gdybym wniósł przeciwko panu to oskarżenie, potwierdziłby moje zarzuty i postawił pana w obliczu kilku dość nieprzyjemnych kar.
– Niech pana diabli porwą! – warknął hrabia.
– Tylko bez teatralnych sztuczek – ostrzegł go B1ake.
Hrabia zrobił niebezpieczny krok w kierunku detektywa.
– Gdybym dokonał tutaj d w ó c h nawróceń – syknął – to nie byłoby nikogo, kto mógłby na mnie donieść, prawda? Jestem pewien, Renee pomogłaby mi pana nawrócić.
Uśmiechnął się, a oczy zajarzyły mu się upiornym blaskiem.
Blake wyciągnął z kieszeni marynarki krucyfiks i uzbroił nim prawą rękę w miejsce rewolweru ze strzałkami narkotycznymi, którego użyłby, gdyby jego przeciwnikiem był człowiek.
– Nie przyszedłem nieprzygotowany – stwierdził.
Sławek jakby się trochę skurczył w sobie i z miną winowajcy odwrócił spojrzenie od krzyża.
– Zanim zostałem wampirem, byłem Żydem – zauważył. – Nic widzę powodu, dla którego ten przyrząd miałby stanąć mi na zawadzie.
– A jednak skutecznie krzyżuje on wam szyki – powiedział Blake, uśmiechając się do Ukrzyżowanego, wykonanego z czterech różnych odcieni fosforyzującego, pomarańczowego plastiku. Pistolet strzałkowy, którego używał, był najnowszym krzykiem techniki i stanowił bardzo kosztowny element wyposażenia. Ale bieganie z ręcznie rzeźbionym krucyfiksem, kiedy byle rupieć działał równie dobrze, uważał Jessie za przesadę.
– Przeprowadzono badania – mówił dalej – których wyniki dowiodły, że strach przed tym ma podłoże czysto psychologiczne. Z fizycznego punktu widzenia, nie wykazuje on żadnego działania, tym niemniej, ponieważ cała wasza moc płynie z mitów i legend wampirystycznych, w których krzyż odgrywa tak potężną rolę, to jego dotknięcie przyprawiłoby każdego z was o śmierć, jeżeli w odniesieniu do zaświatowca można w ogóle mówić o śmierci.
W czasie przemowy detektywa hrabia ulegał dziwnej przemianie. Peleryna zaczęła ciaśniej otulać jego ciało i powoli przeistaczała się w sztywno napiętą, brązową błonę. Rysy twarzy hrabiego także się zmieniły, stając się coraz mroczniejsze i mniej ludzkie. Kiedy Jessie skończył, hrabia zaczął się kurczyć, zmniejszając się w jakiś cudowny sposób wraz ze swą odzieżą, która powoli wtapiała się w jego ciało, przyjmujące najwyraźniej postać nietoperza.
– To się panu na nic nie zda – powstrzymał go Jessie. – Nawet, jeżeli umknie pan przez okno, wiemy kim pan jest. W ciągu dwudziestu czterech godzin otrzymałby pan nakaz stawiennictwa przed sądem. A poza tym Brutus potrafi pana wytropić wszędzie, gdzie by pan się nie udał.
Hrabia zawahał się w swej metamorfozie.
– Brutus? – spytał niepewnie.
Blake wskazał szafę, z której wychodziło właśnie potężne psisko, mierzące w kłębie ponad cztery i pół stopy. Łeb miał ogromny i masywny, szczęki długie i najeżone ostrymi, jak brzytwa, zębami. Oczy płonęły mu nieustannie, zmieniającymi się odcieniami czerwieni, wirującej wokół maleńkich, czarnych kropek źrenic.
– Zwiadowca piekieł? – upewnił się Sławek.
– Jasne odparł Brutus.
Głęboki, męski głos dobywający się z paszczy brytana najwyraźniej przyprawił panią Cuyler o głęboki szok, ale ani hrabia, ani detektyw nie dostrzegli w tym nic dziwnego.
– Brutus z łatwością wytropi pana w każdym zaułku zaświatów, w którym chciałby się pan ukryć – oznajmił Blake.
Hrabia skinął z ociąganiem się głową, po czym odwrócił kierunek swej metamorfozy, stając się znów istotą bardziej ludzką.
– Pracujecie razem, człowiek i duch? – dziwił się.
– I to nad wyraz skutecznie – zapewnił go Brutus
Wtulił swój potężny łeb w ramiona, jakby gotował się rzucić w pościg za hrabią na pierwszy ruch sugerujący próbę ucieczki.
– Kombinacja nie do przebicia – Sławek z uznaniem pokiwał głową. Westchnął, podszedł do sofy, usiadł na niej i założywszy nogę na nogę spytał:
– Czego ode mnie chcecie?
– Ma pan wysłuchać ultimatum mojego klienta, potem może pan odejść.
– Zatem słucham – sapnął z niechęcią Sławek, zabierając się do polerowania paznokci rąbkiem swojej peleryny.
Wyraźnie oszołomiona pani Cuyler w dalszym ciągu stała pośrodku pokoju, płacząc i zaciskając swe małe piąstki z taką siłą, jakby lada chwila potoki łez miały ustąpić miejsca eksplozji wściekłości.
– Został pan przyłapany na dokonywaniu niezgodnego z prawem nadgryzienia – stwierdził Jessie – które to przestępstwo podlega ściganiu przez siedem lat od momentu jego popełnienia. Jeśli nie chce pan, by pan Cuyler – mój klient, a mąż tej oto damy – wszczął przeciwko panu postępowanie, będzie pan od tej chwili trzymał się jak najdalej od jego żony i wyrzeknie prób utrzymywania z nią jakichkolwiek kontaktów czy to telefonicznych, czy wideofonicznych, czy też przez posłańca. Nie będzie się pan z nią również komunikował przy użyciu dostępnych panu metod metafizycznych.
Sławek spojrzał z wyraźną tęsknotą na smukłonogą, młodą kobietę i z wyraźnym smutkiem skinął głową.
– Przyjmuję te warunki.
– Zatem może pan odejść – zakończył rozmowę Jessie.
U drzwi apartamentu Stawek odwrócił się jeszcze raz i rzekł ze smutkiem:
– Chyba było znacznie lepiej, kiedy trzymaliśmy się we własnym gronie, a wy, ludzie, nie mieliście nawet pewności, że w ogóle istniejemy.
– Cóż, postęp – mruknął Blake, wzruszając ramionami.
– Chcę powiedzieć – ciągnął Stawek – że co prawda ryzyko zarobienia osinowego kołka w serce jest dziś, kiedy rozumiemy się nawzajem znacznie mniejsze, ale przepadł gdzieś cały romantyzm. Blake, oni zniszczyli cały dreszczyk emocji!
– Złóż pan zażalenie w ratuszu – warknął Brutus. Nie był tego dnia w najlepszym humorze.
– Mija siedem lat od czasu, kiedy owi pobratymcy zaczęli na szerszą skalę kontaktować się z wami i z każdym dniem jest coraz gorzej. Nie przypuszczam, byśmy kiedykolwiek polubili istniejący w tej chwili stan rzeczy.
Sławek wyraźnie uderzał w chmurny i górny ton, jak to zwykle, kiedy jakiś środkowoeuropejski krwiopijca popadał w zadumę.
– Masenowie nauczyli się żyć ze swymi nadprzyrodzonymi braćmi – i vice versa przypomniał mu Jessie.
– Oni są zupełnie inni – upierał się hrabia. – Przede wszystkim pochodzą z innej planety, są obcy. Dla nich nawiązanie kontaktów z ich światem nadprzyrodzonym było rzeczą naturalną. Ale na Ziemi nawiązanie tych kontaktów zostało nam narzucone; tutaj nic nastąpiło to samorzutnie. Obawiam się, że to sprzeczne z naszą naturą.