Выбрать главу

Kiedy znów stanął twarzą do pozostałych, jego broda zawisła prosto w dół, dokładnie tak jak powinna.

– No nareszcie – ucieszył się. – Teraz możemy przystąpić do roboty.

– Zabierz ze mnie tego bydlaka! – wrzasnął natychmiast Willie Whitlock, po kolejnym kłapnięciu paszczęk Brutusa koło jego śmiertelnie bladego nosa.

– Obawiam się, że tych dwoje młodych ludzi posiada niezaprzeczalny priorytet – odparł spokojnie czarownik. – Czy odłoży pan dobrowolnie ten krucyfiks, panie Blake?

– Nie.

– Więc będę musiał pana do tego zmusić – oznajmił staruch, podnosząc w górę wyciągnięte ramiona i zaczynając intonować nowe zaklęcie.

– Niech pan posłucha – odezwał się Jessie. – Sprawa tego Tesseraxa nie może być aż tak ważna, by warto było dla niej łamać prawo.

Czarownik nie przerwał swego mamrotania.

– Przecież chyba musicie sobie zdawać sprawę, że nie uda wam się w nieskończoność ukrywać tego skandalicznego pogwałcenia prawa. Musicie wiedzieć, że pewnego dnia wszyscy poniesiecie surową karę za to, co w tej chwili z nami wyprawiacie. Niektórzy z was mogą nawet zostać unicestwieni. Pomyślcie o tym! Potem nie będzie już żadnych nadgryzień – ani legalnych, ani nielegalnych!

Czarownik niewzruszenie kontynuował wypowiadanie zaklęcia.

– Jessie – przerwała mu Helena. – Zaczynam drętwieć.

W tym samym momencie poczuł, że jego własne stopy zaczynają zamieniać się w dwie bryły lodu. Kiedy fala chłodu dopłynęła ponad kolana, powiedział:

– Ciągle jeszcze macie panowie czas wszystko to sobie rozważyć.

Sławek uśmiechnął się szatańsko i sprawdził opuszkiem kciuka ostrość swych pokaźnych kłów. Wyglądało na to, że jest z wyniku tego badania zadowolony.

Chłód dotarł Jessiemu do bioder.

– Brutusie, czy nie możesz im w tym przeszkodzić? – zawołał detektyw. – Nie mógłbyś skoczyć temu staruchowi do gardła?

– Zrobiłbym to z rozkoszą – warknął brytan – ale wtedy musiałbym puścić Willego, który natychmiast rzuciłby się na was; wiele by pewnie nie zdziałał, ale krucyfiks na pewno by wam wytrącił.

– Och, Jessie, nie! – krzyknęła rozdzierająco Helena.

Detektyw doskonale wiedział, co było przyczyną tego tak pełnego przerażenia krzyku. Chłód docierał już także do jego własnych ramion. Jeszcze chwila i spełznie wzdłuż ramion, mrożąc dzierżącą krucyfiks dłoń.

– Już wkrótce – cieszył się hrabia Sławek, przenosząc spojrzenie z piersi Heleny na jej smukłą szyję, co najwyraźniej przywodziło mu na myśl Renee Cuyler.

Chłód zawładnął dłońmi Jessiego.

Szeroko otwartymi oczami patrzył jak rozwiera mu się zaciśnięta dłoń.

Krucyfiks upadł na podłogę.

Pisnąwszy z radości, hrabia Sławek rzucił się do przodu.

– Nie ruszać się z miejsc! Policja! – rozległ się tubalny głos dochodzący zza wybitych okien, zza pleców wampirów i dwóch wilkołaków.

Jessie podniósł wzrok i ujrzał umundurowanych mężczyzn z pistoletami o długich lufach, wychylonych do połowy ciał do wnętrza mauzoleum.

Otworzyli ogień do wszystkich zgromadzonych, zarówno do napastników jak i ich ofiar. Jedne z pistoletów wyrzucały narkotyczne strzałki – tych używano do obezwładniania ludzi, pozostałe rozpylały kropelki oleju czosnkowego, przed którym oszalałe wampiry próbowały umknąć jak węże przed ichneumonem. Zobaczył hrabiego Sławka rzucającego się w ucieczce przez dwa rzędy trumien i wylatującego w zupełnym przerażeniu w najdalszą ze ścian i w tym samym momencie on sam osunął się do przodu, pogrążając się w otchłań nieświadomości za sprawą narkotycznych strzałek.

14

Niski sufit o fakturze wafla był biały, a ściany leciutko niebieskawe. Jedyne wyposażenie pokoju stanowiło wygodne, lecz wąskie łóżko, na którym leżał. Nie było żadnych okien i tylko jedyne drzwi, szerokie i obite grubym, pikowanym materacem. Pomieszczenie sprawiało wrażenie celi jakiegoś więzienia. Światło dobiegało z przedłużonego wgłębienia w suficie, zabezpieczonego płytą plexiglasu. Usiadłszy na łóżku, Jessie zobaczył, że podłoga miała ten sam przyjemny odcień błękitu co ściany. Była równie nieskazitelnie czysta i lśniąca, jak wszystko w tym pokoju.

Kiedy spróbował wstać, zakręciło mu się lekko w głowie i poczuł się dziwnie słaby, jakby od kilku dni nic nie jadł. Przypomniawszy sobie wydarzenia, które doprowadziły go do znalezienia się w tym odosobnionym miejscu, doszedł do wniosku, że rzeczywiście tak właśnie mogło być. Jak długo spał tym kamiennym snem? Jeśli trafiło go kilka narkotycznych pocisków z policyjnej broni, skumulowany efekt ich działania pozbawiłby go przytomności na co najmniej dwanaście godzin.

I co przez cały ten czas działo się z Heleną?

I z Brutusem…?

– Obudził się pan, prawda, panie Blake? – rozległ się jakiś głos dochodzący ze środka sufitu, gdzieś spoza oprawy lampy. Detektyw spojrzał w górę, mrużąc oczy przed światłem.

– Kto to? – spytał.

– Och, tylko komputer więzienny – odparł głos, – Jednym z moich obowiązków jest doglądanie pensjonariuszy i witanie ich, kiedy się budzą.

– Więc jestem w więzieniu?

– Och, nie ma powodu do przygnębienia, proszę pana – pocieszał go komputer. Odnosiło się nieodparte wrażenie, iż jego taśmy głosowe nagrała jakaś stara panna, nauczycielka szkoły żeńskiej w Altoona. – Nie znajduje się pan we właściwym więzieniu, tylko w skrzydle prewencyjnego odosobnienia.

– Ach tak. A reszta?

– Zostali umieszczeni w specjalnym, podziemnym pomieszczeniu więziennym, w trumnach z federalnymi zamkami, z niewielką ilością ziemi z rodzinnych stron, która umożliwi im przetrwanie do zachodu słońca, kiedy to zostaną poddani przesłuchaniu.

– Nie chodzi mi o wampirów – sprostował Jessie. – W tej chwili obchodzą mnie mniej niż zeszłoroczny śnieg, interesuje mnie moja sekretarka, Helena i mój wspólnik, zwiadowca piekieł o imieniu Brutus.

– Och, czują się świetnie, proszę pana, świetnie – odparł komputer.

– Już od pewnego czasu są gotowi na spotkanie z odpowiednimi władzami. Wszyscy czekaliśmy na pańskie przebudzenie.

– Trzeba mi było dać środek znoszący działanie narkotyku. Obudziłbym się znacznie wcześniej.

– No cóż – odrzekł słodko komputer – i tak trzeba było poczynić pewne ustalenia i zorganizować przybycie osób, które mogłyby z panem rozmawiać. Więc może nawet dobrze się złożyło, że w tym czasie pan spał.

– Która godzina?

– Siódma wieczorem, proszę pana.

– Więc przespałem cały dzień?

– Tak właśnie, proszę pana.

– No to bierzmy się do tego spotkania z osobami, których przybycie musieliście „zorganizować”.

– Ktoś ma się tu zjawić lada chwila, proszę pana, by przeprowadzić z panem rozmowę. Tymczasem może chciałby pan obejrzeć jakiś trójwymiarowy program rozrywkowy. – Na ścianie z lewej strony odsunęła się spora płyta, ukazując ukryty za nią odbiornik trójwymiarowej telewizji. Kiedy ciche piknięcie dało znać, że został uruchomiony, komputer powiedział.

– W tym pokoju nie me żadnych przyrządów regulujących pracę odbiornika – w przeszłości niektórzy więźniowie rozbijali je w napadzie szału lub w próbie wykorzystania ich jako czegoś w rodzaju broni – ale ja nastawię go na cokolwiek pan sobie życzy. W tej chwili nadawany jest popołudniowy show Robota Pritcharda. Może chciałby go pan obejrzeć. Mało kto tego nie lubi.