Jessie przeniósł spojrzenie z oprawy lampy na obite materacem drzwi.
– Kiedy będę mógł się z kimś zobaczyć?
– Dosłownie za kilka minut, proszę pana. Najwyżej za kwadrans.
– Żądam widzenia z moim adwokatem.
– Ale pan nie jest przecież aresztowany, proszę pana, stąd też nie mamy żadnego obowiązku uczynić pana żądaniu zadość.
– Ale c z u j ę się tak jakbym był aresztowany.
Do tonu jakim przemawiał komputer wśliznęła się nuta irytacji.
– Nie, proszę pana, nie jest pan aresztowany, bez względu na to jak pan się czuje. Jak już to wyjaśniłam znajduje się pan w skrzydle prewencyjnego odosobnienia, a nie we właściwym więzieniu.
– A jaki cel ma ta prewencja? Chronicie mnie przed kimś czy kogoś przede mną? zaciekawił się Jessie. Zauważył już że w drzwiach od wewnątrz nie ma klamki i nie sposób je otworzyć inaczej niż z korytarza.
– Chronimy pana przed sobą samym.
– Chronicie mnie przede mną samym?
– Właśnie, proszę pana. Uważa się, że w ciągu ostatnich dwóch dni wyzwolił pan niewiarygodną ilość przemocy, z której większość skierowała się w końcu przeciwko panu.
– Musicie mnie wypuścić – oświadczył Jessie, naciskając bezskutecznie na obite drzwi,
– Jakże możecie mnie chronić przed samym sobą, skoro jestem tutaj właśnie ze sobą, i to sam na sam?
Komputer zachował milczenie.
– No, przecież zadałem ci pytanie.
Kiedy maszyna się odezwała, wolała zmienić temat.
– Czy chciałby pan obejrzeć show Robota Pritcharda?
Z westchnieniem rezygnacji detektyw odwrócił się twarzą do ekranu i ujrzał słynne na cały świat rysy Robota Pritcharda. W wypolerowanej, metalowej głowie odbijały się światła studyjnych reflektorów, a imitant pochylał się właśnie nad swoim biurkiem, celując w swego rozmówcę pięciocalowym palcem o kulkowych stawach.
– Z kim dzisiaj prowadzi wywiad? – spytał Jessie.
– W tej chwili rozmawia z Bogiem – odparł komputer – z obserwacji tego co się dzieje w innych celach i reakcji na show pozostałych więźniów wnoszę, że to jeden z jego bardziej udanych wywiadów.
Jessie usiadł na brzegu łóżka i wbił posępne spojrzenie w świecący ekran.
– Zrób trochę głośniej – polecił.
Na ekranie Robot Pritchard patrzył na swego gościa z tym samym bezdennym, metalicznym wyrazem twarzy, który nie zmieniał się nigdy od czasu, kiedy go zbudowano, i mówił:
– Więc nie rości pan sobie pretensji do tytułu najwyższego Boga, Boga wszechmocnego, figury numer jeden w niebie, najgrubszej ryby świata, spryciarza, który go stworzył? Kamera dojechała do potężnego, muskularnego mężczyzny, z pokaźną czupryną siwych włosów i niezwykle bujną, kręconą brodą. Pomimo swego wieku był uderzająco przystojny, tryskający energią i pełen wigoru.
– Nigdy niczego podobnego nie twierdziłem, z czego musi pan sobie doskonale zdawać sprawę, Pritchard.
– Proszę do mnie mówić „panie Robocie” – upomniał go Pritchard.
A niech mnie, pomyślał Jessie, jak nic zanosi się na jeden z tych jego odbrązawiających pojedynków. Zrobiło mu się żal Boga, ale pochylił się do przodu, ciekaw w jaki sposób Pritchard załatwi starego.
– Niech mi pan powie, panie Boże, czy nie jest prawdą, że jest pan bogiem zarówno chrześcijan jak i Żydów?
– Stanowię tylko jedną trzecią chrześcijańskiego panteonu – oświadczył Bóg, najwyraźniej dotknięty poprzednim upomnieniem robota.
– Ale służy pan odpowiednim celom w obu teologiach? – zgrzytliwy a jednak ujmujący głos Robota Pritcharda nie dopuszczał żadnego sprzeciwu.
– Owszem – zgodził się Bóg.
– Jakże to możliwe, by być jednocześnie Bogiem gniewu i Bogiem miłosierdzia?
– Zaraz, zaraz – stopował Bóg.
– Czy nie oznacza to, że zwodzi pan albo jednych, albo drugich? Chrześcijan lub Żydów?
– To ludzie napisali Biblię, to istoty z krwi i kości wysuwają takie twierdzenia. To oni stworzyli ten konflikt, nie ja. Ja nie miałem w tym żadnego udziału. – Starzec przeczesał palcami brodę. – Jak pan dobrze wie, nie miałem żadnego wpływu na to czym mnie uczyniono.
– Czy nie miał pan także żadnego wpływu na potworności i okrucieństwa, które za pańską sprawą spadały na ludzkość przez tak wiele stuleci? – dopytywał się Pritchard podnosząc głos. – Chce mi pan powiedzieć, że do zesłania na Ziemię Potopu został pan zmuszony?!
– No cóż, raczej, nie – przyznał Bóg tonem pokonanego. – Ale kiedy już narzucili mi rolę Boga gniewu, nie mogłem zawieść ich oczekiwań.
– Czy nie uważa pan – czy nie zgodzi się pan ze mną, panie Boże że się pan nieco zagalopował w odgrywaniu swej mitologicznej roli?
– Czy nie wykorzystywał jej pan w cyniczny i bezwzględny sposób jako pretekstu do dokonania najbardziej niegodziwych i sadystycznych czynów jakie znają annały historii? Czy nie przeszarżował pan, panie Boże, w tym rzekomym spełnianiu oczekiwań? Czy z rozmysłem i diabelską przewrotnością nie sprofanował pan całej Ziemi? Czy nie popełnił pan tych wszystkich okrucieństw wyłącznie dlatego, że podniecały one i dostarczały zadowolenia pańskiemu, być może, choremu, umysłowi?
– Wyrzucając z siebie ostatnie słowa tego niezwykle ostrego oskarżenia, Pritchard tak się zapalił, że zaczęło mu się dymić zza uszu.
– Popada pan w ogromną przesadę i rzuca niezwykle krzywdzące oskarżenia – uspokajał go Bóg. – Jak już mówiłem, jestem tylko jednym z bogów. Wszyscy pozostali także musieli spełniać żądania stawiane im przez ich mitologie, mnie po prostu postawiono żądania cięższe niż innym i to wszystko.
– Zatem uważa pan, że potop nie był wynikiem pańskiej nadgorliwości w wypełnianiu swej mitycznej roli?
– Uważam, że zmieściłem się w wyznaczonych mi granicach – stwierdził Bóg, poruszając się w fotelu i poprawiając swe szaty. – W tamtych czasach byłem wyłącznie bogiem gniewu i żeby nie wypaść z roli musiałem ukarać ludzkość.
– Ukarać ludzkość – powtórzył robot.
– Tak.
– Za jakie grzechy?
– Za rozpustę, orgie, brak poszanowania dla rodziców, gwałtowny wzrost wskaźnika przestępczości, prowadzenie nieustannych wojen.
– I metodą na ukaranie ludzkości, która przyszła panu do głowy, na danie ludzkości nauczki było unicestwienie całej rasy poza jedną jedyną rodziną Noego?
– W owych czasach metoda ta wydawała się odpowiednia – potwierdził Bóg, przesuwając palcem pod swym klerykalnym kołnierzykiem jakby go pił w szyję.
– A niech mi pan powie, panie Boże, czy w niebie nigdy nie zdarzały się orgie? – spytał Robot Pritchard.
– No cóż, od czasu do czasu, jak pan to może wyczytać – w Biblii…
– Zakasłał i wytarł pot, który zaczynał perlić się na jego czole.
– W końcu niektóre z anielic są zupełnie niczego, wcale nie gorsze niż…
– I po tym wszystkim – ciągnął bezlitośnie Pritchard – ma pan czelność siedzieć tutaj i twierdzić, że potop był dla ludzkości odpowiednią karą!
– Hm…
– A teraz proszę państwa mała przerwa na reklamówkę – powiedział robot, zwracając swą metaliczną twarz do kamery. – Po tym przerywniku wrócimy do naszych wywiadów. Drugim gościem naszego wieczoru będzie mityczna istota, dostarczająca państwu wspaniałej zabawy zawsze, ilekroć ma czas wystąpić przed naszymi kamerami – Uczciwy Polityk. A teraz…
Trójwymiarowy obraz utracił nagle trzeci wymiar po czym zaczął szybko ciemnieć, a osłona maskująca ekran powróciła na dawne miejsce cała ściana znów zmieniła się w gładką płytę lśniącego błękitu.
Tym samym głosem starej panny, nauczycielki z żeńskiej szkoły w Altoona komputer powiedział: