Выбрать главу

Kiedy wysiedli ze swego pojazdu, ogromne, frontowe drzwi rustykalnego hotelu rozwarły się na boki z odpowiednim do swego wyglądu hałasem, a ich zgrzyt z powodzeniem ściągnął na nie uwagę całej czwórki. Na powitanie wyszedł im masen w długich, czarnych szatach. Pochylił się do przodu, składając czułki obu dłoni i przyciskając je do piersi w taki sposób, że przywodził na myśl mandaryna z pewnego ziemskiego cesarstwa, z zupełnie innej epoki. Skłonił się przed każdym z osobna – przed Heleną dwukrotnie – po czym powiedział:

– Witajcie w Gilorelamans.

– Dzień dobry – pozdrowiła go Helena.

– Nazywam się Tooner Hogar – oznajmił mandaryn – i miło mi będzie państwu służyć. Czy macie państwo swego własnego mechanicznego służącego, czy też mam wezwać kogoś do pomocy w przeniesieniu państwa bagaży?

– Mamy własnego robota – odrzekł Tesserax.

– Doskonale – powiedział Hogar, – Kiedy będą państwo gotowi proszę zgłosić się w recepcji. Będę tam czekał.

Skłonił się ponownie i zniknął wewnątrz.

– Nie podoba mi się ten facet – mruknął Brutus.

– Och, jest zupełnie uroczy – zaprotestowali Helena.

– Po prostu szczwany – warknął Brutus.

– Otóż to, szczwany – pokiwał głową Tesserax. – W maseńskiej mitologii Tooner Hogar znany jest także pod przezwiskiem Hogar Truciciel.

– Truciciel? – zdziwił się Jessie.

– Truciciel Bogów – wyjaśnił Tesserax.

– Wydawał mi się jakiś taki gładki, że aż obślizgły – stwierdził Brutus.

– Proszę nam powiedzieć coś więcej – poprosiła Helena, gdy robot zabrał się za wyjmowanie waliz z bagażnika pojazdu.

– Według jednego z najdawniejszych mitów te góry są siedzibą naszych wszystkich bogów. A ten zajazd, Gilorelamans Inn, zarządzany przez Toonera Hogara – Hogara Truciciela – jest głównym miejscem ich spotkań. Tutaj nasi wielcy mogą zbierać się, by zawierać umowy, dobijać targów lub po prostu obchodzić jakieś swoje boskie święto. Teren gospody czy też zajazdu, dziś pełniącego funkcje hotelu, jest neutralny, to znaczy żaden bóg nie może tutaj podnieść ręki na żadnego innego.

– Ale Hogara ten zakaz nie dotyczy? – zapytał Jessie.

– Szybko pan chwyta – zauważył Tesserax.

– W swoim życiu miałem do czynienia z tyloma świrami – rzekł Jessie – że zwykle od razu potrafię ich przejrzeć na wylot.

– Jak powiadają stare mity – ciągnął Tesserax – choć bogowie nie mogli szkodzić sobie nawzajem, kiedy znajdowali się w gospodzie, to często do wykonywania brudnej roboty wynajmowali Hogara. Hogar gustował w zabijaniu jedną z setek egzotycznych trucizn. Wielu bogów zmarło z ręki Hogara, inni, bardziej wytrzymali, umierali tylko na pewien czas, po czym wracali do życia.

Robot wyjął z bagażnika składany, samobieżny wózek bagażowy i załadował nań wszystkie walizki.

– Teraz zajmiemy pokoje – powiedział Tesserax. – Ale zapamiętajcie moje ostrzeżenie: nie jedzcie i nie pijcie niczego, co przygotował Tooner Hogar.

– Ale przecież prawo na pewno nie zezwala mu już nikogo truć – zauważyła Helena.

– To prawda – przytaknął Tesserax. – Wolno mu truć tylko tych bogów, którzy władają dostateczną mocą, by wrócić do życia. Lecz zgodnie z prawem, wolno mu podawać także wszystkim innym pewne substancje drażniące, w miejsce stosowanych niegdyś trucizn. Mógłby na przykład podać państwu jabłko, które choć nie zatrute, naszpikowane byłoby jakimś silnym środkiem wymiotnym lub przeczyszczającym. Prawo hamuje jego zapędy, ale oczywiście nie odmawia mu całkowicie prawa do zaspakajania swych żądz.

– Ale w takim razie co będziemy jedli? – zaniepokoił się Jessie.

– Nasz robot zabrał przyrządy do gotowania i odpowiednią ilość zapasów – uspokoił go Tesserax. – Przez cały czas pobytu będziemy jedli wyłącznie to, co on dla nas przygotuje. – Wyciągnął rękę w kierunku otwartych drzwi hotelu i powiedział: – Może wejdziemy do środka, drodzy przyjaciele?

Główny hall Gilorelamans Inn był niezwykle obszerny, jak niemal wszystkie pomieszczenia wykorzystywane przez masenów, miał co najmniej dwieście stóp długości i sto pięćdziesiąt szerokości, lecz mimo to sprawiał przytulne wrażenie. Osiągnięto to głównie przez zastosowanie surowego, naturalnie ściemniałego drewna, którym wyłożone były sufit i posadzka. Podłogę pokrywał dodatkowo puszysty kasztanowy dywan, a szerokie, miękkie sofy i fotele, które dla wygody gości rozstawiono wszędzie dookoła, obite były materiałem w odpowiednim odcieniu koloru starego wina. Kolumny z surowego drewna podtrzymywały, zawieszony na wysokości trzydziestu stóp, belkowany strop, a kryształowe kandelabry dostarczały tylko tyle światła, by można było czytać, nie zalewając sali oślepiającym blaskiem tak typowym dla nowoczesnych, ziemskich hoteli.

Budując w swoich mitach zajazd dla bogów, masenowie wykazywali, mnóstwo dobrego smaku.

Przeszli na drugą stronę hallu, do recepcji, gdzie czekał na nich Tooner Hogar ze swym nieodłącznym uśmiechem i uniżonym pochyleniem głowy, z rękami w dalszym ciągu złożonymi na piersi, z czułkami splecionymi nabożnie ze sobą.

– To dla nas wielki zaszczyt móc gościć w Gilorelamans Inn tych wybitnych Ziemian – oświadczył Hogar, podsuwając im księgę gości hotelowych i miseczkę z miętusami. – Zechcą państwo złożyć tu podpisy i poczęstować się okolicznościowymi cukierkami.

Jessie wpisał się do księgi, nie wziął jednak żadnego cukierka.

– Nie lubi pan słodyczy? – dziwił się Hogar, uśmiechając się przymilnie i spoglądając na detektywa bursztynowymi oczami, w których zapaliły się jakieś niezwykłe iskierki.

– No cóż, prawdę mówiąc, nie bardzo – odparł Jessie.

– Może pani – zaproponował Hogar, podsuwając miseczkę Helenie.

Dziewczyna odmówiła, wzięła do ręki pióro i wpisała do rejestru siebie i Brutusa. Kiedy podniosła wzrok, ujrzała, że najwyraźniej poczuł się dotknięty jej odmową, więc będąc sobą powiedziała: – Proszę się nie gniewać, ale właśnie zjadłam obiad i w tej chwili nie mam już zupełnie ochoty na jakiekolwiek słodycze.

Hogar zmarszczył czoło i spojrzał uważniej na miętusy.

– Chyba nie są zakurzone – mruknął. – W mitycznych budowlach takich jak ta osadza się czasami tu i ówdzie trochę kurzu. Gdy zapomnę rano zmienić cukierki na świeże, zaraz zaczynają się lepić od brudu.

– Och, nie – zawołała Helena – cukierki są zupełnie w porządku. Tyle tylko, że jak mówię, właśnie jadłam…

– W takim razie proszę – namawiał Tooner Hogar, podając jej miseczkę z cukierkami. – proszę wziąć i zjeść później, w swoim pokoju. W imieniu firmy życzę pani smacznego.

– Och, nie mogę przecież…

– Będę nalegał – powiedziała postać z maseńskiej mitologii uśmiechając się służalczo.

– No cóż, dziękuję – odparła Helena, biorąc do ręki miseczkę w taki sposób, jakby to była bomba zegarowa.

Tesserax wpisał się do księgi i odebrał klucze od pokojów.

– Proszę nie przysyłać nam boya – zwrócił się do Hogara. – Nasz robot zajmie się wszystkimi bagażami, a pokoje odnajdziemy sami.

Ruszyli za robotem, który skierował wózek bagażowy do windy, jednego z doczesnych dodatków do mitycznej budowli, ponieważ – jak wyjaśnił Galiotor Tesserax – w czasach tworzenia mitu o Gilorelamans Inn wind jeszcze nie było.

Wystrój pierwszego piętra przypominał swą atmosferą parter, choć dywany miały tutaj kolor głębokiej, zimnej zieleni. Jessie, Helena i Brutus otrzymali apartament z dwiema sypialniami przy samym końcu długiego, głównego korytarza, a jednoosobowy pokój Tesseraxa znajdował się tuż obok. Salonik apartamentu był niezwykle elegancki, ściany miał obite złotą tkaniną, okna przysłonięte kotarami z materiału podobnego do aksamitu, a całość dopełniały solidne, bardzo wygodne meble i niewielka fontanna w kształcie trzech maseńskich, mitologicznych postaci, chlustających sobie wodą na głowy. Jak wszystkie pomieszczenia masenów pokój był bardzo obszerny, znacznie większy niż tego potrzebowali, miał co najmniej czternaście stóp wysokości, a zdawał się jeszcze wyższy, dzięki sufitowi ozdobionemu, budzącą zachwyt, szachownicą kasetonów z ciemnego i jasnego drewna. Sypialnie były identyczne, równie przestronne i zbytkownie urządzone. – Muszę przyznać, że mi się tu podoba! – zawołała Helena, rzucając się na łóżko, które miało pewnie z dziesięć stóp długości i siedem szerokości.