Tesserax pokazał im łazienki.
– To także są dodatki – wyjaśnił – wtręty rzeczywistości w świat istniejącej iluzji, bo po co komu mity, z których nie ma żadnego pożytku?
A jakiż byłby pożytek z hotelu bez łazienek? W naszych czasach?
– Fakt – przyznał Jessie.
Kiedy opuścili trzecią łazienkę i wrócili do saloniku, rozległo się pukanie do drzwi.
– Proszę – zawołał Tesserax.
Do pokoju wkroczył Tooner Hogar z wielkim wiklinowym koszykiem owoców popakowanych w plastykowe torebki.
– Z pozdrowieniami od dyrekcji – oświadczył, uśmiechając się oślizgle i podając koszyk Jessiemu.
– Ach, hm, cóż… dziękuję – wydukał detektyw.
– Proszę koniecznie spróbować tych – polecił Hogar, wskazując na owoc wyglądający jak połączenie ziemskiego jabłka z ziemską truskawką, duży, ciemnoczerwony i z gruzełkowatą powierzchnią.
– Może za chwilę – powiedział Jessie.
– A może pani ma na coś ochotę – zwrócił się Hogar do Heleny, która wyszła właśnie z łazienki zobaczyć o co chodzi.
– A na co miałabym mieć ochotę? – spytała Helena, podchodząc bliżej.
Hogar sięgnął ręką, rozdarł jedną z plastykowych torebek i skłoniwszy lekko głową przed Heleną powiedział:
– To niektóre z naszych, maseńskich owoców, droga pani. Sam dokonałem ich wyboru, są naprawdę pyszne, świeże i czyste.
– Doprawdy nie wiem czy powinnam jeść jakieś tutejsze…
– Och, nie ma obawy – zapewnił ją szybko Hogar, – Wasz system trawienny doskonale przyswaja wszystkie nasze owoce. Czy na Ziemi nigdy nie jadła pani żadnych produktów spożywczych importowanych z naszej planety?
– Nie, ja… – zająknęła się Helena.
Hogar wydobył z torebki jabłko-truskawkę, przetarł ją delikatnie rękawem i podał Helenie.
– Proszę – powiedział z jowialną serdecznością. – Niech pani je, niech pani spróbuje. Naprawdę nie ma się czego obawiać. Nim Helenie udało się wymyślić jakiś nowy pretekst pozwalający jej wykręcić się od przyjęcia podarku truciciela, rozmowę ich przerwał wybuch dudniącego śmiechu tak głośny, że zadrżały szyby w ich apartamencie. Tuż potem rozległ się odgłos miażdżącego uderzenia, który zatrząsł budynkiem hotelu, niczym eksplozja ładunku umieszczonego w jego fundamentach.
– Rany boskie, co to… – zaczęła Helena.
– To znów Perlamon i Gonius! – pokiwał głową Hogar. Odłożył do koszyka jabłkotruskawkę, odwrócił się i wyszedł pośpiesznie do głównego hallu, powiewając połami czarnych szat.
– Kim są ci Perlamon i Gonius? – zainteresował się Jessie
– Dwoma bogami – poinformował go Tesserax.
Pośpieszyli za Hogarem na korytarz i natychmiast ujrzeli źródło piekielnego hałasu, który nie ucichł ani na chwilę. W połowie drogi do wind, pośrodku hallu walczyło ze sobą dwóch potężnych, muskularnych masenów, odzianych jedynie w wąskie przepaski biodrowe i metalowe obręcze na głowach. Mocowali się ze sobą bez pardonu, ciskając się nawzajem o ściany, kopiąc się, okładając pięściami, ciągnąc za włosy, uszy i nosy a nawet gryząc gdzie popadnie.
– Maseńscy bogowie to istoty pełne życia i tryskające energią – wyjaśnił Tesserax.
Ani na chwilę nie usiedzą spokojnie. Cały czas spędzają na zapasach, boksie, urządzaniu biegów sztafetowych, śpiewach, pijaństwie, zabawach…
– No tak – mruknął Jessie. – Co by nie powiedzieć, nudno nam tu nie będzie.
18
Tej samej nocy Jessie obudził się nagle w ciemnej sypialni i stwierdził, że usta wypełnia mu coś miękkiego i ciepłego. Przez ułamek sekundy myślał, że ktoś próbuje mu wepchnąć do gardła poduszkę, ale kiedy otrząsnął się z resztek snu, pojął co to było naprawdę. On i Helena usnęli leżąc na bokach, twarzami zwróceni do siebie, od tamtej pory musiał zsunąć się nieco w nogi łóżka, bo tym co trzymał w ustach była jedna z pysznych, krągłych piersi dziewczyny. A w każdym razie jej część. Objęcie ustami całej piersi Heleny, choćby tylko jednej, było – jak wiedział z doświadczenia – niezmiernie trudne, jeżeli nie wręcz niemożliwe. Odetchnął z ulgą, kiedy uzmysłowił sobie, że nikt nie próbuje go udusić.
Z wielką przyjemnością pozostałby w tej pozycji do samego rana, z wezbranym dojrzałym sutkiem na języku, gdyby nie dźwięk, który go obudził – zdał sobie z tego sprawę, gdy usłyszał go ponownie – a mianowicie zduszony jęk.
Zesztywniał, usiłując przebić wzrokiem otaczające go ciemności.
Cisza.
Może to tylko podszept wyobraźni?
I wtedy jego uszy pochwyciły to jeszcze raz: przeciągły jęk konającego, dobiegający z jakiegoś miejsca w salonie lub zza drzwi na korytarzu.
Zmroził go on do szpiku kości i natychmiast z błogiego rozespania wyrwał. Wypuścił z ust pierś Heleny, odsunął się od niej delikatnie, usiadł na łóżku i zaczął czujnie nasłuchiwać.
Jęk rozległ się znowu, przepełniony jeszcze większym cierpieniem niż przedtem brzmiący żałosną skargą mężczyzny, który wie, że raptownie uchodzi z niego życie…
Jessie wysunął się z łóżka, pomacał stopą po podłodze wokół siebie i znalazłszy swoją szatę, narzucił ją przez głowę i spiął mocno paskiem. Pistolet strzałkowy leżał na toaletce, więc bez trudu udało mu się go odszukać, sprawdzić czy jest naładowany i wsunąć do kieszeni na piersi. Nie budząc nikogo, wyszedł najciszej jak potrafił do saloniku i stanąwszy bez ruchu w ciemności zaczął czekać.
Po chwili jęk rozległ się ponownie.
Tym razem Jessie nie miał już wątpliwości, że ten, kto go wydał, kimkolwiek lub czymkolwiek był – znajduje się na korytarzu przed drzwiami do saloniku. Ruszył szybko przez pokój, jednym szarpnięciem otworzył drzwi i wyjrzał na skąpo oświetlony korytarz. Na wprost wejścia do apartamentu leżał jeden z bogów, z muskularnymi rękami rozrzuconymi bezwładnie na boki, z potężnymi nogami rozpostartymi szeroko i niezdarnie, niczym pozbawione życia zwały sadła wieloryba.
Jessie pochylił się nad upadłym olbrzymem i zajrzał mu w bursztynowe oczy.
– Co się stało? – spytał.
– Załatwili mnie – wystękał bóg.
– Otruli?
– Och, ten nikczemny Hogar – bóg, jęknął dwa razy głośniej niż do tej pory. – Nie ma rzeczy, której by nie zrobił za pieniądze.
– W jaki sposób mogę panu pomóc? – pytał dalej Jessie.
– Nic, zupełnie nic! – odparł powolny bóg, a czułki jego dłoni zaczęły wić się na wszystkie strony, zupełnie jakby żyły swoim własnym życiem. – Zadano mi zdradziecki cios w jelita, któremu muszę ulec. Ale wiem kto opłacił tego łajdaka Hogara i poszukam zemsty w swoim następnym życiu! To był Perlamon, ta cuchnąca bryła pseudo-boskiego tłuszczu, ten uzurpator miana prawdziwego boga!
– Co tu się odbywa – odezwała się nagle Helena. Stała naga w drzwiach sypialni, mrużąc od światła swoje piękne oczy.