Obok niej, bezszelestnie jak cień zjawił się Brutus i warknął:
– Mordobicie!
– Gorzej! – ryknął z rozgoryczeniem bóg. – W uczciwej walce ten śmierdziel nie miałby szans! Napoili mnie więc zatrutym bulionem. Zdążyłem przełknąć ledwie jedną filiżankę, gdy chwyciły mnie takie konwulsje, że w poszukiwaniu ratunku dowlokłem się tylko tutaj i runąłem na ziemię. Teraz już cały jestem sparaliżowany i wiem, że nic nie może mi pomóc. Umieram, umieram!
W tym momencie otworzyły się drzwi od pokoju Tesseraxa, maseński dyplomata wyszedł na korytarz i podszedł bliżej, kiwając swoją bulwiastą głową.
– Co ci się stało, Gonius? – spytał.
– A jak ci się zdaje? – jęknął bóg. – Stałem się ofiarą tych, których uważałem za przyjaciół. Pełnego ufności haniebnie mnie wykorzystano, zdradzono, podle oszukano, wbito mi nóż w plecy!
– Czy on zawsze tyle gada? – warknął Brutus, – Bo jeśli tak, to nic dziwnego, że go ktoś otruł.
– Och, biada mi, biada! – zatkał Gonius, czując, że trucizna wsącza mu się w ostatnie zakamarki ciała.
– Proszę nie zwracać na niego żadnej uwagi – polecił Tesserax.
– Po śmierci natychmiast wstanie, a potem jeszcze nie raz da się ponownie otruć.
– Co za znieczulica – jęknął Gonius.
Tesserax pochylił się nad bogiem i zapytali
– Ile razy Hogar cię już otruł?
– Co najmniej dziesięć tysięcy! – zawołał olbrzym. – Czy to nie wystarczający dowód na to, jakim łajdakiem jest ten facet?
– No tak, to prawda – przyznał Tesserax. – Dowodzi to jednak także, że nie ma się co twoim losem przejmować, a już na pewno nie ma co lać nad tobą łez.
– Cóż to za okrutny świat – jęknął Gonius – gdzie los boga nie obchodzi jego własnych stworzeń.
– Biedactwo, biedactwo – użaliła się Helena, wyciągając rękę, by pogłaskać niezwykle gładką, woskową twarz giganta.
Ale spóźniła się ze swym współczuciem, bo Gonius sapnął i zadygotał po raz ostatni i wraz z ostatnim słowem krytyki tego świata gładko z niego odszedł.
– Ciało zaczyna znikać – zauważył Jessie.
Potężne zwłoki stawały się zupełnie przejrzyste i zabarwiły na zielono od prześwitującego przez nie dywanu.
– Za kilka minut zupełnie zniknie – stwierdził Tesserax. – Ale już rano znów zasiądzie do śniadania i jak zwykle będzie się wydzierał na Perlamona i Hogara. To dość monotonny cykl.
Zwłoki rozpłynęły się w powietrzu i na korytarzu pozostał tylko pusty zielony dywan.
– No cóż, chyba nic tu po nas – rzucił Jessie.
– Proszę wracać do łóżek i spróbować dobrze się wyspać – zaproponował Tesserax. Jutro mamy w planie przepytanie okolicznych mieszkańców na temat naszej bestii.
W drodze do sypialni Helena powiedziała: – Chyba nie uda mi się tak szybko zasnąć.
– Jestem pewien, że wiem czego ci potrzeba – odparł Jessie, ściągając przez głowę swą tunikę. – Czegoś na uspokojenie.
Helena uśmiechnęła się, usiadła na łóżku i sięgnąwszy ręką, by poprawić poduszki. znalazła przypiętą do nich kartkę.
– Co to jest? – zdziwiła się i natychmiast sama udzieliła odpowiedzi. – Jakiś liścik do ciebie.
– Liścik? – zainteresował się Jessie. – Na mojej poduszce? Co tam napisano?
Helena odpięła karteczkę i przeczytała:
– „Panie Jessie Blake! Strzeż się pan wszystkiego co maseńskie, Nie wtykaj pan nosa w nie swoje sprawy, bo zostaniesz pan następną ofiarą bestii”. – Odwróciła kartkę i spojrzała na jej drugą stronę, która okazała się pusta. To wszystko.
Tesserax przeczytał liścik i zamrugał swymi żółtymi oczami, jakby spodziewał się, że po którymś kolejnym mrugnięciu okaże się, że kartka jest czysta.
– No cóż – mruknął w końcu – najwyraźniej jakaś istota nadprzyrodzona dostała się do waszej sypialni, kiedy obserwowaliście śmierć Goniusa. Pewnie przeniknęła przez ściany albo może wyważyła okno od zewnątrz. Bez względu na to jak umieszczono tutaj ten liścik, społeczność maseńska zaświatowców najwyraźniej nie życzy sobie, żeby zajmował się pan tą sprawą.
– A więc Goniusa otruto tylko dla odwrócenia naszej uwagi? – zastanawiał się Jessie.
– Prawdopodobnie.
– Może powinniśmy go przesłuchać.
– Drogi przyjacielu, on pewnie nic w ogóle nie wie. A nawet gdyby wiedział, to będzie po prostu kłamał. Wygląda na to, że stawka w tej sprawie jest wystarczająco wysoka, by usprawiedliwiła wszelkie kłamstwa i nie tylko. A poza tym istoty, które były niegdyś bogami, są niezwykle trudne, do przesłuchiwania. Wszystkie cierpią na kompleks wyższości, który sprawia, że zachowują się nieznośnie grubiańsko i wyniośle.
– No to co w takim razie z tym zrobimy? – spytała Helena. – Słuchaj, Jessie, o mały włos nie zostaliśmy pokąsani przez wampiry i wilkołaki, napadła na nas chwieja, omal nie przyprawiając o zawał serca ze strachu, pewien czarodziej rzucił na nas paraliżujący urok, a teraz mamy się martwić perspektywą wdeptania w ziemię przez tego waszego górskiego potwora. Ja nie mam zamiaru.
– Proszę się nie niepokoić – mitygował ją Tesserax. – Jak już mówiłem monstrum zabija nie tylko zaświatowców, ale także masenów z krwi i kości, jednym słowem wszystko co napotka na swej drodze. Ten kto napisał liścik nie ma nad bestią żadnej władzy, co więcej sam, może będzie jej następną ofiarą. To po prostu czysty blef, próba zastraszenia nas.
– Ja nie jestem tego taka pewna – upierała się Helena.
– Proszę mi wierzyć, droga przyjaciółko – ciągnął Tesserax. poklepując ją po nagim ramieniu sześcioma lekko transparentnymi czułkami. – To co mówię jest prawdą, A poza tym nasze istoty nadprzyrodzone nigdy nie złamałyby prawa; a zwłaszcza nigdy nie posunęłyby się do morderstwa. Oczywiście z wyjątkiem tej nowej bestii. Na naszej planecie zaświatowcy żyją w pełnej harmonii z realnymi istotami już tak wiele wieków, że akty międzyrasowej przemocy po prostu już się nie zdarzają.
– No, nie wiem…
– Ależ tak, wie pani, że mam rację – zawołał masen… – A teraz chodźmy wszyscy spać i zapomnijmy o tym przykrym incydencie.
– To nie będzie takie proste – oznajmił Jessie. Wziął od masena kartkę i jeszcze raz ją przeczytał. – Jeszcze nigdy nie byłem straszony potworem, który wdeptuje w ziemię całe wioski.
– Kiedy rozmawiałem z moim jajecznym bratem, Galiotorem Filsem, na dzień przed opuszczeniem Ziemi, poinformował mnie, iż podjęliście się państwo prowadzenia tej sprawy nie tylko dla pieniędzy. Prawdę mówiąc, mój brat uważał, że wasze zainteresowanie moją śmiercią w najmniejszym stopniu nie wypływa z chęci zysku. Mówił, że jesteście znudzeni, zmęczeni codzienną monotonią prac dochodzeniowych w identycznych sprawach, że rozpaczliwie poszukujecie czegoś innego, odmiennego, czegoś niezwykłego.
– Pański jajeczny brat za dużo gada – warknął Brutus. – Groziłem mu, że go capnę za dupę i powinienem był to zrobić.
– Jak na mnie, to tych niezwykłości jest tu trochę za dużo – oświadczyła Helena. – Och, jestem pewien, że się państwo nie wycofają- odparł Tesserax. – Żadne z was nie jest tchórzem. A poza tym jeśli nie doprowadzicie tej sprawy do końca, nie zobaczycie nawet pół kredytu.
– Teraz mam ochotę capnąć za dupę c i e b i e – warknął Brutus zniżając łeb i odsłaniając dwa rzędy, niezwykle licznych i ostrych jak brzytwa, kłów.
Tesserax przesunął dłonią po bezwargich ustach i spojrzał w głąb krwistoczerwonej paszczy Brutusa, rozwartej specjalnie na jego benefis.
– Och., drogi przyjacielu, to na pewno żarty! – rzekł niepewnie.