Ciekawość anielicy i demona irytowała Jessiego, wprowadzając zamęt do jego przesłuchania, ale nie przywiązywał do niej wówczas żadnego, specjalnego znaczenia. Przypuszczał, że są z natury wścibscy i gadatliwi. Dopiero później zdał sobie sprawę, że ich zachowanie, ich ciekawość, były jeszcze jedną nitką w splatającej się powoli linie wyjaśnienia.
Na godzinę przed zapadnięciem zmroku cała czwórka wróciła do hotelu. Wysiedli ze swej limuzyny i wchodzili do wnętrza mitycznego budynku w ponurych nastrojach, mocno przygnębieni faktem, że – jak się zdawało cały dzień, pracowicie spędzony na wypytywaniu świadków, przyniósł im tak mało.
W głównym hallu czekał na nich Hogar.
– Witajcie znów w mej gospodzie, szlachetni goście – zawołał. – Może kilka solonych orzeszków? – Wyciągnął ku nim salaterkę pełną maleńkich brązowych kulek.
Wszyscy odmówili. Nie będąc w nastroju do pobłażania komukolwiek, przecisnęli się obok truciciela w kierunku wind. Kiedy byli od nich już ledwie kilka kroków, drzwi najbliższej rozsunęły się i wytoczył z nich się jeden z maseńskich bogów – wysoki na całe dziesięć stóp, kiedy stał – teraz zgięty w pół i trzymając się oburącz za brzuch; dał krok do przodu i runął na twarz z ogłuszającym rykiem.
Jessie obszedł boga dokoła i nacisnął guzik, by przywołać inną windę.
– Cześć, Perlamon – rzucił.
Przerośnięta postać z maseńskich mitów przetoczyła się na plecy i spojrzała w górę.
– To ty jesteś tym detektywem? – spytała. – Aresztuj tego nikczemnego Toonera Hogara! Domieszał mi czegoś do mleka, jakiejś straszliwej mikstury, jakiejś potwornej trucizny, która wypala mi wszystkie wnętrzności!
– Już za kilka minut ci to przejdzie – odparł Jessie z uśmiechem wskazującym na kompletny brak zainteresowania, prawdę mówiąc, dość głupkowatym. – Będziesz martwy.
– Dziś nic nikogo nie obchodzi! – zawył olbrzym.
– Zgadza się – przyznał Jessie.
– Ten bezwzględny Gonius może sobie robić co mu się żywnie podoba, może sobie najmować Hogara, żeby mnie otruć, i nikogo to nic nie obchodzi!
Tesserax i trójka Ziemian stłoczyli się w jednej windzie, której drzwi rozsunęły się właśnie bezszelestnie, i ruszyli w górę, zostawiając Perlamona w hotelowym hallu, w objęciach czasowej śmierci.
21
Dwie godziny później, kiedy zasiedli za stołem w salonie swego apartamentu i zabrali się do jedzenia obiadu przygotowanego dla nich przez robota i zbadanego na obecność wszystkich, najbardziej nawet wymyślnych trucizn, Hogar przyniósł wiadomość dla Tesseraxa. Zapukał cicho do drzwi, a kiedy masen wpuścił go do środka, wręczył mu oliwkowo-brązową kopertę.
– Przysłano to panu zaledwie kilka minut temu kurierem – powiedział. – Kurier jest w tej chwili na dole, w barze, pije drinka, którego mu postawiłem na koszt hotelu, więc pomyślałem że lepiej jak to panu przyniosę.
Tesserax wziął od niego kopertę i podziękował lecz dość chłodno, nie miał bowiem żadnych wątpliwości, że już za chwilę biedny kurier rzuci się pędem do najbliższej łazienki, gdzie przez długie godziny walczyć będzie z wymiotami i biegunką.
– A w nadziei na to, że wasze ważne dochodzenie postępuje tak jak byście sobie tego życzyli – dodał Hogar – pozwoliłem sobie przynieść butelkę wina, by to uczcić.
Tesserax zawahał się.
– To doskonały rocznik – Hogar pokazał mu nalepkę kusząco.
Tesserax wybrał najprostsze rozwiązanie, przyjął butelkę i powiedział:
– Dziękuję bardzo, Hogarze.
– Ależ to drobnostka, zupełna drobnostka – odparł z radością truciciel, – Niech wam pójdzie na zdrowie!
Tesserax zamknął za nim drzwi, wrzucił butelkę bez otwierania do najbliższego pojemnika na śmieci i wrócił do stołu. Wręczył Jessiemu otrzymaną od Hogara kopertę i powiedział:
– To jest raport, o który pan prosił, na temat samobójstwa tamtych dwojga zaświatowców.
Jessie położył ją na stole, obok swego talerza.
– Przeczytam go potem – oznajmił, – najpierw chciałbym przemyśleć to, co już mam.
Nieco później, kiedy Tesserax poszedł do siebie i zostali sami, Jessie sięgnął po raport, ujął go w obie ręce i zaczął mu się przyglądać, nie otwierając go jeszcze, chcąc mieć całkowitą pewność, że nie zrobi tego za wcześnie. W prowadzeniu każdej sprawy kierował się wrodzoną intuicją, która nieomylnie podpowiadała mu kiedy należy zabrać się do rozważania nowych danych i w jakiej kolejności zestawiać je w łańcuch, by uzyskać najpewniejsze rozwiązania.
W tej chwili nie był wcale pewny, czy mądrze będzie już teraz przeczytać raport o samobójstwach. Czuł, że nie udało mu się jeszcze odpowiednio powiązać pozostałych elementów tej zagmatwanej sprawy, że treść raportu mogła mu raczej zaciemnić obraz, zamiast go skrystalizować. Miał niejasne przeczucie, że na tym etapie powinien przedtem zrobić coś innego.
– Co by nie powiedzieć, to rzeczywiście, emocjonująca sprawa – odezwała się, ze swego miejsca za stołem, Helena.
Detektyw podniósł wzrok i ujrzał, że zdjęła suknię, jej pełne piersi sterczały kusząco ponad brudnymi talerzami, poszturchując powietrze obrzmiałymi sutkami.
– Pewnie – mruknął.
– Lepsze to niż robota przy rozwodach – zgodził się Brutus.
– Ale z drugiej strony – dodała Helena – bardzo jednostajna.
– Och? – zdziwił się Jessie. – A to dlaczego?
– Swoim pytaniem dowodzisz, że mam rację. W tym całym nieustannym zamieszaniu zupełnie nie mamy czasu na igraszki w przysłowiowym sianie, ani prawdę mówiąc – w niczym innym.
Wstała zza stołu i przesunęła dłonią po swym płaskim brzuchu, zapuszczając ją w gęstwinę czarnych, kręconych włosów, porastających powabnym trójkącikiem sam jego dół.
Jessie odłożył kopertę na stół. Wiedział, że przed przeczytaniem raportu powinien jeszcze coś zrobić. Teraz, na widok podchodzącej do niego rozkołysanym krokiem Heleny, uświadomił sobie co.
Poza Jessiem wszyscy już spali. Detektyw usiadł na łóżku i oparł się plecami o jego ogromne wezgłowie, próbując znaleźć przyjemność w obserwowaniu miękkich linii nagiego ciała Heleny, rozciągniętego niemal w poprzek łóżka: leciutko rozpłaszczonych piersi, głębokiego wcięcia w talii, stromej wypukłości bioder, łagodnej fali ud, kolan, łydek i kostek… Ale nie mógł się na tym skupić; myśli nieustannie błądziły mu wokół raportu o samobójstwach. Kiedy przyłapał się na tym, że wpatruje się w szczyty ud Heleny, i jednocześnie zastanawia nad przypuszczalną treścią raportu, zdecydował, że już najwyższy czas przeczytać to co dał mu Tesserax. Wszystkie pozostałe sprawy zbadał już dogłębnie.
Wstał, narzucił szlafrok i przeszedł do salonu, zamykając za sobą cicha drzwi od sypialni. Usiadł za stołem, z którego robot sprzątnął już brudne talerze, rozdarł kopertę i znalazłszy w niej dwanaście kartek maszynopisu, zagłębił się w lekturze.
Kiedy był w połowie raportu, Perlamon lub Gonius, a może któryś z innych bogów mieszkających na tym samym piętrze, wytoczył się z hałasem ze swego pokoju, jęcząc głośno, i przeklinając Hogara. Jessie zignorował histeryczne wołana o ratunek, które zresztą wkrótce ustały. Czytał dalej. Kiedy skończył i zestawił to, co właśnie przeczytał, z tym, co usłyszał i zobaczył już wcześniej, wiedział już, że zna odpowiedź. Wiedział już kim czy też czym była krwiożercza bestia i skąd się wzięła.