– A jakiż mieliby powód, żeby kłamać? – zastanawiał się Jessie, przechadzając się za biurkiem, lecz nie patrząc na Galiotora Filsa; po prostu nie był w stanie znieść widoku tych wielkich łez pobłyskujących na tych grubych, sztywnych jak drut rzęsach.
– Odnoszę wrażenie, że oni mieli jakiś związek z tą śmiercią – powiedział masen, a smutek zaczął w nim chyba ustępować miejsca zagniewaniu, bo w jego glosie zaszła pewna subtelna zmiana,
– Masenowie z ambasady?
– Właśnie – potwierdził Galiotor Fils. – Tesserax w niej pracował; co więcej, był nawet zastępcą szefa placówki, drugim pod względem rangi masenem na Ziemi. Posiadał wysokie stanowisko, był masenem godnym i powszechnie szanowanym, miał przed sobą wielką przyszłość.
– Żadnych poważnych schorzeń?
– Nic poważniejszego niż przypadkowa infekcja czułka – odparł masen, spoglądając na swe ręce. – Widzi pan, on był dość seksualnie nieopanowany i często, ulegając impulsowi chwili, oddawał się… wy powiedzielibyście pieszczotom, zapominając o nasmarowaniu czułków środkiem zapobiegającym zapaleniom. A nasze czułki są zdecydowanie najbardziej wrażliwymi organami naszych ciał.
– Ile lat miał Tesserax? – Blake, przyglądał się kątem oka dwunastu czułkom-palcom masena.
– Osiemdziesiąt sześć lat ziemskich, ale ponieważ my żyjemy znacznie dłużej niż ludzie, mógłby pan to sobie przetłumaczyć na… no, że wkraczał w wiek średni.
– Czyli, że na pewno był za młody, żeby tak po prostu kojfnąć – stwierdził Blake.
– O wiele za młody.
– Ale przecież jego współpracownicy z ambasady musieli chyba być samą śmietanką waszego społeczeństwa – zauważył Blake. – Na waszych placówkach dyplomatycznych nie pracują chyba zbiry, bandyci, złodzieje i mordercy, prawda?
– Och, skądże znowu! – zaprotestował Galiotor Fils. Jego woskowa twarz przybrała lekko zielonkawy odcień, sugerujący zakłopotanie. Był wyraźnie wzburzony, że detektywowi mogło w ogóle coś takiego przyjść do głowy, zupełnie jakby przypuszczenie takie plamiło honor nie tylko służb dyplomatycznych, lecz całej rasy, w tym także samego Galiotora Filsa.
– Mogę pana zapewnić, że to dżentelmeni najlepszego błota, wszyscy starannie badani pod kątem psychologicznych anomalii. Powierzono im w końcu misję niezwykle delikatną – prezentowanie maseńskiej cywilizacji, nawiązywanie stosunków handlowych i filozoficznych kontaktów z przeróżnymi rasami galaktycznymi, stojącymi na niższym, równym i wyższym niż my stopniu rozwoju. Cechy osobowe każdego z nich muszą być absolutnie bez zarzutu. Jessie wrócił do swego biurka i zacisnął obie dłonie na oparciu kształtozmiennego krzesła; oparcie wymodelowało się stosownie do kształtu jego dłoni.
– Jakże więc może pan podejrzewać tych ludzi o morderstwo? – zdziwił się.
– Powiedziałem że odnoszę wrażenie, że mają jakiś związek z tą śmiercią, nie powiedziałem jednak, że oni mu ją zadali.
– Nazywaj pan rzeczy po imieniu – warknął Brutus.
– Słucham? – Galiotor Fils spojrzał pytająco na psa.
– Może zechce pan wyrażać się jaśniej – zaproponował Jessie.
– Dochodzę do wniosku, że mój brat zmarł w jakiś nietypowy sposób i że ambasada próbuje zatuszować całą sprawę – wyjaśnił Galiotor Fils, poruszając się w fotelu. – Czy teraz lepiej? Blake zdecydował że nie musi odpowiadać, zamiast tego zaczął się znów przechadzać po gabinecie. Po dość długiej chwili milczenia rzekł:
– Z tego co pan powiedział do tej pory nie mam żadnych podstaw przypuszczać, że pracownicy ambasady rzeczywiście kłamali. Pan oczywiście woli nie wierzyć, że przyczyny śmierci były naturalne, ale jak na razie wydaje mi się to tylko przekonaniem nie opartym na żadnych faktach. Panie Galiotor, kiedy tracimy ukochaną osobę żal sprawia często, że pogodzenie się z rzeczywistością staje się nie do zniesienia i stąd wyobraźnia podsuwa paranoid…
– Istnieje kilka powodów, dla których podejrzewam, że nie powiedziano mi całej prawdy o śmierci Tesseraxa – przerwał mu masen, wyprowadzony nieco z równowagi.
– To wymień pan choć jeden – wtrącił Brutus.
– Ja i kilkuset moich kolegów stacjonujemy na Ziemi w celu prowadzenia badań socjologicznych. W zamian za przywilej prowadzenia nieograniczonych studiów tu na Ziemi, na naszej ojczystej planecie przebywa taka sama grupa waszych naukowców. Tesserax i ja widywaliśmy się bardzo często. Każdy z pracowników naszej ambasady w Los Angeles doskonale mnie zna, wie, że przebywam na Ziemi, orientuje się także jak silne uczucia łączyły mnie z Tesseraxem. A mimo to, kiedy zmarł, nikt mnie nie o tym nie powiadomił! O wszystkim dowiedziałem się dopiero trzy tygodnie po pogrzebie!
– Biurokracja, niedopatrzenie, pomyłka, niekompetencja działania- wyliczał Blake tytułem wyjaśnienia.
– Biurokracja to instytucja właściwa wyłącznie waszej rasie – ostudził go Galiotor Fils. – My nie mamy żadnej biurokracji.
– W takim razie zwykłe przeoczenie.
– Nie uwierzę, że zapomniało o mnie wszystkich pięćdziesięciu współpracowników Tesseraxa. Jeden, w porządku, nawet dziesięciu. Ale z pewnością nie wszyscy, proszę pana.
– I co jeszcze? – dopytywał się brytan.
– Za każdym razem, kiedy próbuję umówić się na spotkanie z lekarzem, który podobno leczył Tesseraxa, spotyka mnie odmowa. Nieodmiennie zajmuje się właśnie jakimś pacjentem, prowadzi zabieg, nie ma go w mieście albo coś w tym rodzaju. – Galiotor Flis przetarł obiema dłońmi oczy, a czułki zafalowały mu przy tym, jakby zdejmowały mu z oczu znużenie. – Próbowałem dowiedzieć się czegoś od maseńskich zaświatowców, którzy bywają w ambasadzie, ale z tym samym skutkiem. Karmili mnie tą samą bajeczką co urzędnicy ambasady, zupełnie jakby wyuczyli się na pamięć tego samego scenariusza.
Jessie odsunął swe kształtozmienne krzesło i ponownie usiadł za biurkiem, po czym, odczekawszy aż przestanie gulgotać, powiedział:
– Uważa pan, że pracownicy ambasady i maseńscy zaświatowcy współpracują ze sobą, próbując ukryć coś na temat śmierci pana jajecznego brata?
– Właśnie. Zdaję sobie sprawę z tego, jak dziwnie to brzmi. Choć duchy potrafią nauczyć się harmonijnego współżycia z istotami z krwi i ciała – i vice versa – to przecież rzadko tworzą tak monolityczny front w jakiejś konkretnej sprawie.
– Ciekawe – mruknął Jessie. – Coś jakby konspiracja między światem doczesnym a zagrobowym.
– Mam pytanie – warknął Brutus.
– Słucham – Galiotor Fils skłonił głowę, spoglądając na psa.
– Nie bardzo znam się na maseńskiej mitologii – stwierdził brytan, – Kiedy ktoś z was umiera, co się dzieje z duszą?
– Jedna z dwunastu różnych rzeczy – odparł Galiotor Fils. – Tesserax mógł zostać zaświatowcem, mniej więcej takim samym w jakie wierzycie wy, ludzie. Albo też mógł zostać zamieniony w Wielkie Drzewo, by znosić przed powrotem do cyklu tortury czującego nieożywionego… och, byłoby to dość trudno wyjaśnić terminami zrozumiałymi dla ludzi.
– W tej chwili nie ma to aż tak wielkiego znaczenia – uspokoił go Jessie. – Ważne jest tylko to, że Tesserax powróciłby w tej czy innej formie i pan musiałby się o tym dowiedzieć. Zgadza się?
– Tak jest – potwierdził masen. – Natychmiast po otrzymaniu wiadomości o jego śmierci opłaciłem stale połączenie z centralą łącznościową Zaświatów, tak bym mógł rozmawiać z nim niemal w tym samym momencie, w którym się tam pojawi. Tesserax nie odezwał się. Zrobiłby to na pewno, gdyby tylko mógł. Stąd też…
– Może on nie umarł! – zasugerował Jessie.
– W swym środkowym sercu wierzę, że tak właśnie jest – westchnął Galiotor Fils, kładąc rękę na dolnej partii brzucha, by wskazać gdzie znajduje się siedlisko jego uczuć. Tym niemniej jednocześnie dręczy mnie obawa, że mogło go spotkać coś gorszego niż śmierć.