Выбрать главу

– I to wszystko, moje ty strachajło? – roześmiała się. – Dobry Boże, Edwardzie, myślałam już, że ktoś umarł.

– W pewnym sensie masz rację.

– Co takiego? – twarz Keshii na moment okrył cień.

– Zdaje się, że obumierają moje szare komórki. Powinienem był zadzwonić. Chyba w końcu dopadła mnie skleroza.

Keshia taktownie zmilczała, wskazała mu krzesło i podeszła do inkrustowanej chińskiej szafki, która służyła jej jako barek. Edward doskonale pamiętał ten mebeclass="underline" towarzyszył Lianę, kiedy kupowała go u Sotheby’ego.

– Poire czy framboise?

– Poire, moja droga, dziękuję. – Edward zapadł ze znużeniem w wyściełany fotel. – Naprawdę wykazujesz nadludzką cierpliwość w stosunku do starego wujaszka Edwarda.

– Przesadzasz – wręczyła mu kieliszek przejrzystego likieru i usiadła przed nim na dywanie.

– Czy masz chociaż mgliste pojęcie, jak bardzo jesteś piękna?

Keshia zbyła komplement niedbałym machnięciem ręki. Podejrzewała, że starszy pan wypił za dużo. Wyraźnie zaczynał się roztkliwiać. Tymczasem ona czekała na telefon od Luke’a.

– Cieszę się, że widzę cię całą i zdrową – rzekł, aby coś powiedzieć, a potem, nie mogąc się już powstrzymać, dodał: – Keshia, co ty knujesz?

– Zapewniam cię, że nic zdrożnego – rzuciła lekko, starając się nie widzieć, że Edward jest blady i wygląda jak starzec. – Właśnie miałam się wziąć do pisania rubryki. Tym razem Carla mnie znienawidzi. Cóż począć, jest po prostu zbyt łatwym celem żartów.

– Proszę cię, postaraj się choć na moment spoważnieć. Nie chodzi mi o to, co robisz w tej chwili. Ostatnio… cóż, ostatnio wyglądasz jakby inaczej.

– To znaczy jak? Czy wyglądam na chorą, nieszczęśliwą lub niedożywioną?

– Nie, nie, wręcz przeciwnie. Wyglądasz wspaniale.

– I to cię tak martwi?

– Tak, bo… Do licha, Keshia, wiesz, co mam na myśli. Jesteś kropka w kropkę taka jak twój ojciec. Informujesz ludzi dopiero po fakcie. I wtedy wszyscy muszą spijać piwo, którego nawarzyłaś.

– Zapewniam cię, że nie będziesz musiał ponosić konsekwencji mojego postępowania – oznajmiła chłodno. – A skoro oboje zgadzamy się co do tego, że wyglądam kwitnąco, nie mam długów i nie tańczyłam nago na stole w restauracji, czy mamy jeszcze jakiś powód do zmartwień?

– Jesteś bardzo skryta – westchnął. W starciu z nią nie miał szans i dobrze o tym wiedział.

– Nie, mój drogi. Po prostu mam prawo do odrobiny życia prywatnego, niezależnie od tego, jak bardzo cię lubię i jak wspaniale zastąpiłeś mi ojca. Jestem dorosła, Edwardzie. Pełnoletnia. Ja także nie pytam, czy sypiasz z pokojówką i co robisz wieczorem zamknięty w łazience.

– Keshia! Przerażasz mnie!

– Ty robisz to samo, tyle że wyrażasz się bardziej oględnie.

– Masz rację. Przepraszam.

– Na pocieszenie mogę ci powiedzieć, że wszystko jest w najlepszym porządku. Słowo honoru.

– Dasz mi znać, jeśli będzie inaczej?

– Czy mogłabym cię pozbawić okazji do zmartwienia? Edward zaśmiał się i oparł głębiej w fotelu.

– Wiem, jestem okropny. Co gorsza, wcale nie mam zamiaru się poprawić. Lubię wiedzieć, że twoje życie układa się pomyślnie – starał się lekkim tonem pokryć zażenowanie. Niełatwo grać rolę przybranego ojca, zwłaszcza jeśli się jest po uszy zakochanym w przybranej córce. – A teraz nie będę ci już przeszkadzał – dodał ze skruchą. – Na pewno złowiłaś wiele smakowitych kąsków do swojej rubryki.

– Owszem, mam parę dobrych kawałków, nie mówiąc o opisie rogu obfitości, jaki zafundowała nam Carla. To doprawdy wstyd wydawać tysiące dolarów na jedzenie.

Znów miał przed sobą dawną Keshię: tę, która go nie przerażała, którą znal na wylot i która zawsze w pewnym sensie należała do niego.

– Oczywiście wśród ploteczek znajdzie się i coś o mnie – dorzuciła, mrużąc łobuzersko oko.

– Ty mała krętaczko! Co masz zamiar napisać? Chyba jedynie to, że wyglądałaś porażająco pięknie.

– Co ty powiesz? Nie, może tylko wspomnę o sukience. Za to przed twoim przyjściem zdążyłam opisać czarujące zniknięcie Whita.

– Dlaczego? – przyszło mu na myśl, że może istotnie poczuła się dotknięta.

– Ponieważ, mówiąc bez ogródek, czas gier i przebieranek minął. Pora, by każde z nas poszło własną drogą. Skoro zaś Whit nie ma dość odwagi na decydujący krok, a ja również się przed tym wzdragam, najlepiej, jeśli jego przyjaciel z Sutton Place zrobi to za nas. On na pewno nie zniesie, aby Whit był publicznie ośmieszany.

– Na Boga, Keshia! Co ty tam napisałaś?

– Nic zdrożnego. Nie mam przecież zamiaru wywoływać skandalu. Czekaj, zaraz ci przeczytam… – Keshia podeszła do biurka i zaczęła czytać obojętnym tonem zawodowego spikera: – „Wokół gruchały zakochane parki: Francesco Cellini i Miranda Pavano-Casteja, Jane Roberts i Bentley Forbes, Maxwell Dart i Courtney Williamson oraz oczywiście Keshia Saint Martin i jej nieodstępny rycerz, Whitney Hayworth III, choć tę właśnie parę rzadko widziano razem, co pozwala przypuszczać, że każde z nich wzięło własny kurs. Zauważono także, iż powodowany czymś na kształt pasji wytworny Don Juan samotnie opuścił fetę na długo przed jej końcem, pozostawiając Keshię wśród innych sokolic, gołębic i papug. Być może ów wzór dżentelmena ma już dość uganiania się za swą wybranką. Ale dość o tym. W barokowych pałacach Carli Fitz-Matthew… „ No i jak to brzmi? – spytała cierpko Keshia, której odczytany tekst ani trochę nie poruszył. Plotki są tylko plotkami, a Edward świetnie wiedział, że Keshię plotki zawsze śmiertelnie nudziły.

Spojrzał na nią z niepewnym uśmiechem.

– Trochę to nieeleganckie. Jeśli mam być szczery, wcale mi się nie podoba.

– Nie musi się podobać. Wystarczy, jeśli ujmie nam nieco blasku. A jeżeli po tym Whit nie odważy się posłać mnie do wszystkich diabłów, jego przyjaciel da mu do wiwatu. Myślę, że to go poruszy.

– Dlaczego po prostu sama z nim nie zerwiesz?

– Bo pomijając fakt, że jestem tchórzem, najważniejsza skaza na tym wzorze cnót jest mi rzekomo nie znana. To zaś, co musiałabym mu rzec otwarcie, mogłoby zabrzmieć nieco zbyt obraźliwie.

Edward westchnął, dopił likier i wstał.

– Ciekaw jestem, czy twoja intryga odniesie skutek.

– Odniesie. Mogę się założyć.

– I co wtedy? Napiszesz o tym w rubryce?

– Nie. Dam na mszę.

– Keshia, doprawdy wprawiasz mnie w zakłopotanie. Cóż, życzę ci dobrej nocy i jeszcze raz przepraszam za najście.

– Tym razem ci wybaczam.

Przeszła z nim do holu i w tej samej chwili zadzwonił telefon. Na twarzy Keshii odmalowało się silne podniecenie.

– Odbierz, sam wyjdę – mruknął, zerkając na nią z ukosa.

– Dzięki – cmoknęła go w policzek i jak na skrzydłach pobiegła do salonu. Edward cicho zamknął za sobą drzwi.

– Cześć, staruszko. Śpisz?

– Oczywiście, że nie. Właśnie o tobie myślałam.

– Tęsknię za tobą, karzełku.

Keshia rozpięła sukienkę i przeszła z telefonem do sypialni. Gdy jego głos mieszał się ze wspomnieniami tamtej nocy, czulą się tak, jakby wciąż jej dotykał.

– Ja też za tobą tęsknię. Kocham cię – powiedziała.

– Dla mnie bomba. Masz ochotę na weekend w Chicago?

– Modlę się o to od wczoraj.

Luke roześmiał się gardłowo, podał jej numer lotu, powiedział, że będzie czekał na lotnisku, i rozłączył się. Keshia uradowana zrzuciła sukienkę i przez dłuższą chwilę stała oszołomiona na środku sypialni, uśmiechając się do siebie. Zarówno Edward, jak Whit całkiem wylecieli jej z głowy. Whit jednak dał o sobie znać już następnego ranka.