Выбрать главу

– Przecież nikt nigdy nie otrzymał stopnia admirała floty Sojuszu.

– Do tej pory – wtrąciła Rione, uśmiechając się pod nosem.

– Ale ja, sir…

Navarro roześmiał się z widoczną ulgą i spojrzał na Wiktorię.

– Znowu miała pani rację. Pan naprawdę nie chce przyjąć awansu na ten stopień? – zapytał Geary’ego. – Wie pan, ilu naszych admirałów błagało na kolanach o ten zaszczyt? A pan go nie chce przyjąć.

Geary starał się wytłumaczyć.

– Nie mam odpowiednich kwalifikacji, sir.

– Nie ma pan kwalifikacji? Przeczytaj własne akta, człowieku. Samodzielnie dowodziłeś flotą w najcięższych warunkach z możliwych i zwyciężyłeś w sytuacji, w której inni natychmiast by się poddali. – Navarro rzucił spojrzenie w kierunku kiwającego głową Timbale’a. – Nie zrobił pan tego, o co pana posądzaliśmy, kapitanie Geary, ale nie jestem pewien, czy ktoś nie zechce wymusić na panu podjęcia tego kroku. Dając panu ten awans, zamkniemy gęby tym, którzy pragną większej władzy dla pana, zażegnując tym samym groźbę wiszącą nad naszymi rządami.

Timbale znów przytaknął, tym razem bardziej zdecydowanie.

– Wydaje mi się, że ma pan całkowitą rację, sir. Personel floty uzna taki krok za spełnienie jego oczekiwań i postulatów.

– Dziękuję, admirale. Zapytam raz jeszcze, admirale floty: czy zechce pan przyjąć ode mnie te insygnia?

Geary zawstydził się z powodu wcześniejszej odmowy, która w świetle podniesionych przez Navarro kwestii wyglądała teraz jeszcze bardziej bezsensownie. Przecież tak naprawdę nie chodziło mu wcale o to, że nie nadaje się na to stanowisko. Jego opory miały znacznie bardziej osobiste podłoże.

Rione przyglądała mu się uważnie, a potem zapytała obojętnym tonem:

– Co mamy zrobić, kapitanie Geary, żeby raczył pan przyjąć ten awans? – Spojrzał na nią ostro, wiedział, że zna prawdziwe przyczyny jego wahania, zaczął się więc zastanawiać, czy ten atak nie został przeprowadzony z pełnym rozmysłem. Następne zdanie wypowiedziane przez Wiktorię wyprowadziło go jednak z błędu. – Może zrobi pan to chociaż tymczasowo?

Chwycił się tej myśli jak tonący przysłowiowej brzytwy.

– Tak. Tymczasowo byłoby to możliwe.

– Tymczasowo? – zapytał zdziwiony Navarro. – Czyli na jaki czas?

– Powiedzmy… do zakończenia wojny. Gdy podpiszemy traktaty i flota powróci na terytorium Sojuszu, złożę rezygnację, zdam dowodzenie flotą i powrócę do dawnego stopnia kapitańskiego.

Admirał Timbale wlepił w niego oczy.

– Zdaje pan sobie sprawę, że decyzja o pańskim awansie będzie dla większości z nas nieodwracalna?

– Ale nie dla mnie, admirale. – Geary spojrzał błagalnie na przewodniczącego rady. – Czy mogę umieścić taki warunek w zgodzie na awans? Jak najbardziej formalny. Na przykład w formie prośby o przyrzeczenie ze strony rządu.

Navarro rozważył jego propozycję i skwitował ją wzruszeniem ramion, zdając się mówić: „Dlaczego nie?”.

– Oczywiście. Wprowadzę taki zapis do pańskich akt. Gdy wojna dobiegnie końca i flota wróci do baz w przestrzeni Sojuszu, zostanie pan automatycznie zdegradowany do stopnia kapitana i zwolniony zarazem ze stanowiska głównodowodzącego.

Geary się zawahał, nie rozumiał bowiem, dlaczego Navarro poddaje się bez walki. Z doświadczenia wiedział, że ludzie robili co mogli, by Black Jack zajął się rozwiązywaniem kwestii, na których najbardziej im zależało. Nie mógł jednak odmówić rządowi, zwłaszcza że rada zaakceptowała nawet te żądania, których nie miał prawa wysuwać.

– W takim razie zgadzam się, sir.

Navarro ujął go po raz kolejny za rękę.

– Zatem proszę wziąć te insygnia, kapitanie. Przepraszam, proszę wziąć te insygnia, admirale floty.

Geary poczuł ciężar złotych supernowych i zapatrzył się w nie w oniemieniu. Wiktoria podeszła do niego i zamknęła mu delikatnie dłoń.

– Niech ci ta twoja kapitan pomoże je przypiąć – wyszeptała. – To ją z pewnością uszczęśliwi. Nie ja wyszłam z tym pomysłem, ale gorąco go poparłam, gdy został zgłoszony.

Navarro uśmiechnął się do Geary’ego.

– Powodzenia, admirale floty. Dziwnie się czuję. Przywykłem już do tego, że jestem postrzegany jako niższa forma życia, której na pewno nie uda się zrobić niczego dobrego dla Sojuszu. Dzisiaj jednak, dzięki pańskiej postawie, odzyskałem odrobinę wiary w siebie, dlatego zrobię co w mojej mocy, by pana nie zawieść.

Kiedy wahadłowiec oderwał się od pokładu stacji Ambaru i ruszył w otwartą przestrzeń, Geary poczuł, że spada mu z serca kolejny ciężar. Komandosi z przedziału osobowego również wyglądali na zadowolonych. Gdyby nie supernowe w dłoni, komodor czułby się rewelacyjnie. Niestety, waga insygniów przytłaczała go totalnie, jakby trzymał w dłoni prawdziwe masywne gwiazdy.

– Sir – odezwał się pilot. – „Nieulękły” prosi o rutynowe podanie kodu i listy przewożonych pasażerów. Czy jest pan nadal… no wie pan…

W tym momencie Geary zdał sobie sprawę, że Wiktoria nie poinformowała nikogo o jego awansie.

– Przepraszam. Zupełnie zapomniałem. Tak, nadal pełnię funkcję głównodowodzącego floty.

– Niech będą dzięki…. To znaczy dziękuję, sir!

– Zaraz dowie się o tym cały system – mruknęła Rione.

– Obawiam się, że i tak lada moment zostanie wystosowany oficjalny komunikat – odparł Geary, wzruszając ramionami.

– Ale nie tylko ten fakt zostanie w nim zamieszczony, admirale Geary – stwierdziła, odchylając się w fotelu i przymykając oczy. Nareszcie wyglądała na całkowicie odprężoną.

Znajomy kadłub „Nieulękłego” rósł w oczach. Moment później wahadłowiec wylądował w doku, robiąc na koniec efektowny zwrot. Geary wysiadł pierwszy. Uśmiechnął się na widok czekającej u podnóża trapu Desjani. Skinęła mu głową i uśmiechnęła się przelotnie, lecz gdy Rione pojawiła się w polu widzenia, natychmiast zesztywniała. W tym czasie Geary salutował oddziałowi marynarzy wyznaczonemu do oficjalnego powitania powracającego dowódcy floty.

– No i po krzyku – stwierdziła Wiktoria, gdy znalazła się na pokładzie obok niego. – John Geary powrócił cały i zdrowy.

Desjani nie spuszczała wzroku z twarzy komodora.

– Został pan na stanowisku głównodowodzącego floty? Na jak długo?

– Do zakończenia misji – odparł.

Wiedziała, co to znaczy, więc od razu zalśniły jej oczy.

– Witamy na pokładzie, sir. Kiedy wyruszamy?

Geary zauważył kątem oka Rione idącą w przeciwnym niż oni kierunku.

– Otrzymaliśmy minimum tydzień na stosowne naprawy, zebranie zaopatrzenia i dokonanie uzupełnień w stanie osobowym.

– To nam się przyda. – Desjani rzuciła okiem w kierunku odchodzącej Wiktorii. – A ona musiała tutaj wracać? Nie miała niczego pilnego do załatwienia na jakiejś planecie, asteroidzie czy innej kolonii karnej?

– Zdaje się, że ona także poleci z nami, Taniu. – Geary powstrzymał się od uśmiechu, widząc, jak bardzo ją to unieszczęśliwiło. – Oprócz niej zabierzemy również kilkoro senatorów, ale nie znam jeszcze ich nazwisk.

– Wolałabym już wpuścić na pokład Syndyków. Czy rada nie mogła panu bardziej zaufać?

– Ależ zaufała… – zapewnił ją i zamilkł, nie wiedząc, czy powinien już się chwalić promocją. – Wielka Rada zaaprobowała obie moje propozycje. Lecimy rozprawić się z Syndykami, a jeśli sytuacja na to pozwoli, zajmiemy się także Obcymi.

– Świetnie. – Obrzuciła go tryumfującym wzrokiem. – Wierzyłam w pana. Wiedziałam, że pan wygra.