– Przecież powiedziałam już, że tę decyzję podjęto w ostatniej chwili. Musiałam zareagować błyskawicznie, aby ten człowiek nie trafił do transportu odlatującego do kolonii karnej na Tartarusie.
Uprzedzając nieuchronny w tych okolicznościach wybuch Desjani, Geary wtrącił:
– A cóż w nim jest takiego specjalnego?
– Chciał rozmawiać z panem.
Geary wbił wzrok w Rione.
– Liczbę tych, którzy chcieliby ze mną porozmawiać, można szacować na miliardy. Pytałem, co wyróżnia tego Syndyka z tłumu jemu podobnych.
Obrzuciła go obojętnym spojrzeniem.
– To DON, który był zastępcą dowódcy flotylli rezerwowej. Schwytaliśmy go po tym, jak jego okręt został zniszczony podczas ostatniej bitwy.
– Doprawdy? – Gniew Geary’ego zmalał, gdy dotarło do niego znaczenie tej informacji. – A czego on może ode mnie chcieć?
Wiktoria oparła się plecami o gródź i założyła ręce na piersiach.
– Mówi, że chce dobić z panem targu.
– Targu? – Nieliczne kontakty z syndyckimi DONami za każdym razem pozostawiały Geary’emu w ustach poczucie niesmaku. Z drugiej jednak strony kilku dotrzymało danego słowa.
Desjani, której zaufanie wobec Syndyków, nawet mimo ostatniego ocieplenia wizerunku, nadal oscylowało w okolicach zera absolutnego, nie odpuściła.
– Jakiego rodzaju targu?
– Czy to nie oczywiste? – odparła pytaniem Rione. – Mamy do czynienia z wysokim rangą oficerem flotylli rezerwowej, który wie o Obcych więcej niż jakikolwiek przedstawiciel jego nacji, może poza członkami Egzekutywy. Chce od nas czegoś w zamian za tę wiedzę.
Geary spojrzał na nią z niedowierzaniem.
– Co pani może o nim powiedzieć?
– Zbyt mało o nim wiem, by go oceniać.
– Ale uważa pani, że powinienem z nim porozmawiać.
Wiktoria przewróciła oczyma.
– Tak, panie Black Jack. Masz się spotkać z tym człowiekiem.
– Admirale floty Geary – wtrąciła ze ściśniętym gardłem Desjani – sugerowałabym daleko idącą ostrożność w kontaktach z wrogiem, zwłaszcza z tym, który nie ma już nic do stracenia.
Rione, nie czekając na odpowiedź Geary’ego, skinęła głową w kierunku Tani.
– Popieram. Zechce pani towarzyszyć nam podczas tego przesłuchania, kapitanie?
Desjani obrzuciła ją podejrzliwym spojrzeniem, nie spodziewając się tak grzecznej odpowiedzi, lecz po namyśle skinęła głową.
– Tak, dziękuję.
Geary sięgnął po środki przeciwbólowe i ruszył w stronę włazu.
– Idziemy.
Syndyk został umieszczony w pokoju przesłuchań, w głębi sekcji wywiadu, gdzie można było monitorować wszystkie reakcje – zarówno zewnętrzne, jak i wewnętrzne. Geary potrzebował chwili na przyswojenie sobie wszystkiego, co było wiadomo o tym DONie.
Nazwisko – Jason Boyens.
Stopień – DON trzeciego poziomu.
Ostatni przydział – zastępca dowódcy flotylli rezerwowej.
Nowe dla niego było tylko nazwisko jeńca.
– Dobrze, miejmy to już za sobą. – Rzucił okiem na Desjani i zauważył, że wciąż wygląda na wkurzoną. – Co znowu?
– Pragnę panu przypomnieć o tym syndyckim zdrajcy, który zaproponował nam poprzedni układ – oświadczyła ostrym tonem. – Dał nam wtedy klucz hipernetowy pozwalający na dotarcie do Systemu Centralnego.
– Mhm. – Ta odpowiedź nie zabrzmiała zbyt profesjonalnie, a nawet można ją było uznać za lekceważącą. – A przesłuchaliście go przynajmniej w takim pomieszczeniu? – Geary nie pałał specjalną ochotą do poznawania kulisów wydarzeń, które o mały włos nie doprowadziły do zagłady tej floty.
Odpowiedziała mu Rione, nie spuszczając wzroku z ekranów wyświetlaczy.
– Przesłuchaliśmy. Albo był niezwykle utalentowany i umiał udzielać odpowiedzi w tak pokrętny sposób, że nie dostrzegliśmy ukrytej w nich prawdy, albo Syndycy wrobili go w tę sytuację i nie zdawał sobie sprawy, że pracuje dla nich.
– Co się z nim stało? Sądziłem do tej pory, że okręt, na którym się znajdował, został zniszczony w Systemie Centralnym.
Rione nie odpowiedziała, wykonała za to znaczący gest, wskazując oczami Desjani.
Tania miała niewyraźną minę.
– Był na pokładzie „Nieulękłego”, sir.
– I co się z nim stało? – wydusił z siebie kolejne pytanie, wiedząc z góry, jaką usłyszy odpowiedź.
Flota, którą przejął, nie robiła wielkiego halo z zabijania jeńców wojennych. Nietrudno było więc zgadnąć, co się stało z człowiekiem, który okazał się podwójnym zdrajcą, gdy wszyscy zrozumieli, że wpadli przez niego w pułapkę. Na to pytanie odpowiedziała Desjani.
– Został rozstrzelany na miejscu na rozkaz admirała Blocha – wyjaśniła ledwie słyszalnym głosem. – To znaczy na mostku, trzy metry za fotelem admiralskim i półtora metra na lewo od niego.
Geary dopiero po chwili zrozumiał, o czym mówiła.
– Siedział w fotelu obserwatora? – Mimowolnie zerknął na Rione, która zajmowała to samo miejsce, od czasu gdy objął dowodzenie flotą. Wiktoria nie wyglądała jednak ani na zaskoczoną, ani na poruszoną tą wiadomością.
– Spaliliśmy pokrycie tego fotela – dodała Desjani. – Plamy krwi dałyby się wywabić, ale nikt nie chciał na nim potem siadać. – Zamilkła, widząc wzrok Geary’ego. – Nie, sir. Byłam zbyt zajęta przygotowaniem okrętu do walki. Egzekucję wykonał komandos pilnujący zdrajcy.
Odwrócił wzrok na moment.
– To był legalny rozkaz. Nie mógłbym pani winić, gdyby pani go wykonała. – Do tej pory nie zapomniał widoku wystraszonych twarzy członków załogi, gdy dotarło do nich, że wpadli w pułapkę zastawioną przez Syndyków. Nie dziwiło go to zupełnie, wiedział bowiem, jak wiele okrętów wtedy stracono. Każdy z tych ludzi dokonałby bez wahania aktu zemsty na osobie, która się do tego mogła przyczynić. – Nie pozwolimy Syndykom na powtórzenie tej sytuacji – dodał.
– Nie możemy mu ufać – zaznaczyła znowu Desjani.
– Nie mam zamiaru mu ufać.
Wydawało mu się, że po tych słowach nieco się uspokoiła, więc odwrócił się i wszedł do pokoju przesłuchań, zostawiając Tanię i Wiktorię z oficerami wywiadu, aby razem z nimi obserwowały odczyty.
DON Boyens zerwał się na równe nogi, widząc wchodzącego oficera. Wyglądał na mocno zdenerwowanego, co było zrozumiałe. Na nodze miał wciąż lekki opatrunek, znak, że rany odniesione w ostatniej bitwie jeszcze się na dobre nie zagoiły. Wahanie wzrosło, gdy jeniec dostrzegł insygnia na mundurze komodora.
– Admirał Geary?
– Tak – odparł komodor ostrym tonem. – Czego pan chce ode mnie?
Syndyk mocno zaczerpnął tchu, zanim przemówił po raz drugi.
– Mam informacje, których pan potrzebuje. W zamian za nie chcę, aby zgodził się pan bronić pogranicza Światów Syndykatu przed atakami obcej rasy.
Chwilę trwało, zanim Geary przetrawił jego słowa.
– Jest pan pierwszym Syndykiem, który przyznaje otwarcie, że wie o ich istnieniu. Chce pan zatem, abym bronił Światów Syndykatu przed Obcymi?
– Tak.
„Do tej pory nie skłamał” – Geary usłyszał szept porucznika Igera w słuchawce komunikatora.
Zaraz po nim odezwała się Rione.
„Ile on naprawdę wie?”
To było dobre pytanie. Geary zmarszczył brwi, spoglądając w kierunku DONa.
– Czy wie pan wystarczająco dużo na ten temat?
Boyens uśmiechnął się krzywo.
– Od dziesięciu lat piastowałem funkcję zastępcy dowódcy flotylli rezerwowej. Wiem tyle, ile powiedziała nam Egzekutywa, plus to, co sam widziałem i słyszałem.
„Dziesięć lat?” – zapytała Desjani.
Geary od razu zrozumiał, o co jej chodziło.
– Dziesięć lat to strasznie długo jak na jeden przydział. Dlaczego nie odwołano pana stamtąd wcześniej?