Tym razem Boyens wzruszył ramionami.
– Zostałem tam zesłany, ponieważ pragnąłem lepszego świata. Jestem inżynierem z wykształcenia. Założyłem dobrze rokującą firmę, ale znacznie większa korporacja zapragnęła ją przejąć. Zarządzający nią DON miał dostęp do ucha rządzących Światami Syndykatu. Odebrano mi firmę. Zamiast przyjąć to do wiadomości, nie wychylać się i czekać na odpowiedni moment do zemsty, który nadarzyłby się z pewnością po kilku dekadach wspinaczki po szczeblach kariery kierowniczej, uznałem, że zrobię z tym porządek. Odwołałem się, cytując przepisy prawa Światów Syndykatu, ale zostałem olany. Zanim się zorientowałem, że popełniłem błąd, byłem już w drodze do flotylli rezerwowej. – DON wzruszył ramionami raz jeszcze. – To było stanowisko na odległej granicy bez możliwości zarobienia na awans. Nie mogłem nikomu powiedzieć, co tam robimy, jako że oficjalnie nasza formacja miała stanowić zaplecze w razie ewentualnej ofensywy Sojuszu. Nie mogłem także liczyć na przeniesienie, co zawdzięczałem ludziom, których wkurzyłem swoim odwołaniem.
„Na razie odczyty wskazują, że mówi tylko prawdę” – zameldował Iger.
Geary usiadł naprzeciw Boyensa i odchylił się lekko do tyłu, mierząc go wzrokiem.
– A teraz prosi pan flotę Sojuszu, by pomogła panu wziąć odwet na sprawcach pańskiej niedoli?
DON pokręcił głową.
– Nie. Wcale mi o to nie chodzi. Mówimy o ludziach rządzących Światami Syndykatu, po części odpowiedzialnych za uwikłanie nas w wojnę, której nie potrafią zakończyć. Wątpię, aby pan mi uwierzył, ale powiem i tak: po części chodzi mi o ocalenie ojczyzny przed zepsuciem i głupotą osób zarządzających teraz Światami Syndykatu.
– Zatem uważa pan siebie za patriotę? – zapytał Geary.
– Czy ja wiem? – odparł wymijająco Boyens. – Jedno za to jest pewne: na skutek błędnych decyzji naszych władz i serii pańskich zwycięstw jesteśmy teraz narażeni nie tylko na ataki ze strony Sojuszu, ale i Obcych. A wiem, że oni potrafią wykorzystać taką okazję. Najbardziej martwi mnie jednak to, że nikt z nas ich nie rozumie.
– Mówiąc: oni, kogo ma pan na myśli? – zapytał Geary. – Obcych czy przywódców Światów Syndykatu?
DON uśmiechnął się pod nosem.
– I jednych, i drugich. Idę o zakład, nawet stawiając na szali swoje życie, że Egzekutywa Światów Syndykatu gromadzi w tej chwili wszystkie okręty, jakie jeszcze posiada, aby bronić Systemu Centralnego.
Geary prychnął.
– Owszem, stawia pan na szali swoje życie.
– Domyślałem się tego.
Jak na razie słowa DONa brzmiały dość otwarcie i szczerze. Geary przerwał rozmowę na chwilę, w zamyśleniu pocierał palcami brodę, słuchając głosu Rione sączącego się prosto do jego ucha.
„Wszystkie odczyty wskazują, że do tej pory nie kłamał. Boi się, ale moim zdaniem to strach wynikający z obaw o siebie, a nie o losy obywateli Światów Syndykatu”.
„Potrzebujemy więcej odczytów, sir – dodał porucznik Iger. – Proszę go wypytać o Obcych”.
– Chciałbym usłyszeć więcej na temat pańskiej oferty – oświadczył Geary. – Proszę mi opowiedzieć o Obcych.
Boyens się zawahał.
– Moja wiedza jest elementem przetargowym. Jeśli powiem za dużo, może pan uznać, że nie dobijemy targu.
– Panie Boyens – rzucił lodowatym tonem Geary – nie mam zamiaru układać się z panem bez względu na to, jakie informacje pan posiada, dopóki nie będę miał pewności, że czynię to dla dobra Sojuszu i ludzkości jako całości. Radzę więc, by zaczął mnie pan do tego przekonywać, i to szybko.
DON spoglądał na Geary’ego przez kilka sekund, potem skinął głową.
– Ta reakcja pasuje do naszej wiedzy o pańskich zachowaniach. Co pana interesuje?
– Jak wyglądają ci Obcy? – Może nie była to najważniejsza kwestia, ale nurtowała go od jakiegoś czasu.
– Nie mam pojęcia. I jestem pewien, że nikt z naszych ich nie widział. – Boyens uśmiechnął się krzywo, widząc reakcję komodora. – Mówię prawdę. Jeśli jakikolwiek człowiek miał okazję zobaczyć Obcych, nie zameldował o tym władzom. Jakiś czas temu zaczęły nam znikać statki w przygranicznych sektorach, a jeszcze wcześniej utraciliśmy kontakt z kilkoma jednostkami zwiadowczymi wysłanymi za systemy graniczne. Ich załogi mogły zostać schwytane albo wymordowane. W każdym razie nikt stamtąd nie powrócił.
– Wasze władze nie rozmawiały z Obcymi?
– Tylko przez komunikatory. Takie negocjacje były bardzo rzadkie, ale miałem okazję uczestniczyć w nich dwukrotnie. – Boyens rozłożył ręce w geście bezradności. – Nie mówię tutaj o wirtualnych kontaktach, tylko o tradycyjnych, kiedy obie strony widzą się na ekranach wyświetlaczy. Tyle że pokazywali nam ludzkie awatary. Podróbki wyświetlane na fałszywym tle.
„Skąd on wie, że te przekazy były sfałszowane? – zapytał Iger. – Przekaz cyfrowy nie pozwala na sprawdzenie, kiedy widzimy prawdziwy obraz, a kiedy obrabiany”.
– Fałszywki? – zapytał z kolei Geary. – Skąd pan wie, że to były fałszywki?
– Te przekazy wyglądały na pierwszy rzut oka jak prawdziwe. Normalny człowiek dałby się na nie nabrać, ale po dłuższej obserwacji zacząłem wychwytywać pewne niedoróbki, a nawet niekonsekwencje, na przykład w zachowaniach. Proszę sobie wyobrazić, że chce pan naśladować… miauczenie kota. Gdyby miał pan w tym wprawę, pewnie udałoby się panu oszukać ludzi, ale inne koty od razu wychwyciłyby różnicę.
„Wierzy, że to prawda” – podpowiedział porucznik Iger.
Geary skupił wzrok na twarzy Boyensa.
– Ludzie bardzo różnią się od siebie. Skąd u pana taka pewność, że oni nie wyglądają jak my?
DON zaskoczył komodora, wybuchając głośnym, choć gorzkim śmiechem.
– Gdyby pan ich zobaczył, zrozumiałby pan, o czym mówię. Rozmawiałem z ludźmi należącymi do rozmaitych kultur. Wiem, jak bardzo różne potrafią być ich reakcje. Ale ci Obcy zachowywali się zupełnie inaczej, mimo że bardzo starali się ukryć swoją odmienność. Może mi pan za… – Zaśmiał się raz jeszcze, przez zęby. – Chciałem powiedzieć: może mi pan zaufać, ale to raczej niemożliwe w tej sytuacji.
– To prawda. Proszę mi powiedzieć, czego oni chcą? Tego musi się pan przynajmniej domyślać.
DON zmarszczył brwi.
– Mam na ten temat raczej ogólne pojęcie. Z zapisów, do których udało mi się dotrzeć, a jest ich naprawdę niewiele i w dodatku opatrzone zostały klauzulami najwyższej poufności, wynikało, że z początku chcieli od nas wyłącznie zaprzestania eksploracji należących do nich terytoriów. Po kilku dziesięcioleciach okazało się jednak, że to oni wchodzą na nasz teren, aczkolwiek bardzo ostrożnie i powoli. Jakieś siedemdziesiąt lat temu niespodziewanie zaprzestali działań ofensywnych i tylko od czasu do czasu sprawdzali czujność naszych systemów obronnych. Nikt nie wie, dlaczego tak się stało, za to wszyscy, którzy mieli okazję rozmawiać z Obcymi, odnosili wrażenie, że zależy im bardzo na zajęciu kilku należących do nas systemów gwiezdnych. Niemniej przez ostatnie pięć albo sześć miesięcy przed odlotem z granicy i zaatakowaniem sił Sojuszu nie zaobserwowaliśmy żadnego śladu ich aktywności.
Nie powiedział Geary’emu niczego, czego ten już by nie wiedział.
– Jak wyglądają ich okręty?
– Nie wiemy. Posiadają coś w rodzaju aktywnego kamuflażu. Są niewidzialne. Ta technologia wyprzedza naszą o miliony lat świetlnych. Nawet sensory wychwytują jedynie blade echo, z którego niewiele da się odczytać. – Boyens spojrzał na komodora, najwyraźniej oczekując jakiejś kontry. – Próbowaliśmy wszystkiego, by chociaż raz przyjrzeć się którejś z ich jednostek. Wiele dziesięcioleci temu wysłaliśmy ochotników wyposażonych w skafandry z najlepszymi systemami kamuflażu w kierunku obcych okrętów, które przybyły do naszego systemu gwiezdnego na negocjacje. Mieliśmy nadzieję, że uda im się dotrzeć wystarczająco blisko, by przeniknąć za otaczające je pole siłowe czy co to tam jest, i zobaczyć na własne oczy, co się pod nim kryje, ale wszyscy zostali zabici, zanim dotarli na miejsce.