– Dziękuję. – Geary także wstał i spojrzał uważnie na Duellosa. – Na wszelki wypadek chciałem powiedzieć, że cieszy mnie, iż w końcu mogliśmy się spotkać osobiście.
Niedługo ruszą do kolejnego boju, a w ułamkach sekundy, jakie mieli podczas przejścia ogniowego, szczęście odgrywało decydującą rolę w tym, kto przeżyje, a kto musi zginąć.
– Tak. Na wszelki wypadek. Wpadnę do kapitan Desjani oznajmić jej, że moja misja zakończyła się niepowodzeniem.
Mimo wszystko Geary się uśmiechał, gdy kapitan opuszczał jego kajutę.
Na twarzach ludzi siedzących wokół stołu odpraw widać było uśmiechy. Oficerowie byli bardzo zadowoleni z tak miażdżącego zwycięstwa nad flotyllą syndyckich JSR-ów oraz z tego, że Atalia poddała się Geary’emu. Jedynym niezadowolonym mógłby być tylko kapitan „Locha”, który niemal dwadzieścia godzin wcześniej wykonał skok na Varandala.
Po raz pierwszy od objęcia dowodzenia flotą Geary czuł potrzebę uspokojenia nastrojów.
– Wygraliśmy tylko nic nie znaczącą potyczkę, prawdziwa bitwa dopiero nas czeka. Część sił, które zaatakowały Varandala, zdołała zbiec. Wróg z pewnością ściągnął też posiłki. Będziemy się musieli rozprawić ze sporą flotą. – Wywołał hologram sektora galaktyki, wiedząc, że to moment, na który wszyscy czekali z tak wielką niecierpliwością. – Wykonamy stąd skok na Kalixę. Wrota hipernetowe Kalixy zostały zniszczone, ale przez ten system możemy dotrzeć na Indrasa. – Wskazał ręką na trasę wiodącą w głąb przestrzeni Światów Syndykatu. – Zakładam, że na tamtejsze wrota nałożono już system zabezpieczający opracowany przez kapitan Cresidę. Zbliżymy się do nich i wykorzystamy klucz znajdujący się na pokładzie „Nieulękłego”, aby polecieć na Parnosę. – Linia wskazująca kurs floty wydłużyła się znacznie sięgając do samotnej gwiazdy.
Przez chwilę panowała kompletna cisza, potem komandor Neeson z „Zajadłego” zadał pytanie, które Geary widział na każdej z otaczających go twarzy.
– Na Parnosę? Dlaczego mamy lecieć na Parnosę?
– Dlatego, że nikt z nas nie ufa Syndykom, a ostatnie wydarzenia nauczyły nas, że nie należy wpadać do ich Systemu Centralnego głównym wejściem, czyli wrotami hipernetowymi. – Nie musiał rozwijać tej myśli, żeby poczuli grozę na myśl o zastawionej na nich pułapce. – Tym razem pojawimy się tam z zupełnie innego kierunku. Z Parnosy wykonamy skok na Zevosa, a stamtąd do Systemu Centralnego.
Znów zapadła cisza. Wszyscy zastanawiali się nad treścią zasłyszanych informacji, potem odezwała się kapitan Jane Geary. Po raz pierwszy zabrała głos podczas odprawy.
– Zevos leży zbyt daleko od Systemu Centralnego.
– Wręcz przeciwnie – odparł kapitan Duellos stanowczym tonem. – Oficjalnie nie można wykonać takiego skoku, ale gdy lecieliśmy na Sancere, admirał Geary nauczył nas, jak wykrzesać dodatkową energię z napędów nadprzestrzennych. A Zevosa dzieli od Systemu Centralnego znacznie mniejsza odległość niż wtedy.
– No właśnie – przytaknął admirał. – Syndycy na pewno nie przygotowali żadnej niespodzianki dla okrętów nadlatujących z Zevosa. Wyjdziemy z nadprzestrzeni w punkcie, który dla nich jest bezużyteczny, ponieważ w jego zasięgu nie ma żadnego systemu.
Uśmiech wrócił na twarz Neesona.
– Zatem Syndycy nie będą się nas spodziewali z tego kierunku. Jeśli zastawią pułapkę przy wrotach hipernetowych, zajdziemy ich tym razem od tyłu.
Kapitan Armus nie wydawał się jednak przekonany tą argumentacją.
– A jeśli flota broniąca wrót hipernetowych po prostu przez nie ucieknie? Pozwolimy im się wymknąć z naszej pułapki?
Rione zazwyczaj milczała, gdy rozmawiali oficerowie, lecz tym razem zabrała głos.
– Nie uciekną, ponieważ nie pozwoli im na to rząd Światów Syndykatu. Obrońcy zostaną na miejscu, bo ucieczka Egzekutywy z Systemu Centralnego oznaczałaby upadek resztek jej autorytetu i doprowadziłaby większość pozostałych układów planetarnych do sytuacji, w jakiej znalazły się Heradao albo Atalia. My to wiemy i oni to wiedzą. Muszą z nami walczyć.
Kapitan, któremu wpadła w słowo, i paru innych oficerów zachmurzyło się mocno, widząc, że polityk wtrąca się do dyskusji, ale gdy umilkła, mars widoczny na ich obliczach wyraźnie zelżał.
– No i dobrze – podsumował jej słowa Armus. – Czy wywiad floty podziela to zdanie? – zapytał Geary’ego.
– Tak. – Oficerowie wywiadu na pewno nie uwierzyliby politykom na słowo. – Nasz plan na razie jest prowizoryczny. Jeśli wrota na Indrasie zostały już zniszczone albo nie zabezpieczono ich zgodnie z naszymi planami, nie będziemy mogli wykonać tego skoku. W takiej sytuacji będziemy musieli lecieć głębiej w terytorium wroga i szukać odpowiednich wrót.
Dowódca „Niezawodnego” uniósł dłoń, aby zwrócić na siebie uwagę pozostałych.
– Admirale, Syndycy mogli nie ustawić zabezpieczeń na żadnych wrotach. Wiem, że flota cudem uniknęła skutków kolapsów na Sancere i Lakocie. Dlaczego jednak nie możemy skorzystać z wrót, które nie mają zabezpieczeń?
Geary zauważył, że tej opinii nie podzielają oficerowie, którzy osobiście przeżyli wydarzenia na Lakocie, lecz w ustach osoby, która tam nie była, pytanie wydawało się uzasadnione.
– Lecimy teraz na Kalixę. Tam zobaczy pan coś, co pozwoli panu odpowiedzieć sobie na to pytanie. Czy ktoś ma jeszcze jakieś kwestie do poruszenia?
Kapitan Kattnig ze „Sprytnego” zerwał się z fotela.
– Chciałbym zgłosić piąty dywizjon okrętów liniowych na ochotnika do straży przedniej, kiedy następnym razem ruszymy na Syndyków.
Pozostali oficerowie wymienili spojrzenia, jedni z wyraźną aprobatą, inni wręcz przeciwnie, część po prostu obserwowała tę scenę ze zrozumieniem. Geary potrzebował chwili, by znaleźć właściwą odpowiedź.
– Formacja, w jakiej uderzy flota, będzie zależała od sytuacji, kapitanie. Zaręczam panu, że każdy okręt tej floty otrzyma ważne zadanie do wykonania.
Kattnig skinął głową z szacunkiem.
– To zrozumiałe, admirale, ale moje okręty liniowe nie miały jeszcze szansy wykazać się pod pańskim dowództwem, a wiem, że załogi aż rwą się do walki.
– Będę to miał na uwadze, kapitanie. – Prośba mieściła się w tradycyjnym agresywnym nastawieniu floty, więc nie było sensu odmawiać, przynajmniej w tym momencie. Kattnig usiadł, a Geary bacznie przyglądał się pozostałym dowódcom. – W takim razie mam jeszcze jedną sprawę. – Przemyślał to sobie dokładnie, miał zatem nadzieję, że dobrze dobrał słowa. Desjani czekała na ten moment z ufną miną. Wcześniej wypróbował tekst przemowy na niej i skorzystał z kilku kosmetycznych poprawek, jakie zasugerowała.
– Gdy obejmowałem stanowisko głównodowodzącego tą flotą – zaczął – nasz sytuacja była nie do pozazdroszczenia. Walczyliśmy desperacko, jak ludzie, którzy nie mają nic do stracenia. Im bliżej byliśmy celu, tym więcej widziałem w was nadziei i woli powrotu do domu i bliskich. Dzisiaj sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Po tamtej desperacji nie został nawet ślad. Ale musimy zwalczyć ogarniające nas samozadowolenie, wiarę w to, że ciężka walka należy już do przeszłości, a łatwe zwycięstwo jest na wyciągnięcie ręki. Wygraliśmy starcie przy punkcie skoku na Atalii, wygraliśmy je bez trudu. Gdybyśmy jednak nie wykazali wystarczającej podejrzliwości i ostrożności godnej weteranów, wpakowalibyśmy się prosto w gromadę frachtowców i wielu z was nie byłoby dzisiaj tutaj za sprawą pułapki zastawionej przez Syndyków… – Zamilkł na moment, by te słowa wryły im się w pamięć. – Nie wiem, jak będzie wyglądała następna zasadzka, ale musimy być czujni, musimy jej wypatrywać. Musimy też walczyć tak samo twardo jak wtedy, gdy przebijaliśmy się do domu, ponieważ wszyscy obywatele Sojuszu wierzą, że zdołamy zakończyć tę wojnę. Nie wolno nam zawieść tych ludzi, więc musimy być dzielni, ostrożni, rozważni i silni. Tacy jak podczas powrotu… – Kolejna przerwa. Wszyscy są zasłuchani, większość kiwa głowami. Rione udaje, że klaszcze w dłonie. – Dziękuję za uwagę – zakończył admirał. – Lecimy do syndyckiego Systemu Centralnego, by zakończyć tę wojnę. To wszystko z mojej strony.