– Nie mam bladego pojęcia.
Desjani wstała od stołu chwilę po tym, jak Badaya się rozłączył.
– Proszę o wybaczenie – odezwał się do niej Geary. – Wiem, że bardzo pani chciała zgłosić do tej misji „Nieulękłego”.
Desjani wzruszyła ramionami.
– Dowodzenie flagowcem niesie ze sobą dodatkowe zobowiązania. Byłoby z mojej strony szaleństwem, gdybym zapomniała, jak atrakcyjnym celem będą te liniowce.
Nie udało jej się zagrać osoby pogodzonej z sytuacją.
– Też się tego obawiam – zapewnił ją Geary.
– Powinien pan bardziej pilnować Kattniga – poradziła mu.
Spojrzał na nią.
– Co panią w nim niepokoi?
– To samo co pana. Widzę to wyraźnie. Jest zbyt chętny. Może nie jest aż tak nadpobudliwym idiotą jak Midea, ale i tak za bardzo się wyrywa.
– Tak. – Geary pokiwał głową. – Duellos będzie go miał na oku.
– Tulev bardziej by się do tego nadawał, tyle że nie mógł pan publicznie odstrzelić Roberta. To kwestia wizerunkowa. A skoro o niej mowa, admirale, jeśli zobaczymy, że wrota się zapadają, i zaczniemy formować szyk ochronny, gdzie będzie miejsce „Nieulękłego”?
Odwrócił na moment wzrok.
– Taniu, jeśli dojdzie do tego…
– Jeśli dojdzie do tego, szanse na przetrwanie któregokolwiek z naszych okrętów będą niewiele wyższe od zera. Dlatego proszę: jeśli załoga „Nieulękłego” ma polec, niech zrobi to z honorem na pozycji, którą powinien zajmować okręt flagowy. – Jej głos był spokojny, lecz zdecydowany.
Nie potrafił znaleźć dobrego argumentu, by odmówić tej prośbie.
– Gdzie chciałabyś się widzieć, Taniu? W pierwszym szeregu między pancernikami?
– Nie, sir. Tym sposobem stworzylibyśmy słabszy punkt w najmocniejszym punkcie linii obrony. „Nieulękły” powinien lecieć w pierwszym szeregu za nimi.
Geary przymknął oczy, nie chciał bowiem patrzyć, jak wypowiadała słowa równoznaczne z jej wyrokiem śmierci. I jego też przy okazji, ale to się nie liczyło, i tak od czasu wybudzenia żył już na kredyt.
– Dobrze, kapitanie. „Nieulękły” znajdzie się na takiej właśnie pozycji, jeśli będziemy musieli stawić czoło fali uderzeniowej w otwartej przestrzeni.
– Dziękuję, sir.
Otworzył oczy, by zobaczyć, jak salutuje, patrząc mu z wdzięcznością w oczy.
– Tyle jestem winien pani i „Nieulękłemu” – dodał, odpowiadając na salut. – Mam jednak nadzieję, że do tego nie dojdzie. A jeśli…
– Nil desperandum – przypomniała mu, uśmiechając się półgębkiem, i odeszła sprężystym, niemal radosnym krokiem.
Rione przyglądała się jej przez chwilę, potem pokręciła głową.
– Czym zasłużyliśmy sobie na to, by ludzie jej pokroju za nas umierali? – zapytała.
– Wydawało mi się, że pani jej nie lubi.
– Bo nie lubię. Jest prawie tak wielką suką jak ja. Ale dziękuję żywemu światłu gwiazd, że to ona dowodzi tym okrętem, a nie ktoś pokroju Badai.
Geary usiadł, nie spuszczając oczu z Rione. Hologramy pozostałych senatorów zniknęły na samym początku, politycy nie zdawali więc sobie sprawy, że Rione może pozostać dłużej, by porozmawiać na osobności z admirałem.
– Badaya to naprawdę kompetentny oficer. Gdyby udało nam się odbudować jego wiarę w rząd Sojuszu, mógłby być ozdobą tej floty.
Rione uśmiechnęła się, choć bardzo melancholijnie.
– Wydaje mi się, że dopóki nie nastąpi jakaś katastrofa, kapitan Badaya będzie przekonany, iż to pan pociąga za wszystkie sznurki w radzie Sojuszu, tyle że robi pan to bardzo dyskretnie. I nie on jeden będzie w to wierzył.
Nie chciał wkraczać na ten grunt, nie chciał rozmawiać o sytuacji po wojnie, skoro jeszcze nie zdołał jej zakończyć.
– Pani współprezydent, czy przemyślała pani kwestię tego, co mamy powiedzieć albo zrobić, aby Syndycy uznali, że nie mamy pojęcia o tym, co zrobili z wrotami? Musimy ich zwodzić, póki się nie znajdziemy wystarczająco blisko stożka cienia gwiazdy.
Rione przygryzła wargę w zamyśleniu.
– Myślę, że powinniśmy robić to co do tej pory. Nasze działania i słowa muszą emanować wielką pewnością siebie. Powinien pan ponowić żądanie, by rada przystąpiła do negocjacji, używając tym razem nieco bardziej aroganckiego tonu i traktując z pogardą DONa, który dowodzi ich flotyllą. Może kilka drwin z tego, że jest o wiele mniejsza niż ta, która powitała nas tutaj ostatnim razem, odniesie pożądany efekt.
– Może wymyśleniem wystarczająco obraźliwych drwin zająłby się jeden z emisariuszy naszego rządu? – zasugerował Geary.
– Myśli pan o mnie? Jestem w tym na pewno lepsza od pana. – Rione oparła się wygodniej. – Ale Costa jest jeszcze lepsza. Przekażę jej pańską sugestię, że to ona powinna przemówić następnym razem. Postaram się, żeby myślała, że jest pan oczarowany jej elokwencją.
– Na pewno nie zdradzi naszych obaw dotyczących pułapki?
– Costa? Strzeże tajemnic skuteczniej niż celibat dziewictwa. To chyba ostatnia rzecz, jakiej powinien się pan obawiać z jej strony – zaśmiała się Rione. – Poinformuję ją, że ma się zająć wykiwaniem Syndyków. Spodoba jej się to, a jeszcze bardziej możliwość zelżenia tego DONa. Proszę tylko powiedzieć, jak długo mamy ich zwodzić.
Geary wskazał na hologram systemu gwiezdnego.
– Jak pani widzi, nie możemy polecieć prosto do stożka, bo to by było zbyt czytelne dla wroga, dlatego wybieramy okrężną drogę. Dopiero za dwie doby będziemy mogli się skierować do celu.
– Syndycy dadzą nam tyle czasu?
– Jeśli ich flotylla nie zmieni kursu, dotrze do punktu skoku na Mandalona dopiero za trzy doby.
– Zatem powinniśmy mieć dość czasu. Chce pan posłuchać, co Sakai mówi o panu?
Zastanawiał się nad tą kwestią przez chwilę, w końcu skinął głową.
– Nasz przyjaciel senator stwierdził: „On nas słuchał”.
Geary czekał, lecz nie padły następne słowa.
– Czy to już wszystko?
– To naprawdę wiele, admirale. – Rione wpatrywała się w niego uważnie, kręcąc głową. – Nie wiem, kiedy to się zaczęło. Może zawsze tak było, tylko ostatnio nastąpiło jakieś przesilenie, fakt jednak pozostaje faktem: oficerowie przestali słuchać polityków i vice versa. Wszyscy udajemy, że słuchamy, ale dociera do nas tylko to, co chcemy usłyszeć.
– Zupełnie jak Badaya.
– Albo Costa. – Rione wstała, ruszyła w stronę włazu, zatrzymała się w pół drogi i obejrzała. – Może z innego też powodu wyruszyłam z tą flotą i admirałem Blochem. Tylko że wtedy tego powodu nie rozumiałam. Uzdrowienie Sojuszu wymaga znalezienia oficerów i polityków, którzy potrafią sobie wzajemnie zaufać.
Geary uśmiechnął się krzywo.
– Czy to kolejny cud, który mam sprawić?
– Nie śmiałabym o to prosić, admirale. Jeśli żywe światło gwiazd wybrało do tej misji kogoś tak niegodnego jak ja, to musi naprawdę gonić resztkami sił.
SIEDEM
Syndycka flotylla nie od razu zareagowała na zmianę kursu floty Sojuszu, niemniej po około dziesięciu godzinach wykonała zwrot, kierując się prosto na punkt skoku i jednocześnie zmniejszając prędkość.
– Jaśniej nie mogli pokazać, jak bardzo zależy im na tym, abyśmy za nimi pogonili – zauważył Geary.
Desjani się skrzywiła.
– Nie uważa pan, że w ten sposób chcą z nas zakpić?
– To byłoby zbyt oczywiste.
– Może dla pana. – Pokręciła głową, wzrok miała nieobecny, tkwiła myślami gdzieś w przeszłości. – Dla pana manewr oskrzydlający jest zwykłym wymogiem taktycznym. Ale nas uczono, że gdy zauważymy wroga, mamy ruszać prosto na niego, bo wiedzieliśmy, że on uczyni dokładnie to samo. Nie zdawał pan sobie sprawy, że pańskie manewry doprowadzały Syndyków do szaleństwa? Nie graliśmy z nimi według reguł, które znali. Teraz oni zaczęli pogrywać z nami. „Patrzcie, tu jesteśmy. Dogońcie nas i zabijcie”. Mają nadzieję, że wściekniemy się tak mocno jak oni kiedyś i pognamy za nimi, próbując wymusić przystąpienie do bitwy.