Nigdy nie przyszło mu do głowy, że walkę można rozpatrywać w kategoriach tego, co przystoi albo nie przystoi. Dla niego istniały wyłącznie sprytne i głupie posunięcia. W czasach pokoju wymagano od niego czasami, aby wykonywał idiotyczne zadania, ponieważ tego wymagała doktryna lub aktualny przełożony, ale za każdym razem otrzymywał wtedy informację na piśmie, że w warunkach bojowych będzie to niedopuszczalne zachowanie. Może w okresie pokoju łatwiej dojść do tego, co jest głupie, a co sprytne, a może wydaje się to prostsze, bo w czasie symulowanych bitew nie ryzykuje się życiem.
– Widzę, że jeszcze wiele nauki przede mną. – Desjani starała się przyjąć bardzo sceptyczną minę, gdy dodawał:
– W każdym razie to, czy ruszymy za nimi w pościg czy też nie, nie robi teraz wielkiej różnicy. I tak jesteśmy zbyt oddaleni od punktów skoku, by uciec z systemu, zanim oni to zrobią.
Desjani potarła dłonią kark, a potem wprowadziła serię komend do komunikatora.
– Syndycka flotylla znajduje się niespełna dwie godziny świetlne od naszej aktualnej pozycji. Istnieje jeszcze szansa, teoretyczna rzecz jasna, że uda nam się dotrzeć do punktu skoku na Tremandira, jeśli rozwiniemy maksymalną prędkość. Powinno nam się to udać dzięki opóźnieniu, z jakim przywódcy Światów Syndykatu zobaczą nasz manewr, czasowi potrzebnemu na wydanie flotylli rozkazu przyspieszenia oraz na jej dotarcie do punktu skoku, nawet przy założeniu, że sygnał z pancernika do wrót zostanie wysłany z odpowiednim wyprzedzeniem. Należy jeszcze doliczyć do tego wszystkiego czas potrzebny na rozprzestrzenienie się fali uderzeniowej. Nie postawiłabym na to życia, ale wydaje mi się, że członkowie Egzekutywy mogą czekać na moment, kiedy uzyskają całkowitą i niezachwianą pewność, że zdołają ocalić swoje okręty, podczas gdy my zostaniemy uwięzieni w potrzasku i padniemy ofiarą implozji wrót hipernetowych.
Sprawdził jej wyliczenia i zrozumiał, czego chciała dowieść.
– Lecąc za flotyllą, będziemy się zbliżali do przywódców Światów Syndykatu, zmniejszając tym samym opóźnienie, z jakim widzą nasze ruchy. Ten kurs przybliży nas także do wrót hipernetowych, co skróci dodatkowo czas potrzebny na dotarcie fali uderzeniowej. Dzięki temu zyskają większą pewność skuteczności ataku, mimo że skróci się przez to czas potrzebny na ucieczkę ich flotylli. – Ten tok rozumowania nasunął mu kolejną myśl. – Mamy do czynienia z politykami, którzy muszą podjąć militarną, było nie było, decyzję w sprawie zniszczenia wrót hipernetowych.
Desjani uśmiechnęła się do niego.
– I dlatego spieprzą wszystko. – Uśmiech zniknął z jej twarzy. – Co jednak może być dla nas bardzo niefortunne, jeśli pomylą się na naszą niekorzyść.
– Tak. – Costa siedziała na fotelu obserwatora, lecz z braku zajęć zaczynała już przysypiać. Geary uznał, że nie będzie jej niepokoił, i połączył się z Rione. – Pani współprezydent, chciałbym poznać opinię polityka w pewnej sprawie.
Rione wysłuchała go i wzruszyła ramionami.
– Może się to zakończyć dwojako. Politycy mogą zwlekać z zamknięciem pułapki, licząc na osiągnięcie pełniejszego sukcesu. Stawiałabym bardziej na to rozwiązanie, ponieważ osoby te czują się bardzo bezpiecznie na pokładzie pancernika, który może wykonać skok do innego systemu praktycznie w każdej chwili. Ale równie prawdopodobne jest to, że spanikują i wyślą rozkaz zbyt wcześnie. Tu wiele będzie zależało od tego, co podpowiadają im doradcy wojskowi.
– A co mogą podpowiadać?
– Zazwyczaj mówią to, co ich przełożeni chcieliby usłyszeć, albo to, co w ich mniemaniu skłoni polityków do zrobienia tego, co ich zdaniem powinno być zrobione. – Rione machnęła ręką w kierunku brygu. – Proszę sobie przypomnieć, jak ten DON, którego wleczemy ze sobą, próbował pogrywać z panem. Mówił tylko to, co mogło pana skłonić do postępowania zgodnie z jego wolą, i przemilczał wszystko inne. Gwarantuję, że on zachowuje się dokładnie tak jak pozostali.
Geary zamyślił się głęboko.
– Nie mamy jednak pojęcia, jakie cele przyświecają kapitanowi pancernika, na którym przebywają członkowie rady. Nie wiemy także, czym może karmić ich DON dowodzący tą flotyllą.
Teraz Rione musiała się głębiej zastanowić. Skrzywiła się przy tym i zmarszczyła brwi.
– Moim zdaniem, choć nie wiem, ile ono jest warte, ten człowiek robi wszystko, by dowieść swojej lojalności i zatrzeć wrażenie, jakie powstało po tym, kiedy pozwolił uciec naszej flocie z Systemu Centralnego.
– Czy on wie o planie zniszczenia wrót hipernetowych?
Prychnęła z pogardą.
– A pan by mu powiedział? Przecież mógłby wykorzystać tę wiedzę do ułożenia się z nami albo z innymi DONami, aby pozbawić władzy obecnych przywódców. Ale gdyby nawet doszło do czegoś takiego, nie powinniśmy mu ufać.
– Ponieważ kazał zamordować admirała Blocha i pozostałych negocjatorów.
Rione pokręciła głową ze zdegustowaną miną.
– Ponieważ desperacko pragnie pokonać pana. Black Jacka Geary’ego, człowieka, który skradł mu tak pewne zwycięstwo. Gdyby nie pan, on byłby jednym z najważniejszych przywódców Światów Syndykatu.
I znowu naprowadziła go na ciekawą myśl.
– Może powinienem wejść mu na ambit. Ja osobiście. Jeśli uda nam się zmusić flotyllę do zawrócenia, pokrzyżujemy plany członków rady.
– To by nie było… – Rione zamilkła, wyglądała na zamyśloną. – To mogłoby się udać. Z jego perspektywy pokonanie pana byłoby najlepszym rozwiązaniem. Nie wie przecież, że może tym samym pokrzyżować plany swoich przełożonych, za to na pewno uważa, że taka wygrana uczyniłaby z niego bohatera, którym miał zostać kilka miesięcy temu. Tak. Niech pan wbije mu nóż w ego i przekręci ostrze.
– Spróbuję. – Geary usiadł wygodniej, rozważając możliwości. Upokorzenie DONa pasowało idealnie do planu wydzielenia zespołu uderzeniowego liniowców. – Kapitanie Desjani, czym jeszcze mogę rozwścieczyć tego DONa prócz przypomnienia mu o naszej ucieczce?
Z chęcią poddała mu kilka sugestii.
Geary włączył komunikator, ustawiając wiązkę kierunkową na uciekającą flotyllę, aby pozostali Syndycy nie mogli przejąć przekazu. To powinno jeszcze bardziej zranić ego DONa.
– Do niejakiego Shalina, aktualnego dowódcy flotylli tego systemu. Przykro mi, że unika pan walki, aczkolwiek rozumiem, że przyczyną tego może być sromotna porażka, jaką poniósł pan kilka miesięcy temu, tu, w tym systemie. Nie mamy panu za złe tego aktu tchórzostwa, niemniej flota Sojuszu zamierza dać panu jeszcze jedną okazję do podjęcia walki, jeśli oczywiście zdecyduje się pan na przerwanie tej ucieczki. Ludność tego systemu zastanawia się zapewne, dlaczego tak często odznaczany za odwagę dowódca pierzcha przed nami, pozostawiając cywilów na pastwę losu, ale ja osobiście nie dziwię się temu, że nie ma pan ochoty stawić mi czoła po raz kolejny. Cieszy mnie też, że spotykam wreszcie DONa, któremu bardziej zależy na życiu i zdrowiu swoich podwładnych niż na własnym honorze i prerogatywach. Jeśli chce się pan poddać, nie ma sprawy, jestem w stanie zagwarantować nietykalność pańskim ludziom, a pana zapraszam na pokład naszego flagowca celem ustalenia warunków waszej kapitulacji. Proszę sobie dokładnie przemyśleć moje słowa, panie Shalin. Dowódca o pańskiej reputacji nie powinien mieć problemu z podjęciem właściwej decyzji. Na honor naszych przodków, mówił admirał floty John Geary.