– Przed chwilą powiedział pan, że pancerniki są zbyt trudnym przeciwnikiem. Zrozumiałam z tego, że nasze liniowce nie powinny walczyć jeden na jednego z okrętami tej klasy. Ale dlaczego nie miałyby zaatakować syndyckich liniowców?
Zaczerpnął głęboko tchu, zanim odpowiedział.
– Ponieważ wróg ma przewagę liczebną w stosunku szesnaście do dziewięciu w tej klasie okrętów. Co więcej, wprowadzenie naszych liniowców i ich eskorty w sam środek syndyckiej formacji naraziłoby je na skomasowany ostrzał ze wszystkich stron, w tym przez lecące na skrzydłach pancerniki i całą masę otaczających je mniejszych jednostek. Sześćdziesiąt jeden ciężkich krążowników, a tyloma właśnie dysponuje DON Shalin, może stanowić poważne zagrożenie dla naszych okrętów.
– Dlaczego więc nie wysłał pan tam większego zespołu uderzeniowego?
Rzucił raz jeszcze okiem w stronę Desjani i dostrzegł, że wygląda na mocno rozbawioną. Rione wspomniała jakiś czas temu, że politycy i oficerowie przestali rozmawiać ze sobą. Nic dziwnego, jeśli wcześniej dyskutowano na takim poziomie. Ilekroć udzielał odpowiedzi, Costa żądała więcej szczegółów, przechodząc do porządku dziennego nad już zdobytą wiedzą. Może trzeba jej odpowiadać w tak niekonkretny sposób, żeby nie mogła znaleźć żadnego punktu zaczepienia do dalszej rozmowy?
– Ponieważ taką decyzję podjąłem jako dowódca tej floty.
Po dłuższej chwili zastanowienia Costa wstała z fotela obserwatora.
– Chyba wrócę do prowadzenia negocjacji.
Geary odczekał, aż kobieta opuści mostek, po czym odwrócił się do Desjani.
– Wrobiła mnie pani.
– Ja jej tylko powiedziałam, że głównodowodzący jest najwłaściwszą osobą do udzielania odpowiedzi na tego rodzaju pytania.
– Dziękuję, kapitanie. Może być pani pewna, że znajdę sposób, aby się zrewanżować za tę przysługę.
Desjani zmierzyła go czujnym spojrzeniem.
– Coś pana zaniepokoiło? Roberto na pewno nie uderzy na centrum formacji. Rok temu mógłby zrobić coś podobnego, ale nie dzisiaj.
– A co z Kattnigiem? Ile okrętów podąży za nim, jeśli zdecyduje się na szarżę przeciw liniowcom wroga?
– Mam nadzieję, że niewiele. Kiedy pan zjadł ostatni posiłek?
– Nie… pamiętam.
Wyjęła kilka racji żywnościowych.
– Może pan sobie odmawiać snu, ale jeść trzeba.
Geary przyjął od niej batony, oglądając je nieufnie. Pamiętał jeszcze paskudny smak żarcia, które musieli jeść podczas długiej podróży z Systemu Centralnego.
– Bulgorin?
– Są naprawdę smaczne. Nie jestem pewna, skąd pochodzi ta mieszanka, ale nie jest zła.
– Co w niej jest?
– Nie mam pojęcia ani ochoty na sprawdzanie. Proszę je zjeść. Musi pan czuwać przez najbliższe dwanaście godzin, więc organizm będzie potrzebował sporo energii do spalenia.
– Tak jest, kapitanie.
Desjani spojrzała na niego, mrużąc oczy.
– Za pańską niedyspozycję, admirale, możemy zapłacić życiem naszych ludzi i zniszczonymi okrętami.
Nie mógł nie przyznać jej racji, zjadł więc wszystkie batony, dziwiąc się ich naprawdę dobremu smakowi. Potem spróbował się odprężyć, skupiając wzrok na ikonach zbliżających się formacji. Syndycy zwiększyli prędkość do .15 świetlnej, czyli czterdziestu pięciu tysięcy kilometrów na sekundę, ale przy tak wielkiej przestrzeni, jaka dzieliła ich od okrętów Sojuszu, znaczniki na wyświetlaczu zdawały się tkwić wciąż w tym samym punkcie, a kiedy dawał większe zbliżenie, okręty te, z braku punktów odniesienia, nadal sprawiały wrażenie nieruchomych.
Syndycy zbliżali się pod ostrym kątem do wyciągającego z trudem .12 świetlnej pancernika. Jednostka tego typu powinna się poruszać nieco szybciej. Ciekawe, jakich zmian dokonali członkowie rady w konstrukcji tego okrętu. Zapewne poświęcili wiele systemów odpowiadających za parametry walki, aby osiągnąć większy komfort w trakcie lotu.
Musiał, po prostu musiał zapytać o to na głos. Desjani odpowiedziała mu natychmiast:
– To by wiele tłumaczyło. Według naszych odczytów okręt rady jest o wiele cięższy od bliźniaczych jednostek tej klasy, chociaż na pewno nie ma pogrubionego pancerza. Zatem musieli umieścić w jego wnętrzu coś naprawdę ciężkiego.
– Cytadelę?
– O tym samym pomyślałam. Musi mieć ściany z najgęstszego materiału, jaki mogą pozyskać Syndycy, oczywiście poza rozszczepialnymi. Przywódcy Syndykatu pragnęli mieć miejsce, w którym mogliby się schronić w razie bardziej bezpośredniego zagrożenia.
– Idioci – burknął Geary. – Aby się lepiej chronić, spowolnili pancernik do tego stopnia, że nie może ujść prześladowcom.
Spotkanie zespołu uderzeniowego z syndyckimi uciekinierami przebiegło w arcynudnej atmosferze. Obie formacje minęły się, wchodząc w pole wzajemnego rażenia, ale nie oddając ani jednego strzału. Niestety, dwie minuty świetlne za pancernikiem leciała flotylla Shalina.
– A niech to!… – mruknął Geary, zaciskając pięści ze złości. – Syndycy utrzymują prędkość .15 świetlnej.
Desjani rozłożyła ręce.
– Podejdą do pancernika pod kątem, więc ich faktyczna prędkość będzie wynosiła .08 świetlnej, a to wystarczy do porządnego namierzenia celu.
– Ale Duellos będzie musiał rozpaczliwie hamować, aby nie minąć ich ze składową powyżej .3 świetlnej! Przy takim przejściu nie da rady w nic trafić.
Desjani kazała wachtowemu z bojowego wprowadzić dane do systemu. Ten jednak od razu pokręcił głową.
– Nie da się skompensować tak dużych zniekształceń relatywistycznych, admirale. Celność na poziomie pięciu procent, a nawet mniej.
– Zaczęli hamować – zameldowała tymczasem Tania.
Geary zobaczył na swoich wyświetlaczach tę samą informację. Godzinę i pięć minut temu Duellos rozkazał swoim okrętom wykonać zwrot, ustawić się rufą do kierunku lotu i rozpocząć manewr wytracania prędkości. Hamowali z pełną mocą inercyjnych kompensatorów.
– Dobrze to wyliczył – pochwaliła go Desjani. – Zdąży zmniejszyć prędkość do tego stopnia, by wykonać kolejny zwrot i przejście ogniowe z flotyllą.
Geary musiał przyznać, że przeciwnik też nie tracił czasu i ścieśnił już znacząco znajomy prostopadłościenny szyk. DON stworzył z posiadanych jednostek niezbyt gruby mur ustawiony czołem do kierunku lotu. W każdym jego rogu rozmieścił po trzy pancerniki. W samym środku zgromadził szesnaście liniowców, by skompensowały niedobory w opancerzeniu i osłonach zmasowaną siłą ognia. Zadaniem sześćdziesięciu jeden ciężkich krążowników było wzmocnienie i tak potężnej już siły pancerników oraz środka formacji. Pomiędzy tymi skupiskami ciężkich okrętów leciała cała masa lżejszych jednostek eskorty. Przy takim rozłożeniu sił w syndyckim murze nie było słabszych punktów.
– Wygląda na to, że Duellos skręca, by uderzyć w jeden z dolnych narożników formacji.
Desjani potwierdziła skinieniem głowy.
– Pan miał w zwyczaju zaczynać od górnych narożników, więc on, dla zmylenia przeciwnika, uderzy od dołu.
– Miałem w zwyczaju zaczynać od górnych narożników? – Tworzenie i powielanie wzorców prowadziło do niebezpieczeństwa, bowiem wróg mógł wykorzystać wiedzę o nich do przeprowadzenia skutecznego kontrataku.
– Tak. Miałam zamiar porozmawiać z panem o tym.
– Dziękuję. Ale następnym razem proszę tak długo nie zwlekać. – Odpowiedział żartobliwie, chociaż czuł, że mu się żołądek ściska z nerwów. To co zaplanował Duellos, dokonało się już godzinę temu. Nie miał żadnego wpływu na przebieg wydarzeń, które właśnie obserwował. Wiedział o tym, lecz to w niczym nie pomagało. Zwłaszcza że zauważył, iż zespół uderzeniowy zaczyna się dzielić w sposób, jakiego nie ustalił. – Przecież to… „Sprytny”. Gdzie on leci? – Kattnig zrobił to, czego Geary najbardziej się obawiał: zmienił kurs, by uderzyć w samo serce syndyckiej flotylli, wyłamując się z szyku prowadzonego przez Duellosa.