Выбрать главу

Przelatujący przez główne zgrupowanie Syndycy skupili ogień na czterech liniowcach, zakładając, że Geary musi być na pokładzie jednego z nich. Mimo że ogień przeciwnika był już o wiele rzadszy, okręty te także otrzymały wiele trafień. Najgorzej było ze „Śmiałym”, ale i „Nieulękły” dostał za swoje.

– Ilu mamy zabitych? – zapytał Desjani.

Westchnęła głośno.

– Dziesięciu potwierdzonych. Trzech innych do tej pory nie znaleziono. Uszkodzenia powinniśmy naprawić najdalej w ciągu tygodnia. Wtedy też osiągniemy pełną sprawność bojową.

Jeśli pomnożyć te straty przez liczbę okrętów tej floty, cena zwycięstwa znów okaże się bardzo wysoka.

Co ciekawe, w trzeciej formacji najwięcej trafień zaliczył „Niezwyciężony”. Geary słyszał o ludziach, którzy przyciągają problemy jak magnes, a teraz stwierdzał, że w legendzie o fatum ciążącym nad „Niezwyciężonymi” musi kryć się ziarno prawdy. Te okręty dosłownie ściągają na siebie ogień przeciwnika.

Okręty eskorty z formacji Fox Pięć Trzy musiały przejść podobne piekło jak lecące w niej pancerniki.

Właśnie dlatego Geary nie przydzielił do niej niszczycieli i lekkich krążowników. Cztery ciężkie krążowniki: „Menpo”, „Hoplita”, „Bukhtar” i „Squamata” były całkowicie zniszczone albo nie nadawały się już do naprawy. Kolejnych jedenaście miało bardzo poważne uszkodzenia. W pozostałych podformacjach zniszczeniu uległo dwadzieścia niszczycieli i sześć lekkich krążowników. Do tego należało dodać straconego we wcześniejszej potyczce „Stanowczego”.

– Mogło być o wiele gorzej – zauważyła Desjani.

– Zawsze pani tak mówi.

– Bo to święta prawda. Rozgromiliśmy Syndyków w tym starciu w ich własnym Systemie Centralnym. W tym momencie nie dysponują niczym prócz tych ciężkich krążowników i jednostek eskorty, które uciekają z pola bitwy.

Geary rozejrzał się, dostrzegł wymieniających uśmiechy wachtowych i zrozumiał, że wszyscy marynarze i oficerowie tej floty będą pamiętali o stratach poniesionych w pułapce, zanim on objął dowodzenie, i nagły zwrot akcji, po którym dane im będzie świętować zwycięstwo nad odpowiedzialnym za to DONem Syndykatu. Spróbował się otrząsnąć z melancholii, jaką odczuwał na myśl o tych mężczyznach i kobietach, którzy stracili życie, aby umożliwić mu wygranie bitew tutaj i w innych systemach gwiezdnych. Chciał poczuć się równie radośnie jak wszyscy obecni teraz na mostku „Nieulękłego”.

Nie zdołał. Zanim się uspokoił, wokół zapadła grobowa cisza. Usłyszał w niej, jak wachtowy z operacyjnego powtarza:

– Wrota hipernetowe się zapadają.

DZIEWIĘĆ

Geary rzucił okiem w stronę ekranu, na którym ikona oznaczająca wrota hipernetowe mrugała ostrzegawczo czerwienią. Teraz? Cóż to za okrutny żart losu? Czy wszystko ma się skończyć teraz, gdy pokonał wszelkie przeszkody?

– Ile mamy czasu do zakończenia kolapsu?

Brak odpowiedzi. Geary obrócił się i zobaczył, że wywoływany podoficer stoi jak wmurowany i podobnie jak pozostali wachtowi gapi się na wyświetlacze.

Głos Desjani, mocniejszy i ostrzejszy niż zazwyczaj, przeciął ciszę panującą na mostku.

– Admirał zadał pytanie o przewidywany czas kolapsu wrót hipernetowych!

Porucznik powrócił do rzeczywistości.

– Przepraszam, kapitanie. Piętnaście minut, sir.

– Piętnaście minut? – powtórzył zaskoczony Geary.

– Tak, sir. Tylko tyle. Wrota zapadają się z ogromną szybkością.

Admirał przymknął oczy, zaczerpnął tchu i spojrzał ponownie na wyświetlacze.

– W tym czasie nie zdążymy sformować szyku ochronnego.

– Nie zdążymy, sir – przyznała Desjani już znacznie ciszej.

Geary sięgnął do klawiatury komunikatora.

– Do wszystkich jednostek Sojuszu, mówi admirał Geary. Jak zapewne już wiecie, wrota hipernetowe zaczęły się zapadać. Zostaliśmy poinformowani, że aparatura umożliwiająca zwiększenie mocy implozji została wyłączona, ale nie mamy potwierdzenia, że uczyniono to naprawdę. Nie wiemy też, czy system zabezpieczeń jest sprawny. W związku z tym nie potrafimy ocenić mocy fali uderzeniowej. Ustawcie się natychmiast prostopadle do wrót i wzmocnijcie do maksimum tarcze dziobowe. – Powinien powiedzieć coś jeszcze, jeśli to miała być jego ostatnia wiadomość. – Jeśli dojdzie do najgorszego, resztki sił Syndykatu oraz jego rząd zginą razem z nami. Nasze poświęcenie nie pójdzie na marne, a nasze dzieci będą mogły żyć w pokoju.

Rione wpadła na mostek i zanim usiadła, wbiła spojrzenie w ekrany wyświetlaczy przy fotelu obserwatora. Wzrok miała jednak nieobecny. Geary się zastanowił, co może widzieć oczami wyobraźni.

– Jak przebiegały negocjacje? – zapytał, dziwiąc się, że zdołał zawrzeć w tym zdaniu więcej sarkazmu niż goryczy.

Rione pokręciła szybko głową i skupiła wzrok na admirale.

– Syndycy byli równie zszokowani jak my. Gdy wychodziłam, darli się, że to nie oni, że nikt nie wysłał rozkazu zniszczenia wrót, i zapewniali, że algorytm zagłady na pewno został wyłączony.

Co miał na to powiedzieć?

– Dziękuję.

– Pięć minut do kolapsu – zameldował zduszonym głosem wachtowy z operacyjnego.

– Tarcze czołowe ustawione na maksimum – dodał podoficer obsługujący systemy bojowe.

– Doskonale. – Desjani masowała czoło czubkami palców jednej dłoni, starając się zasłonić twarz. Rzuciła spojrzenie na Geary’ego i posłała mu pełen zadumy uśmiech. – Jeśli ma się wydarzyć najgorsze, chciałabym, żeby pan wiedział, że bardzo się cieszę, iż mogłam pana poznać.

– Ja także się z tego cieszę.

Mieli jeszcze kilka minut życia przed sobą, a nie mogli sobie nawet uścisnąć dłoni. Skoro zdołali obronić honor do tego momentu, mogą umrzeć godnie, jeśli tego właśnie chce los.

Wrota hipernetowe zapadły się już ponad siedem godzin temu. W tym momencie światło przyniosło obraz tej katastrofy, a zaraz za nim powinna dotrzeć fala uderzeniowa. Geary obserwował wyświetlacz, myśląc o tym, że wszystko, co znajdowało się bliżej wrót, w tej chwili już nie istnieje.

– Jedna minuta. – Wachtowemu załamał się głos.

– Dobrze – odparła Desjani z pełnym spokojem, choć znowu głośniej. – Stawimy temu czoło jak każdemu innemu zagrożeniu, z którym „Nieulękły” miał do czynienia, z honorem i odwagą.

Chór potwierdzeń dobiegł z kolejnych stanowisk. Uśmiechnęła się do Geary’ego raz jeszcze. Skinął jej głową. Rione znów zapatrzyła się w przestrzeń.

– Trzydzieści sekund do przewidywanego nadejścia fali uderzeniowej… Dziesięć sekund… pięć sekund, cztery, trzy, dwie, jedna…

Nadszedł ten moment i minął zupełnie jak na Lakocie.

– Poruczniku, proszę o szacunkową ocenę sytuacji – rozkazała Desjani.

– Tak, kapitanie! Ja… – Wachtowy z operacyjnego pochylił się nad ekranami. – Wydaje mi się, że fala już przeszła. Tak. Sekundę po szacowanym czasie. Energia implozji była tak niewielka, że nasze przyrządy z trudem ją zarejestrowały. Mamy czysty obraz miejsca, w którym były wrota, i przestrzeni między nami. Wrót już nie ma, ale poza tym wszystko jest w najlepszym porządku.

– A niech mnie!… – Zaszokowana Desjani spojrzała na Geary’ego. – Ci DONowie mówili prawdę.

Ależ był szczęśliwy, gdy kiwał głową w odpowiedzi!