Obraz zniknął, zastąpił go widok dokumentu tekstowego, na którym spisano żądania obcej rasy i termin upływu ultimatum. Do wyznaczonego czasu pozostało zaledwie trzy tygodnie.
Rione przerwała ciszę, jaka zapadła po wyemitowaniu wiadomości z Midway.
– Mamy do czynienia z kolejną sytuacją, której się obawialiśmy. Obcy zamierzają przejąć część terytorium Światów Syndykatu, wykorzystując osłabienie tutejszych władz.
– Zamierzają przejąć terytoria należące do człowieka – poprawił ją Sakai. – Część ludzkości popadła w tarapaty, ale Obcy zapłacą ogromną cenę za wszystko, co teraz odbiorą Syndykom, kiedy się zjednoczymy przeciw nim.
– Tę granicę dzieli od Sojuszu spora odległość – burknęła Costa.
– To zależy, jak mierzyć – wtrąciła Rione. – W latach świetlnych? Tak. W skokach? To nadal sporo. Ale przez hipernet? Tylko cztery tygodnie lotu.
– Czyli całkiem blisko – zgodził się Sakai.
Costa zachmurzyła się jeszcze bardziej.
– Wielka Rada rozpatrzy sytuację i zadecyduje, co robić.
– Nie ma na to czasu – upierał się Sakai. – Termin ultimatum upłynie, zanim zdążymy wrócić na nasze terytorium.
– W takim razie tym gorzej dla Syndyków. Wielka Rada…
– …udzieliła admirałowi Geary’emu pełnomocnictw do działania w obliczu zagrożenia ze strony obcych istot rozumnych – przerwała jej Rione. – Możemy służyć mu radą, ale to on będzie decydował o naszych działaniach zgodnie z prerogatywami udzielonymi mu przez radę.
I znów wszyscy spoglądali na niego. Geary zatęsknił do dawnych dobrych czasów, kiedy sam był najzwyklejszym w świecie oficerem i mógł patrzeć spokojnie na innych, bo to oni musieli decydować, co zrobić w danej sytuacji. Niestety, od czasu niespodziewanego ataku na Grendela, kiedy to narodziła się jego legenda, wszyscy wciąż kierowali wzrok na niego, do czego, ku swojemu największemu zdziwieniu, nie potrafił przywyknąć.
Mógł się domyślić, że Obcy wykonają w tym momencie jakiś ruch. A teraz miał do czynienia z konkretnym zagrożeniem, miał też flotę, która wygrała jedną wojnę tylko po to, aby się dowiedzieć, że czeka ją starcie z kolejnym wrogiem, kto wie, czy nie groźniejszym.
W tej sali był jednak ktoś, kogo Geary musiał o coś zapytać. Odwrócił się więc do Boyensa.
– Dlaczego tam? Dlaczego ten właśnie system? Dlaczego Obcy chcą go dostać w pierwszej kolejności?
– Ze względu na położenie. – Boyens wywołał hologram sektora syndyckiej przestrzeni i wskazał palcem gwiazdę przy granicy z terytorium Obcych. – System Midway otrzymał taką nazwę, ponieważ znajduje się w połowie drogi pomiędzy wieloma gwiazdami. Można z niego wykonać skok aż do ośmiu sąsiednich układów planetarnych. To doskonały punkt tranzytowy.
Geary zacisnął mocno zęby, gdy przyjrzał się bliżej mapie sektora.
– Z tego powodu jest najistotniejszym punktem obrony tamtejszego sektora. Jeśli Obcy go zajmą, mogą zagrozić uderzeniem na osiem kolejnych systemów i wymuszą ich ewakuację. Tym sposobem padnie cała linia obrony granicy.
– Jeden z tych ośmiu systemów już jest w ich rękach, ale to było nieuniknione. Mamy do obrony zbyt wiele systemów położonych w zasięgu jednego skoku. Musimy się wycofać stamtąd i stworzyć nową linię obrony, opierając ją na systemach, z których nie ma aż tak wielu połączeń.
– My? – zapytała ostro senator Costa.
Boyens natychmiast się spłonił.
– Miałem na myśli nas, Światy Syndykatu.
– Nie ma już żadnych Światów Syndykatu.
– To jeszcze nie takie pewne, zwłaszcza na terenach przygranicznych. Jeśli będzie trzeba, utworzymy nowe stowarzyszenie systemów gwiezdnych. Nie możemy pozwolić, aby chaos zapanował w tym regionie. Pojedyncze systemy nie są na tyle bogate, by się obronić.
– Tym razem „my” to ludność zamieszkująca tamte systemy gwiezdne – rzuciła Rione.
– Zgadza się. – Boyens zapatrzył się w hologram. – A w każdym razie ta część, która przetrwa obecne zamieszanie. Posłuchajcie, wiem, co myślicie o nas jako narodzie i o mnie w szczególności, ale tam jest nasz wspólny wróg, a to chyba powód, żeby zjednoczyć siły.
– A dlaczego oni zostali waszymi wrogami? – zapytał Sakai. – W jaki sposób Światy Syndykatu podeszły do nowo odkrytej rasy?
– Nie znam szczegółów tamtych wydarzeń – zapierał się Boyens. – Przecież pierwsze kontakty miały miejsce ponad sto lat temu. Wiem tylko, że chcieliśmy poznać ich sekrety, ale do tej pory nam się to nie udało.
– Sprowokowaliście ich – przycisnęła go Costa. – A teraz chcecie, żebyśmy was ratowali przed losem, który sami sobie zgotowaliście.
– Ja naprawdę nie wiem, co się wtedy działo! Ale jakie to ma teraz znaczenie? Cokolwiek się wydarzyło, to już historia. Stało się, koniec, kropka. Dzisiaj miliony niewinnych ludzi mogą ucierpieć, jeśli im nie pomożecie.
Rione muskała przez moment palcami klawisze komunikatora, a gdy skończyła pisać, spojrzała na Boyensa.
– Z tego co widzę, jeśli zostaniecie wyparci z tego systemu, będziecie musieli opuścić także ze dwadzieścia innych, żeby utworzyć jakąś sensowną linię obrony.
DON przyjrzał się mapie i skinął głową.
– Mniej więcej. Trzeba będzie przesiedlić kilka miliardów ludzi.
– Macie wystarczająco dużo statków?
– Na pograniczu? Nie. Na całym terytorium Światów Syndykatu? Nie wiem, chociaż wątpię, aby ich tyle było. Ale i tak nie moglibyśmy z nich teraz skorzystać.
– Co się stało z ludźmi pozostawionymi na planetach, które zajęli Obcy?
– Nie mam pojęcia. Nikt tego nie wie. Nigdy więcej nie mieliśmy z nimi kontaktu. Nie przesłali żadnej wiadomości. A wszystko co wysyłaliśmy na drugą stronę, także znikało bez śladu.
Przez dłuższą chwilę nikt się odzywał, dopiero Rione przerwała ciszę, zwracając się do Geary’ego:
– Mamy jakiś wybór?
– A co pani myśli o tym ultimatum? – odpowiedział pytaniem na pytanie. – Czy tamten DON określił je tak samo?
– Tak. Jest jasne, zwięzłe i jednoznaczne. Nie sposób wywnioskować z jego treści, jaki jest tok myślenia Obcych. Mogło zostać napisane przez człowieka.
– Mogło. Przecież Syndycy nie mają pojęcia, co się stało z całą masą ich obywateli.
Sakai zapatrzył się na treść pisma.
– Więźniowie? Niewolnicy? Słudzy? Goście? Pupile? Gdybyśmy tylko wiedzieli, jak wygląda prawda.
– Pominął pan słowo „trupy” – zauważyła Rione obojętnym tonem. – Musimy znaleźć odpowiedź na to pytanie. W jakikolwiek sposób. Bez tego nie będziemy wiedzieli, czy nasze pokojowe współistnienie jest możliwe.
– Pokojowe? – prychnęła Costa. – Bez względu na to, kim są, pokój nie wchodzi w grę. Widziała pani, co zrobili z Kalixą! Są tacy nieludzcy!
Rione wytrzymała jej spojrzenie i odpowiedziała podobnym.