– Każdą wojnę można zakończyć, senatorze – rzucił Geary, zanim opuścił salę.
Piętnaście minut później w towarzystwie Desjani siedział na sali odpraw naprzeciw hologramów kapitanów Duellosa i Tuleva. Zaczął od poinformowania ich o treści zawartego traktatu, lecz zaraz zamilkł, widząc reakcję całej trójki.
Duellos przymknął na moment oczy.
– Nie wierzyłem, że dożyję tego dnia.
– Długo to trwało – mruknął Tulev. – Zbyt długo, ale wreszcie się skończyło. Czarownica zaśpiewa.
– Słucham? – zdziwił się Geary. – Jaka znowu czarownica?
– Czarownica może zaśpiewać – powtórzyła Desjani, mrugając oczyma, jakby starała się powstrzymać łzy. – To znaczy: już po wszystkim.
– Nie, nie. Prawidłowo mówi się: „Czarownica nie żyje”, albo: „Nic się nie skończy, dopóki gruba baba nie zaśpiewa”.
Duellos otworzył oczy i spojrzał sceptycznie na Geary’ego.
– Gruba baba?
– Tak.
– Jaka znowu gruba baba?
– Pojęcia nie mam. Tak się mówi.
– A czarownica? – zapytała Desjani. – Dlaczego nie żyje?
– Tego też nie wiem. Sto lat temu to były dwa różne powiedzenia, które wy połączyliście w jedno z nieznanych mi powodów.
– Może żyła kiedyś jakaś gruba czarownica, która bardzo lubiła śpiewać? – zasugerował Roberto i roześmiał się. Desjani poszła za jego przykładem. Nawet Tulev rozpogodził się nieco.
A Geary w końcu zrozumiał. Zachłysnęli się radością, gdy dotarło do nich, że wojna się skończyła. Senatorowie Sojuszu wydawali się przytłoczeni tym faktem, ponieważ wiedzieli o wynikających stąd problemach. Dla nich wojna była czymś bardzo odległym i nierealnym. Oficerowie floty, w odróżnieniu od polityków, dzień w dzień stykali się ze śmiercią i zniszczeniem.
Teraz musiał ich poinformować o tym, że chociaż wojna dobiegła końca, całkowity pokój wydaje się wciąż odległy. Musiał mieć w tym momencie nieciekawą minę. Desjani natychmiast spoważniała na jej widok.
– O co chodzi? O Obcych?
– Tak. Wszystko wskazuje na to, że musimy lecieć do podzielonego sektora, w którym się znajdują. Zamieszkujący go ludzie mają ostatnio sporo problemów, a Obcy postanowili to wykorzystać. – Radość znikała z twarzy słuchaczy, w miarę jak wypowiadał kolejne słowa. Teraz skupiali się na dokładnej ocenie informacji, które im podawał. – Kapitanie Tulev, chciałbym usłyszeć, co pan o tym myśli, ale tak szczerze.
Zapytany spojrzał w jego kierunku jak zwykle z niewzruszonym spokojem. Trudno byłoby odgadnąć, patrząc na niego, że kilka dekad temu podczas bombardowania rodzinnej planety stracił wszystko: dom, rodzinę, znajomych.
– Pyta mnie pan o to, czy pomógłbym ludziom, którzy uczynili nam tak wiele zła? – Zamarł na dłuższą chwilę w bezruchu, a potem westchnął ciężko. – Moi przodkowie poprosili mnie dawno temu, bym strzegł naszych obywateli przed Syndykami, ale bym umiał też przebaczać, bowiem nienawiść może odebrać mi duszę tak samo skutecznie, jak wojna odebrała mi wszystko, co kochałem.
– Taniu?
– Słucham? – zapytała. Wyglądała na rozeźloną.
– Potrzebuję twojej rady. Chcę wiedzieć, co ty o tym wszystkim myślisz.
– Myślę, że coś tu nie gra, sir. – Desjani pochyliła się, dysząc z irytacji. – Nie potrafię znaleźć błędu w analizie. Tu chodzi o co najmniej dwadzieścia systemów gwiezdnych. To sporo, zważywszy, że część z nich to główne centra cywilizacyjne. Chciałabym się dowiedzieć nieco więcej na temat tej obcej rasy. Jak to możliwe, że Syndycy, mając z nią kontakt od ponad stu lat, nadal nie potrafią powiedzieć nic konkretnego?
– Dobrze byłoby wiedzieć, jaką bronią Obcy dysponują – przyznał Geary. – Albo poznać szczegóły budowy ich okrętów.
– Obawiam się, że bardzo nas zaboli, kiedy się tego dowiemy. – Spojrzała na niego gniewnie. – Ale alternatywą jest oddanie bliżej nam nieznanej rasie sporej części terytoriów należących do ludzkości.
– Tak. – Geary skupił wzrok na wiszącym nad stołem holograficznym wyobrażeniu systemu Midway. – Jak waszym zdaniem zareaguje na to reszta floty?
– To będzie zależało od tego, co pan powie. Zaznaczenie, że lecimy na pomoc Syndykom, może wywołać negatywne reakcje.
– A jak flota zareaguje na obronę ludzkości?
Desjani się skrzywiła.
– Już lepiej, ale w tym wypadku ludzkość równa się Światy Syndykatu. I wracamy do punktu wyjścia. Ochrona, obrona, jakkolwiek patrzeć, te same działania pasywne. A my jesteśmy stworzeni do atakowania.
Skinął głową.
– Zatem lecimy skopać tyłki Obcym?
Nagle uśmiechnęła się szeroko.
– Obcym, którzy zadarli z ludzkością. Musi pan przedstawić dowódcom dowody, że ci Obcy, Enigmowie czy jak ich tam zwać, stali za atakami na Sojusz. I za wysadzeniem tutejszych wrót hipernetowych. – Znów spoważniała. – Jeśli jednak ludzie pomyślą, że to początek kolejnej niekończącej się wojny, mogą nie podejść do tego zbyt entuzjastycznie.
Duellos przestudiował tekst ultimatum.
– Kimkolwiek są, potrafili pojąć zawiłości języka prawnego, jakiego używamy. Ten dokument niczym się nie różni od setek oficjalnych pism urzędowych, z jakimi wcześniej miałem do czynienia.
– Politycy także to zauważyli – poinformował go Geary.
– Może schwytali kilku naszych prawników – zasugerowała Desjani.
– Nic dziwnego, że chcą nas zniszczyć – poparł ją Duellos. – Co my byśmy zrobili, gdyby obcy prawnicy zaczęli nas gnębić?
– Myślę, że oni już tu są. Może nawet wszyscy nasi prawnicy są Obcymi?
– Znam kilku takich, którzy mogą być przedstawicielami innej rasy.
Desjani prychnęła, potem pokręciła głową.
– Pyta pan, admirale, czy będziemy chcieli walczyć z tymi istotami, ale przecież my już mieliśmy z nimi do czynienia. Sporo nas kosztowali na Lakocie, jak pan pamięta.
– Tak… – Nigdy nie zapomni widoku „Niestrudzonego”, „Nieposłusznego” i „Najśmielszego”, których załogi poświęciły życie, aby uratować resztę floty. – Wydaje mi się, że jesteśmy to winni tym wszystkim, którzy stracili przez Obcych życie. To kolejny powód, by tam lecieć.
Duellos przytaknął.
– Więcej nawet. Z tego co pan mówił, ten Boyens jest człowiekiem, na którym nie można polegać.
– Z grubsza mógłbym go porównać do naszych polityków.
– A to z pewnością nie jest pochwała – mruknęła Desjani.
– W każdym razie – kontynuował tymczasem Duellos – gdybyśmy zdołali ocalić syndycką granicę i pomogli tamtejszym systemom utworzyć związek niezależny od nowych władz Światów Syndykatu, zdobylibyśmy konkretnego sojusznika. Może niezbyt potężnego, ale i tak lepszego niż masa pojedynczych, niezależnych systemów nadgranicznych.
– Mając władzę nad tymi terenami, mogliby wyrazić zgodę na naszą obecność w regionie – poparł go Tulev. – A to byłoby znaczącym osiągnięciem dla obrony terytorium Sojuszu w dalszej przyszłości. Musimy mieć możliwość bezpośredniego dostępu do Obcych.
– Oni nie kontaktują się bezpośrednio z ludźmi – burknęła Desjani.
– Może uda nam się zmienić ten ich nawyk – stwierdził Geary. – Czy mogę uważać, że osiągnęliśmy jednomyślność w tej sprawie? – Duellos i Tulev skinęli głowami, Desjani także to zrobiła po chwili, ze zrezygnowaną miną. – Dziękuję. Może być ciekawie, kiedy przedstawię ten problem podczas najbliższej odprawy. Nadal nie wiem, jak ludzie przyjmą te informacje.