Выбрать главу

– Jest pan straszliwie uparty. I szalony. Ale komu ja to mówię!… – Ruszyła w stronę wyjścia, lecz zaraz obejrzała się przez ramię. Na jej ustach pojawił się ironiczny uśmieszek. – Proszę zrobić mi tę przysługę i wyglądać na szczęśliwego.

– Tak jest, kapitanie.

– Byle nie na zbyt szczęśliwego.

Wszyscy od razu by wiedzieli, co zaszło między nim a Desjani, gdyby nagle zaczął tryskać radością.

– Oczywiście, kapitanie.

– I proszę przestać zwracać się do mnie per „kapitanie”.

– Dobrze, Taniu.

Rzuciła poirytowane spojrzenie w jego kierunku, potem pokręciła głową, nie potrafiąc powstrzymać uśmiechu, i opuściła salę odpraw.

DZIESIĘĆ

Na sali odpraw panowała lekka atmosfera. Było znacznie spokojniej; niż Geary się spodziewał. Ale czy powinien się dziwić, że ci ludzie są tacy odprężeni i spokojni? Przecież wieści już się rozeszły i na każdym okręcie znano treść podpisanych porozumień.

A teraz miał ich powiadomić, że to jeszcze nie koniec roboty. Kiedy wstał, wszystkie rozradowane twarze obróciły się w jego stronę. Widział, jak uśmiechy rzedną na twarzach, gdy kolejni dowódcy zauważali jego ponurą minę.

– Domyślam się, że wszyscy już słyszeliście informację o tym, iż nowi przywódcy Światów Syndykatu zgodzili się na natychmiastowe zakończenie działań wojennych. Ustalono także wszystkie procedury kontrolne. Uzyskaliśmy też obietnicę wydania wszystkich jeńców wojennych oraz list osób, które zmarły bądź zostały zabite w niewoli.

Na twarzach zasiadających przed nim kobiet i mężczyzn widział falę radości pomieszanej z melancholią. Ci, którzy polegli w walce, nigdy nie powrócą, ale żywi nie muszą się już obawiać śmierci w kolejnych bitwach. Ci, których uważano za straconych na zawsze, będą mogli opuścić syndyckie obozy pracy, lecz wielu z pewnością nie doczekało spóźnionego wyzwolenia i zmarło z głodu albo wycieńczenia. Wielu radujących się oficerów wspominało o śpiewającej czarownicy, słyszał to wyraźnie mimo głośnego gwaru.

– To była dobra wiadomość – ciągnął Geary nieco ostrzejszym tonem. Mówił tak, jak się czuł, a był wściekły na to, że koniec wojny nie oznacza końca walk. – Zła natomiast jest taka, że Światy Syndykatu się rozpadają. Będziemy mieli do czynienia z długotrwałymi problemami związków, które je zastąpią. Niewykluczone, że część z nich trzeba będzie przymusić do przestrzegania ustaleń traktatu.

Komandor Landis z „Walecznego” wpadł mu w słowo.

– Ale mówimy tutaj o działaniach nie mających porównania z dotychczasową wojną, sir?

– Można tak powiedzieć – przyznał Geary. – Tych działań jednak może być tak wiele, że dla osób biorących w nich udział różnica nie będzie aż tak bardzo zauważalna.

– Pilnowanie gnijącego trupa Światów Syndykatu – burknął Armus.

Komandor Neeson pokręcił głową.

– Nawet to gnijące ciało może jeszcze drgnąć na tyle mocno, że da nam się we znaki. To istna wylęgarnia robactwa, ale wiedziałem, że tak się to skończy. Syndycy utrzymywali spokój w swoich systemach gwiezdnych za pomocą okrętów wojennych, a musieliśmy je zniszczyć, żeby wygrać.

– Gdyby Syndycy mieli wystarczająco rozumu we łbach, już dawno by sobie odpuścili tę wojnę i uniknęli takich problemów. – Badaya prychnął pogardliwie. – Ale skoro woleli się napinać do samego końca, niech teraz spijają piwo, którego sobie nawarzyli.

– Mówisz o takich systemach jak Heradao? – zapytał kapitan Vitali ze „Śmiałego”. – Jego mieszkańcy zapłacili wysoką cenę za udział w tej wojnie.

– A co to kogo obchodzi? – zbył go Badaya. – To my wygraliśmy. Zagrożenia militarne ze strony tych systemów będą minimalne.

– Z wyjątkiem jednego – poprawił go Geary. Zauważył zdziwienie na wielu twarzach, gdy wywołał hologram przedstawiający systemy graniczące z terytorium Obcych. – Syndycy przyznali się, że po drugiej stronie ich terytoriów, za tą granicą, żyje nieznana nam inteligentna obca rasa.

Na kilka chwil zapadła tak kompletna cisza, że Geary zaczął się obawiać, czy nagle nie ogłuchł.

– Jak oni wyglądają? – zapytał kapitan Duellos takim tonem, jakby on także dowiedział się tego w tym momencie.

– Syndycy nie wiedzą. Obcy potrafili ukryć przed nimi swoją tożsamość. Pilnują się do tego stopnia, że w ciągu minionych stu lat Syndykom nie udało się dowiedzieć niczego konkretnego o rasie zwanej przez nich Enigmami.

Generał Carabali westchnęła ciężko.

– Niech zgadnę. Są do nas wrogo nastawieni.

– Na to wygląda, aczkolwiek nie wiemy jak bardzo.

Badaya zebrał się w końcu na tyle, że odzyskał zdolność mówienia.

– Czy Syndycy przedstawili jakieś dowody na istnienie Obcych?

– Przedstawię je w odpowiednim czasie, ale jeden z nich sami znaleźliśmy. Pamiętacie zapewne o znalezieniu w naszych systemach operacyjnych wirusów kwantowych? Okazało się, że nie dysponujemy technologią potrzebną do ich stworzenia. Dzisiaj wiemy już, że Syndycy także jej nie posiadali. Odkryliśmy też, że nasi wrogowie nie zdawali sobie sprawy z zainfekowania ich oprogramowania. Generał Carabali może poświadczyć, że znaleźliśmy ślady tych wirusów w systemach operacyjnych syndyckich pancerników uszkodzonych podczas ostatniej bitwy. Nie mam wątpliwości, że są one dziełem obcej rasy. Zainstalowano je w naszych systemach, by te istoty mogły śledzić każdy nasz ruch.

– Czy oni są nam wrodzy, czy tylko nas monitorują?

– Są wrogo nastawieni. Potrafią doprowadzić do zdalnego kolapsu wrót hipernetowych. To właśnie wydarzyło się na Kaliksie, a potem w tym systemie.

– Chcieli nas unicestwić? – zapytał Neeson.

– Na to wygląda. Pozwólcie, że przekażę wam wszystko, czego udało nam się dowiedzieć na temat tej rasy i sytuacji, jaka panuje w systemach granicznych.

Wyłuszczył im wszystko, prezentując dowody, pokazując nagranie z prośbą o pomoc i referując, jak niewiele można powiedzieć o potencjale militarnym Enigmów. Gdy skończył, nikt nie ważył się odezwać jeszcze przez dłuższą chwilę.

W końcu głos zabrał dowódca „Smoka”.

– Czy my tu mówimy o zawarciu sojuszu z Syndykami przeciw tym obcym istotom?

– Nie. – Geary zauważył, że to krótkie oświadczenie uspokoiło wielu uczestników odprawy. – Nikt im nie obiecał, że będziemy bronić ich terytoriów. Takie porozumienie pozwalałoby im na kolejne kombinacje. – Wielu oficerów pokiwało głowami po tych słowach. Nikt dzisiaj nie ufał Syndykom. – Ale powstrzymanie tej inwazji to zupełnie inna sprawa. Nie wiemy, jakie cele przyświecają Obcym. Nie wiemy też, jak wielkie terytorium zechcą zagarnąć, jeśli padnie dotychczasowa granica ze Światami Syndykatu.

– Nie mówi pan chyba o realnym zagrożeniu dla Sojuszu? Oni są zbyt daleko od nas.

– Granicę Sojuszu dzielą od wspomnianych systemów tylko cztery tygodnie lotu hipernetem – wtrąciła Desjani.

– Czy oni korzystają z hipernetu? – zapytał kapitan „Gniewa”.

– To możliwe – odparł Geary. – Mamy powody, by przypuszczać, że to właśnie oni podrzucili skrycie technologię potrzebną do stworzenia wrót zarówno naszym, jak i syndyckim naukowcom.

Znów wszyscy utkwili w nim spojrzenia. Komandor Neeson odezwał się cicho, jakby mówił do siebie:

– To by tłumaczyło… Tak wielu rzeczy dotyczących tej technologii jeszcze nie rozumiemy do końca… Czy te wirusy kwantowe mogły trafić do naszych systemów z kluczy hipernetowych?