– Na to wygląda.
– Ale dlaczego? – zapytał Badaya, mrużąc niebezpiecznie oczy. – Dali obu stronom konfliktu tę samą technologię? Co chcieli tym sposobem osiągnąć?
Duellos zapatrzył się gdzieś w przestrzeń.
– Hipernet przyspieszył wzrost gospodarczy Sojuszu i Światów Syndykatu w chwili, gdy obie strony nie nadążały już z finansowaniem wojny. Poza tym ułatwił w znacznym stopniu samą walkę, poprawiając logistykę i umożliwiając szybsze przerzuty i koncentrację sił.
– Chcieli, abyśmy nie przestawali walczyć? – Badaya odchylił się w fotelu. Twarz mu poczerwieniała, lecz gniew nie wziął góry nad rozsądkiem. – Chcieli nas osłabić. I to obie strony. Abyśmy nie mogli im się potem przeciwstawić.
– Tak to mogło wyglądać – przyznał Geary. – Zamierzam uświadomić Obcym, że takie mieszanie się w nasze sprawy jest niedopuszczalne, a wewnętrzny konflikt nie przeszkodzi nam we wspólnym odparciu inwazji z zewnątrz.
– A to oznacza kolejną bitwę – wtrąciła Jane Geary. – Walkę z wrogiem, którego sił i liczebności nie znamy, podobnie jak uzbrojenia czy systemów obrony.
– Zgadza się. Ale jeśli nie ruszymy do walki teraz, zmuszą nas do tego za jakiś czas, gdy będziemy jeszcze słabsi, a oni silniejsi. Mamy szanse na narysowanie linii biegnącej wzdłuż tej granicy i uświadomienie im, że nie zmuszą ludzkości do ustępstw.
To do nich dotarło. Widział, jak się spinali, gdy usłyszeli, że ktoś chce ich zmusić do odwrotu. Wierzyli wciąż, że nie uciekli przed Syndykami. Nie zaakceptowaliby więc myśli o tym, że ktokolwiek inny mógłby ich do tego zmusić.
– Powiedział pan, że oni wcześniej zajęli jakieś systemy należące do Syndyków – zauważył kapitan Parr z „Niesamowitego”. – Czy na tamtejszych planetach zostali jacyś ludzie? Czy wiemy, co się z nimi stało?
– Nie wiemy. Z terenów zajętych przez Obcych nie dotarła nigdy żadna wiadomość. – Widział, że to ich zaniepokoiło. I nie chodziło tutaj wyłącznie o historyjki o Obcych, którzy tylko czyhają, aby zniewolić albo zniszczyć ludzkość. Takie opowieści krążyły od tysiącleci, a ostatnio, gdy podbito sporą część galaktyki, nie natrafiając na żadne ślady inteligentnego życia, coraz częściej były odkładane między bajki. Nie, pomyślał Geary, tutaj chodziło o rzucenie ludzi na pastwę losu. Flota nigdy nie pozostawiła nikogo, jeśli nie była do tego zmuszona. A jeśli dochodziło do tak przykrych zdarzeń, przysięgano, że okręty wrócą, by ratować towarzyszy broni. W praktyce rzadko udawało się dotrzymać słowa, co jednak nie znaczyło, że ci ludzie byli pozbawieni serca.
Badaya zapatrzył się na holograficzną mapę sektora.
– To Syndycy, ale także ludzie, którzy może nie zechcą dłużej należeć do Światów Syndykatu. Mogli już wystrzelać albo wywieszać starych DONów i ustanowić nowe władze, z którymi będziemy mogli się dogadać. Niektóre z tych systemów trzeba będzie ewakuować, a Syndycy nie dysponują wystarczającą liczbą jednostek, by to zrobić.
– Nie dysponują – przyznał Geary. – Mają za mało statków i jeszcze mniej czasu. Wiecie, jak trudno ewakuować pojedynczy system, nawet przy wykorzystaniu wszystkich sił i środków, jakimi dysponuje Sojusz. Miliony ludzi pozostaną na tamtejszych planetach.
– Musimy tam lecieć i powstrzymać Obcych! Może i dali sobie radę z Syndykami, ale zobaczą, że flota Sojuszu atakująca z pełną mocą jest nie do powstrzymania. Nawet przez nich!
Spontaniczny ryk aprobaty wypełnił salę po tych słowach Badai.
Gdy odprawa dobiegła końca, Geary pozostał na swoim miejscu, stojąc i zastanawiając się, jak długo jeszcze ci ludzie będą czuli entuzjazm na myśl o nowej kampanii i jeszcze gorszym wrogu.
Duellos także został, kręcił teraz głową, uśmiechając się krzywo.
– Zdaniem kapitana Badai flota jest jak młot. Największy młot, jaki ktokolwiek zdołał stworzyć. I dopóki każdy problem będzie mu się kojarzył z gwoździami, mamy jak w banku, że zażąda jego natychmiastowego użycia.
– Tak – przyznał Geary. – Badaya był przyczyną wielu bólów głowy, które nękały mnie w przeszłości, ale muszę przyznać, że jego bezpośredniość czasami się przydaje. – Zdanie to zabrzmiało dziwnie podobnie do tego, co zwykła mówić Rione.
Desjani roześmiała się niespodziewanie. Widząc zdziwione spojrzenia Geary’ego i Duellosa, wskazała na mapę pogranicza.
– Przywódczyni z Midway czeka na przybycie odsieczy. W każdej chwili spodziewa się przylotu Obcych, ale zamiast spodziewanej syndyckiej flotylli zobaczy, że z wrót hipernetowych wynurzają się okręty Sojuszu. Możecie to sobie wyobrazić? Z wrażenia podskoczy tak wysoko, że gotowa dolecieć do próżni.
Przeprowadzenie koniecznych napraw zajęło im kilka dni. W lepszych czasach Geary odesłałby najmocniej uszkodzone jednostki do domu, lecz mimo że produkcja kopii syndyckich kluczy hipernetowych została już rozpoczęta, do chwili wylotu floty na Varandalu nie było jeszcze gotowych egzemplarzy. Tylko „Nieulękły” mógł poprowadzić otaczające go jednostki przez hipernet, dlatego uszkodzone okręty musiały pozostać z flotą i przydzielono je do osłony eskadry pomocniczej. Kapitan Smyth rozdysponował świeżo wyprodukowane ogniwa paliwowe, rakiety i kartacze. Części zapasowe i narzędzia także płynęły szerokim strumieniem na pokłady najbardziej potrzebujących okrętów.
Do wyboru mieli skok na Mandalona albo Zevosa. Wybrali to drugie rozwiązanie, ponieważ ten system także miał wrota hipernetowe. Mimo że Światy Syndykatu i Sojusz nie były już w stanie wojny, Geary wciąż czuł się jak okupant, gdy prowadził swoją flotę do punktu skoku, wiedząc, że wszyscy mieszkańcy tych terytoriów będą spoglądali na okręty Sojuszu ze strachem i nieufnością.
Jeśli Desjani była poruszona nieufnym podejściem Syndyków, nie okazywała tego ani miną, ani zachowaniem.
– Wracamy na Zevosa przez punkt skoku, a potem lecimy hipernetem prosto na Midway. Jeśli wierzyć danym dostarczonym przez nową Egzekutywę, powinniśmy dotrzeć na miejsce na dobę przed upływem terminu ultimatum.
– Wątpię, aby Syndycy mieli nam to za złe.
– Oby tak było.
Połączył się z Carabali.
– Generale, chciałem się tylko upewnić, że pani ludzie odesłali już wszystkich jeńców podjętych z uszkodzonych pancerników.
– Wszyscy nasi goście trafili do wyremontowanych kapsuł ratunkowych i zostali wystrzeleni w kierunku planet – poinformowała go Carabali. – Z danych systemowych wynika, że jest jeszcze jeden Syndyk na pokładzie „Nieulękłego”, ale on ponoć jest traktowany na specjalnych zasadach.
– Zgadza się, generale. Zabieramy DONa Boyensa do domu.
– A co z naszymi jeńcami wojennymi, admirale? – zapytała Carabali. – Oni także chcieliby wrócić do domów.
– Nie chciałem ich zabierać teraz – wyjaśnił Geary. – Nie dość, że zrobiłby się tłok na pokładzie, to jeszcze zabralibyśmy świeżo uwolnionych ludzi na kolejną bitwę, bo może do niej dojść. Gdy skończymy załatwiać sprawy na Midway, wrócimy tutaj, zabierzemy ich z obozów i dostarczymy do przestrzeni Sojuszu. Rozmawiałem już z oficerami, którzy nimi dowodzą, i wytłumaczyłem im, że nowe władze będą traktowały ich znacznie lepiej niż dotychczas. – Geary się uśmiechnął. – Zapewniłem DONów osobiście, że jeśli któremuś z naszych chłopców spadnie włos z głowy, po naszym powrocie mają zagwarantowane spotkanie twarzą w twarz z komandosami.
Carabali roześmiała się po raz pierwszy od chwili, gdy ją poznał.
Dwa i pół tygodnia później flota Geary’ego wyłoniła się ze studni grawitacyjnej na Midway. Okręty Sojuszu jeszcze nigdy nie dotarły tak daleko. Miały wprawdzie w systemach nawigacyjnych mapy tego systemu, lecz nikomu nie przyszłoby do głowy, że będą kiedyś potrzebne.