Выбрать главу

– Czy to oni odpowiadają za zniszczenie Kalixy?

– Tak sądzimy.

Teraz wszyscy zaczęli się krzywić.

– Paskudna sprawa – podsumował starszy mat. – Nie chcemy, żeby zrobili coś podobnego z naszymi systemami.

– Nie chcemy – przyznał admirał. – Nie chcemy, żeby myśleli, że uda im się zrobić coś takiego w naszej przestrzeni.

– To trochę tak jak z Grendelem, sir – zauważył starszy mat. – Tylko że tym razem nie Syndycy planują zaatakować znienacka. Powinniśmy dziękować żywemu światłu gwiazd, że jest pan znowu tam gdzie trzeba.

Kolejne pomruki aprobaty.

– Dziękuję. Ja jestem wdzięczny żywemu światłu gwiazd za to, że wy wszyscy jesteście ze mną. – Nie miał pojęcia, jak radzić sobie w podobnych sytuacjach, gdy podwładni mówili takie rzeczy, dlatego uznał, że prosta, a zarazem szczera odpowiedź będzie najlepszym rozwiązaniem. Marynarze wyglądali na zadowolonych, gdy ruszał dalej.

Rozmyślał nad słowami starszego mata, kiedy przemierzał kolejne korytarze. W pewien sposób dzisiejsza sytuacja przypominała wydarzenia z Grendela. Siły syndyckiej flotylli były bardzo zbliżone do tych, którym musiał stawić czoło, dowodząc załogą ciężkiego krążownika „Merlon”. Dzisiaj flota Sojuszu pojawiła się w tym systemie gwiezdnym równie niespodziewanie, ale tylko po to, by przynieść pokojowe przesłanie, a nie atakować jak Syndycy na Grendelu. Dzisiaj też to siły Sojuszu miały ogromną przewagę liczebną nad niedawnym wrogiem, nie wspominając już o tym, że przybyły tutaj na zaproszenie legalnych władz i nie zagrażały mieszkańcom. Podobieństw z Grendelem było tyle samo co różnic.

Ludzie wierzyli do dzisiaj, że Geary wygrał starcie na Grendelu, mimo że jego okręt został zniszczony. Ciekawe, co powiedzą potomkowie tych marynarzy, kiedy będą opowiadać za sto lat o bitwie, która niebawem zostanie stoczona. I jaką cenę trzeba będzie tym razem zapłacić.

W końcu Geary dotarł z powrotem na mostek, sprawdził odczyty na ekranach wyświetlaczy, nie dostrzegając na nich żadnych istotnych różnic, mimo że termin ultimatum Obcych minął już kilka godzin temu. Desjani nadal siedziała w swoim fotelu, nic nie wskazywało na to, by go opuściła choć na chwilę. Była spięta, jak drapieżny kot czekając na pojawienie się ofiary. Podobnie zachowywali się wszyscy wachtowi pełniący służbę na mostku. Byli czujni, ufni w stosunku do przełożonych, ale niepokoiło ich spotkanie z nieznanym. Za plecami Geary’ego senator Costa ustąpiła niechętnie miejsca Wiktorii. Rione siedziała spokojnie, milcząc, jakby zupełnie się nie przejmowała powagą sytuacji.

Minęła kolejna godzina. Geary wracał w tym czasie myślami do poprzednich bitew, podczas których dowodził tą flotą. Przypominał sobie ludzi i okręty, które przetrwały, oraz wszystkich tych, których utracił. Skoro wydawał rozkazy, odpowiadał też za ich skutki. Przypomniał sobie słowa Carabali wypowiadane do któregoś z podległych jej oficerów. Dość już mam decydowania, kto ma umrzeć, a kto przeżyje.

Nagle pojawili się, wyrywając Geary’ego z zamyślenia. Przestrzeń była kompletnie pusta, a już moment później wypełniały ją okręty.

Mrowie okrętów.

Admirał zauważył, że napięcie na mostku gwałtownie sięgnęło zenitu. Sam też miał problem z zachowaniem spokoju.

– Wygląda na to, że mają przewagę liczebną.

– Mniej więcej dwa do jednego – przyznała Desjani równie wyważonym tonem. Zaczął się zastanawiać, czy udaje, podobnie jak on przed momentem. Chociaż Desjani zawsze wydawała się spokojniejsza, gdy w grę wchodziła perspektywa walki.

– Są oddaleni od nas o jakieś dwie i pół godziny świetlnej, ale pojawili się znacznie dalej punktu skoku niż powinni. Komandorze poruczniku Kosti, co mówią na ten temat systemy pokładowe?

Zapytany, ciesząc się, że ktoś powierza mu zadanie, dzięki któremu nie będzie się skupiał na liczeniu jednostek wroga, natychmiast pochylił się nad wyświetlaczem.

– Wyszli z punktu skoku dalej, niż my zazwyczaj wychodzimy. System nie potrafi określić, czy to efekt korzystania z zupełnie odmiennego systemu napędowego, czy też Obcy posiadają silniki działające na tej samej zasadzie co nasze, tylko uzyskują lepsze osiągi.

– Dziękuję. – Desjani skinęła mu głową. – To może oznaczać, że potrafią dokonywać skoków na większe odległości niż my.

– Tak, kapitanie. Może nawet na o wiele większe odległości, ale to na razie tylko teoria.

Geary skupił się na obserwacji obcych jednostek, które nadlatywały, tworząc sześć zgrupowań w kształcie dysków. Tworzyły one dwa szyki w kształcie litery V. Dysk znajdujący się u podstawy wyprzedzał nieco pozostałe dwa. Obie trójczłonowe formacje ustawione były w pionie, z tym że lecąca wyżej wyprzedzała nieco niższą.

– Nie mam pojęcia, jakie manewry można stosować przy takim ustawieniu. Czy to najlepsza rozdzielczość, jaką możemy osiągnąć z tej odległości? – Na ekranach wyświetlaczy obce jednostki wyglądały jak bezkształtne bąble.

– Tak, admirale – zameldował komandor porucznik Kosti. – Wiemy tylko, że oni tam są, ale nie potrafimy określić ani wielkości, ani kształtu tych jednostek. Nie mam pojęcia, jakim cudem potrafią maskować obiekty tej wielkości.

– Połączcie mnie z Boyensem. Chcę, żeby to zobaczył, ale nie może słyszeć, co mówimy, chyba że będą to słowa skierowane do niego.

– Mówiłem przecież, że oni dysponują znakomitym kamuflażem – oświadczył holograficzny DON, gdy zapoznał się z danymi na wyświetlaczach. Nie miał wstępu na mostek, zwłaszcza że szykowała się bitwa. – To najlepszy obraz ich okrętów, jaki kiedykolwiek widziałem. Czasami pozostawali zupełnie niewidzialni do momentu, kiedy chcieli się ujawnić.

– Widział pan kiedyś tak wielką liczbę ich jednostek? – zapytał Geary.

– Nie. Zazwyczaj jest ich o wiele mniej. – Syndyk zmarszczył brwi, zamyślając się głęboko. – Dlaczego przylecieli w takiej sile? Przecież wiedzieli, że my, Syndycy, nie jesteśmy w stanie przeciwstawić im podobnej armady.

– Czy oni nie atakowali was tylko wtedy, gdy mieli sporą przewagę liczebną? – zapytała Rione.

– Trudno powiedzieć. W ciągu ostatnich dekad doszło tylko do kilku kontaktów z nimi, ale nigdy do walki, przynajmniej z tego co mi wiadomo.

– Zobaczymy, jak będzie tym razem – mruknął Geary. Chociaż miał na pokładzie „Nieulękłego” senatorów, uznał, iż to on powinien przemówić do Obcych jako pierwszy. Jego zdaniem Obcy dążyli do konfrontacji militarnej, a nie do rozmów dyplomatycznych. – Do niezidentyfikowanych jednostek przybyłych do systemu Midway, mówi admirał Geary, głównodowodzący sił Sojuszu. Zidentyfikujcie się i zatrzymajcie natychmiast swoje jednostki. Nie chcemy z wami walczyć, ale flota Sojuszu podejmie stosowne działania, aby uniemożliwić wam zaatakowanie mieszkańców tego systemu.

Rione spoglądała z nieprzeniknioną miną na otaczające ją ekrany wyświetlaczy.

– Zatem będziemy mieli bitwę, a potem następną wojnę.

– Możliwe. Zrobię wszystko, by tego uniknąć.

– Wiem, że ma pan dobre chęci, ale oni zobaczyli nas w momencie przylotu do tego systemu i mimo to nadal lecą w naszym kierunku. Miałam nadzieję, że będziemy mogli z nimi negocjować, niestety, przy tak przytłaczającej przewadze liczebnej nie muszą się nami przejmować. – Widoczne na ekranach okręty Obcych nadal zbliżały się do pozycji zajmowanych przez flotę.

– Dostaną moją wiadomość dopiero za dwie i pół godziny, zobaczymy, jak na nią odpowiedzą.

– Przecież wiedzą od dawna, że tu jesteśmy, ale lecą nadal prosto na pańskie okręty.

– Fakt. – Na ten temat nie było za wiele do powiedzenia.

Rione podeszła do niego, zniżając głos do szeptu: