Выбрать главу

– Może pan pokonać tak wielką armadę Obcych, admirale Geary?

– Pojęcia nie mam. Za mało o nich wiemy.

W tym momencie odezwała się Desjani, o wiele głośniej niż Wiktoria.

– Jeśli ktokolwiek może ich pokonać, to tylko admirał Geary.

Rione nie spuszczała z niego oczu.

– Wybaczy pan, ale znowu muszę się z nią zgodzić.

– Proszę tylko o jedno: żeby wam to nie weszło w nałóg. Zaczyna mnie to niepokoić.

– To jest akurat najmniejszy powód do pańskich zmartwień – stwierdziła wyniośle Rione, a Desjani, nie odrywając wzroku od wyświetlaczy, poparła ją skinieniem głowy.

Odpowiedź od Obcych nadeszła po pięciu godzinach z kawałkiem, z czego Geary wywnioskował, że musieli ją najpierw dobrze przemyśleć. Cała trójka senatorów pojawiła się wcześniej na mostku, wszyscy bowiem chcieli być świadkami tak epokowego wydarzenia, jakim był pierwszy kontakt z obcą cywilizacją. Na razie politycy zachowywali się spokojnie, więc Geary nie widział potrzeby wypraszania ich zza swoich pleców.

Na przekazie zobaczyli mostek przypominający wyglądem wnętrza syndyckich okrętów. Widać też było istoty przypominające ludzi, lecz noszące dziwne, trudne do opisania szaty. Boyens od razu wskazał na ekran.

– Widzicie? To zwykły fotomontaż. Nasze pierwsze przekazy do nich były pełne, z dźwiękiem i obrazem, ale oni odpowiadali tylko nagraniami audio, i to bardzo krótkimi, czasami było to tylko jedno albo dwa słowa. Potem zaczęli przysyłać także obrazy niewiele różniące się od tego. Kiedy przeprowadziliśmy analizy obrazu, okazało się, że te „wnętrza” odpowiadają wyglądowi mostków jednostek, które się z nimi wcześniej kontaktowały. Pozmieniali tylko kilka szczegółów. To samo dotyczy ludzkich postaci, które tam widzicie. To cyfrowo przetworzone hologramy członków załóg naszych okrętów.

Geary przyjrzał się dokładniej widokowi na ekranie i skinął głową.

– Te wnętrza wyglądają na bardzo stare. Rozpoznaję kilka elementów, które widywałem za młodu na mostkach znanych mi syndyckich okrętów. Obcy nie zadali sobie trudu, by uwspółcześnić te obrazy.

– Ma pan rację – przyznał Boyens. – Zastanawialiśmy się nawet, czy fakt, że nie dokonali w przekazach żadnych zmian, oznacza, że mają gdzieś to, czy odkryjemy ich maskaradę, czy po prostu nie rozumieją, że projekcja starych obrazów jest dla nas tak oczywista.

„Człowiek” siedzący na fotelu kapitańskim obcej jednostki uśmiechnął się nieszczerze, zupełnie jak syndycki DON, którego naśladował.

– Ciekawe, czy oni wiedzą, że ten uśmiech także jest fałszywy? – zapytała Rione, zniżając głos.

– Zabijcie mnie, nie wiem – odparł Boyens. – Ale naśladowanie fałszywych gestów wychodzi im znacznie lepiej niż prawdziwych.

– Do okrętów Sojuszu – zaczął mówić awatar. Wyraz jego twarzy zmienił się nieco, aczkolwiek nie do końca pasował do treści wypowiadanych słów. Była to naprawdę subtelna różnica, lecz Boyens miał rację: jeśli patrzyło się uważnie, można ją było od razu wychwycić. – Ten system nie należy do was, nie pochodzicie z niego. Będziemy rozmawiali z tymi, którzy go zajmują, ale nie posiadają. Opuśćcie ten system, a zostawimy was w spokoju. Zniszczymy każdego, kto tu zostanie. Na mocy dawnego traktatu ten system należy do nas.

Geary spojrzał na hologram Boyensa. DON od razu pokręcił głową.

– Światy Syndykatu nie zawarły z nimi żadnych traktatów.

– Te słowa równie dobrze mogą oznaczać, że oni uważają, iż otrzymali Midway od swoich bogów czy kogo tam czczą – wtrąciła Rione. – Albo że rościli sobie prawa do tego systemu od bardzo dawna, od czasów, kiedy nie mogli nad nim panować. – Spojrzała na pozostałych senatorów. – Stwierdzili, że nie chcą walczyć, a potem ogłosili, co się stanie, jeśli nie zrobimy tego, czego żądają.

Costa wyglądała na wściekłą.

– Proponują pokój, ale oferują go dopiero po spełnieniu wszystkich żądań.

– Zgadzam się z pani opinią – poparł ją Sakai. – Aczkolwiek może to być tylko straszenie, abyśmy chętniej przystąpili do negocjacji.

– Możliwe. Myślicie, że zaskoczyliśmy ich swoją obecnością w tym systemie? – zapytał Geary.

Zastanowili się w trójkę, po czym Rione skinęła głową.

– Może to nie do końca zaskoczenie, ale ewidentnie spodziewali się tutaj tylko Syndyków.

– Dzięki wirusom mogli śledzić ruchy naszych i syndyckich okrętów. Może naprawdę zaskoczyliśmy ich, przylatując tutaj, i teraz blefują, by nas odstraszyć. Nie zaszkodzi rozmawiać dalej i sprawdzić, czy sami nie zmiękną, kiedy zobaczą, że my nie zamierzamy ustąpić. – Geary zastanowił się, co powiedzieć, i nacisnął klawisz komunikatora. – Mówi admirał Geary, głównodowodzący floty Sojuszu. Wojna pomiędzy nami a Światami Syndykatu dobiegła końca. Zostaliśmy poproszeni o zażegnanie niebezpieczeństwa grożącego temu systemowi gwiezdnemu. Nie ma traktatu, który dawałby wam kontrolę nad nim. Nie widzimy żadnych podstaw prawnych do stawiania przez was żądań. Nie chcemy z wami walczyć, ale odeprzemy wszelkie próby zajęcia tego systemu, a także każdego innego, który został skolonizowany przez ludzi albo leży na terytoriach po tej stronie granicy. Wycofajcie się, abyśmy mogli podjąć rozmowy i ustalić warunki pokojowej koegzystencji między naszymi rasami. Na honor naszych przodków. Bez odbioru.

– Nie ma szans na to, że się wycofają – mruknęła Desjani.

– Wiem, ale warto było spróbować.

Ponieważ Obcy lecieli nadal w kierunku floty Sojuszu z prędkością .1 świetlnej, następna odpowiedź nadeszła po niespełna czterech godzinach. Tym razem wstęp do niej wyglądał jak demonstracja siły.

Formacje okrętów Obcych wykonały zwrot w górę, potem w bok i wróciły do dawnego szyku. Każdy manewr został przeprowadzony w idealnej koordynacji. Szybkość i precyzja, z jaką te jednostki wykonywały zwroty, była zadziwiająca, a nawet przerażająca. Geary zmrużył oczy, przyglądając się ekranom.

– Czy oni naprawdę to zrobili?

– Tak, sir – odparła Desjani, nie odrywając oczu od wyświetlaczy. Tak mocno zaciskała zęby, że widział, jak mięśnie tańczą jej pod skórą na policzku.

– Kapitanie – zameldował wachtowy z manewrowego – okręty obcej rasy posiadają jednostki napędowe o znacząco wyższym stosunku ciągu do masy niż nasze. Muszą też dysponować kompensatorami lepszymi o kilka rzędów.

Pozostali wachtowi przyglądali się tej prezentacji w niemym podziwie, co widać było po postawach, które przybrali.

Desjani zdołała się opanować, co było w oczach Geary’ego równie zadziwiające jak niedawne ewolucje obcej armady, i spojrzała w kierunku stanowiska uzbrojenia.

– Mamy szansę trafić tak zwrotne okręty?

Wachtowy potrzebował chwili, by zrozumieć, o co pytała.

– Tak, kapitanie. Nasze systemy celownicze mogą namierzyć okręty wykonujące manewry podobne do tych, które przed momentem widzieliśmy.

– A co z widmami? – zapytała nadal spokojna Desjani.

– To też możliwe, kapitanie. Jeśli odpalimy je z minimalnego dystansu. – Odpowiadając na to pytanie, wachtowy też zaczął się uspokajać, podobnie jak reszta obsługi mostka.

– Nie są w stanie ominąć piekielnych lanc i widm – podsumowała Tania.

– Nie, kapitanie – odparł z uśmiechem na twarzy wachtowy.

– No to niech sobie dalej tańczą – uznała i puściła Geary’emu ukradkiem oko, gdy uśmiechnięci wachtowi zaczęli się żywiej krzątać wokół wyświetlaczy.

Spojrzał na nią z niekłamanym podziwem i pochylił się, by szepnąć:

– Jest pani niesamowitym dowódcą, kapitanie Desjani. Doskonała robota. Chce pani przekazać te spostrzeżenia na pozostałe okręty?

Tania się uśmiechnęła.