Teraz Boyens spojrzał mu w twarz.
– Nagrania z naszych zniszczonych okrętów były fragmentaryczne, można z nich było wysnuć mylące wnioski. A mnie zależało na tym, by pan przyleciał tutaj i walczył z nimi. Zrobiłby pan to, gdyby znał wszystkie szczegóły?
– Przecież muszę wiedzieć o nich wszystko, by móc walczyć! – Geary odwrócił się do niego plecami i spojrzał na Desjani. – Jest jeszcze gorzej, niż myślałem.
Skinęła spokojnie głową, jakby pojawienie się nowych formacji zupełnie jej nie poruszyło.
– Możemy uderzać na kolejne podformacje, skupiając ogień na ich obrzeżach. Tak uszczuplimy ich siły.
– Możemy spróbować. – Postanowił nie wspominać w tym momencie o niezwykłej zwrotności jednostek Obcych, która mogła im pokrzyżować plany. Otworzył ekran symulatora i zaczął sprawdzać, jaki szyk nadaje się najlepiej do walki z tak ustawionym przeciwnikiem. Może zmylić Obcych, stosując podział na pięć zgrupowań. Uderzając z kilku stron na flanki armady, powinien…
– Kolejny przekaz od Obcych.
Musiało minąć więcej czasu, niż sądził. Tym razem awatar był równie zadowolony z siebie, jak poważny.
– Ostatnie ostrzeżenie. Odejdźcie. Rozmawiamy tylko z przedstawicielami Światów Syndykatu. Jeśli flota Sojuszu zostanie, czeka ją całkowite zniszczenie. To nie wasz system gwiezdny. Odejdźcie. To ostatnie ostrzeżenie.
Senator Sakai uniósł obie ręce w geście rozpaczy.
– Jak negocjować z kimś, kto powtarza w kółko te same żądania?
– Oni nie chcą negocjować – prychnęła Costa. – Admirale Geary, sytuacja wymaga, aby ta flota… wycofała się na z góry upatrzone pozycje. Jej zniszczenie w obronie syndyckiego systemu będzie aktem zdrady Sojuszu.
Geary wyczuł, że wszyscy obecni w tym momencie na mostku wstrzymują oddech. On sam potraktował słowa Costy z rozbawieniem.
– Czy pani senator oskarżyła mnie właśnie o zdradę?
– Nie powiedziałam czegoś takiego. Ja tylko…
– Otrzymałem stanowisko dowodzenia z poręczenia całej Wielkiej Rady i mam zamiar dowieść, że nie była to chybiona decyzja – ciągnął Geary coraz ostrzejszym tonem. – Teraz mam na głowie opracowanie planu bitwy, więc proszę, by mi już nie przeszkadzano, chyba że ktoś ma jakieś konstruktywne uwagi.
Stojąca za plecami pozostałych Rione uśmiechnęła się półgębkiem. Sakai po prostu gapił się w milczeniu na otaczające ich ekrany. Costa poczerwieniała na twarzy, ale także przestała się odzywać, widząc, że pozostała para senatorów nie zamierza stawać w jej obronie.
Ludzie znów zaczęli oddychać, a Geary mógł skupić się ponownie na nadlatującej armadzie. Dzieliła ich już tylko niespełna godzina świetlna.
– Przyspieszmy teraz – powiedział i wprowadził rozkaz, by jego okręty osiągnęły jak najszybciej .1 świetlnej, lecąc kursem na przejęcie armady. – Pięć godzin do kontaktu z wrogiem.
– Mniej więcej – przyznała uradowana Desjani. Zbesztanie Costy wyraźnie poprawiło jej humor. – Dużo ich tam jest – dodała z taką nonszalancją, jakby komentowała prognozę pogody.
– Tak.
– Dlaczego tyle razy nas ostrzegali?
Geary spojrzał na nią ze zdziwieniem.
– Słucham?
– Dlaczego nas po prostu nie zaatakowali? Mają przewagę liczebną trzy do jednego, o ile nie pozostawili części swoich sił w ukryciu. Sądząc po technologii hipernetowej czy wirusach, wyprzedzają nas technologicznie, czyli uzbrojenie też powinni mieć nie gorsze od naszego. Mogli ukryć prawdziwą liczebność do momentu starcia, ale zamiast tego namawiają nas od samego początku do opuszczenia tego systemu.
Geary zamyślił się nad tą kwestią.
– Wracamy do zagadki Duellosa. Piórko czy ołów? Odpowiedź jest za każdym razem inna w zależności od tego, co wymyśli demon. Nie możemy znać odpowiedzi na pytanie, jeśli nie znamy języka, w jakim zostało zadane. Przecież my nawet nie wiemy, jakie ono ma dla nich znaczenie.
Wzruszyła ramionami.
– Dali nam szansę na wycofanie się bez walki. Próbowali dać nam szansę na wycofanie się bez walki – poprawiła się. – Z drugiej strony, wysadzając wrota hipernetowe na Kaliksie, dowiedli, że jeśli chcą, potrafią być naprawdę bezwzględni. Dlaczego więc wykazują teraz tak wiele dobrej woli? Przecież ich okręty potrafią być całkowicie niewidzialne dla naszych sensorów. Na ich miejscu zaatakowałabym wroga znienacka i dała mu tak popalić, że nigdy więcej by nie chciał ze mną zadzierać. Działałabym w ukryciu, nie ujawniłabym ani liczby posiadanych jednostek, ani momentu ich przybycia. Wleciałabym między okręty wroga i otworzyła ogień bez ostrzeżenia, jak to miało miejsce podczas dawnych starć z Syndykami.
Geary pochylił się bardziej, rozważając dokładnie każde zdanie wypowiedziane przez Desjani. To było dziwne. Fakt, mieli do czynienia z rasą, która mogła rozumować zupełnie inaczej niż ludzie, lecz potrafiła się wykazać ogromnym okrucieństwem, kiedy wymagała tego sytuacja. Nie znał motywów, jakimi kierowali się Obcy, ale to co do tej pory zrobili, nie wydawało się specjalnie irracjonalne z punktu widzenia człowieka. Nawet przykład Kalixy pokazywał tylko tyle, że byli po prostu bezwzględni. Wydawali się przy tym istotami pragmatycznymi w najbardziej zimnokrwistym znaczeniu tego słowa. To jeszcze nie czyniło z nich demonów, może wydawali się zbyt samolubni, tyle że akurat na tym polu ludzkość nie mogła krytykować za głośno innych inteligentnych ras. Niemniej Desjani wskazała na bardzo istotny problem, pozwalając mu skupić się na czymś, co było ważniejsze od zastanawiania się nad możliwymi zagrożeniami ze strony armady. Dlaczego rasa bezwzględnych istot daje szansę ocalenia flocie, z którą będzie się musiała zmierzyć później?
Gdyby Enigmowie byli ludźmi i zaoferowali flocie Sojuszu możliwość ocalenia skóry, także zastanawiałby się, o co im może chodzić. Ale do jakiego doszedłby wniosku?
– Dlaczego mogliby chcieć naszego ocalenia, skoro mogą nas bez problemu zniszczyć?
– Ja pierwsza o to zapytałam – przypomniała mu Desjani. – Sądzę, że możemy założyć, iż nie chodzi tutaj o coś w rodzaju wyrzutów sumienia.
– Po tym jak wmanewrowali nas w budowę wrót hipernetowych, zniszczyli Kalixę i implodowali wrota w Systemie Centralnym, gdy my tam byliśmy? Nie sądzę.
– I nie atakowali, kiedy Syndycy trzymali tutaj flotyllę rezerwową – powtórzyła Tania.
To też prawda.
– To by znaczyło, że jej siły były wystarczające, by flota Obcych tych rozmiarów, jakie teraz widzimy, miała z nimi problem. Jeśli tak było, my możemy tym bardziej ich rozłożyć, mimo że na to nie wygląda.
– Może oni nie są wcale tacy potężni, na jakich chcą wyglądać? – podsumowała Desjani. – Może tylko kombinują, jak nas odstraszyć?
To miało sens, choć z drugiej strony, mając tak ogromną przewagę liczebną, Obcy nie powinni się martwić o przegraną. Może w takim razie obawiają się strat? Nie, przecież wielokrotnie walczyli z Syndykami. A może powtarza się sytuacja z Systemu Centralnego? Tam też widzieli prawdziwe źródło zagrożenia, lecz nie potrafili go rozpoznać. Zupełnie jak z koniem trojańskim. Geary nie potrafił powiedzieć dlaczego, ale nie potrafił się pozbyć z głowy kilku zdań wypowiedzianych przez Desjani. Może oni nie są wcale tacy potężni, na jakich chcą wyglądać? Wyglądać! Dlaczego jego umysł koncentruje się na tym właśnie słowie?
Przecież to nie miało sensu. Nikt nigdy nie widział tych obcych istot na żywo. Wszystkie obserwacje pochodziły z sensorów floty, a te były niezwykle czułe, zdolne dostrzec o wiele więcej niż ludzkie oko i sięgnąć na ogromne odległości. Sensory Syndyków ustępowały sensorom floty Sojuszu, lecz naprawdę niewiele. Syndycy konstruowali je na tych samych zasadach i mimo wielu dziesięcioleci wzmożonych działań nie osiągnęli żadnych rezultatów.