Выбрать главу

– Zrobię wszystko, żeby moi ludzie wam się zrewanżowali. – Boyens wciąż spoglądał z niedowierzaniem na dysk. – Mieliśmy z nimi kontakt od stu lat, ale nigdy nie wpadliśmy na ślad czegoś takiego. Jakim cudem wam się to udało?

– Spojrzeliśmy na ten problem z innej perspektywy. Może to wam też pomoże. Nie mieliśmy stu lat doświadczeń i przypuszczeń, które okazały się całkowicie mylne. Zrozumieliśmy, że Obcy mają na pokładach swoich okrętów coś, co sprawia, iż nie możecie ich widzieć. Z tego co wiem, sto lat temu nikt nie był w stanie wykryć tego typu oprogramowania. Dlatego poszliście w swoich poszukiwaniach nie tą drogą co trzeba.

Boyens skinął głową, wciąż nie dowierzając.

– Jest takie stare porzekadło: to czego nie znasz, nie musi być wcale niebezpieczne, strzeż się lepiej rzeczy, z którymi już się oswoiłeś.

– Słusznie. Ale my znaleźliśmy te wirusy tylko dlatego, że pewien błyskotliwy oficer mojej floty szukał ich także tam, gdzie nie spodziewał się ich znaleźć.

– Jeden mądry człowiek potrafi dokonać wielkich rzeczy – przyznał Boyens. – Proszę podziękować tej osobie także ode mnie.

Geary zachował kamienną twarz.

– Obawiam się, że to niemożliwe. Kapitan Cresida zginęła podczas bitwy z waszą flotyllą na Varandalu.

Syndycki DON spojrzał Geary’emu prosto w oczy.

– Przepraszam. Jeśli to coś znaczy dla pana: ja też straciłem przyjaciół w tej bitwie. Wolałbym, żeby wszyscy ci ludzie, tak pańscy, jak i moi, byli tu dzisiaj razem z nami.

– Zatem proszę zrobić wszystko, aby pańscy ziomkowie współpracowali z nami, a nie walczyli – oświadczyła Rione zdecydowanym tonem. – Nie przywrócimy życia poległym, ale możemy sprawić, że już nikt więcej nie zginie.

Boyens zacisnął dłoń na dysku.

– Dobrze. Nie mogę niczego obiecywać w imieniu Światów Syndykatu, bo moje wpływy sięgają tylko tych kilku systemów graniczących z Obcymi, ale obiecuję, że zrobię co w mojej mocy. – Jeszcze raz spojrzał na Geary’ego. – Zamierza pan zostać na stanowisku głównodowodzącego wojskami Sojuszu? Ludzie będą chcieli to wiedzieć.

Geary odpowiedział, ostrożnie dobierając słowa:

– Służę senatowi Sojuszu. Dowodzę tylko tą flotą, nie wszystkimi wojskami. Nie wiem, jakie zadania otrzymam po powrocie.

– Dobre i to. Powiem wprost. Tutejsi mieszkańcy będą panu ufali. Mam nadzieję, że rząd Sojuszu także będzie to miał na względzie. – Boyens skinął głową w kierunku Geary’ego, potem pozdrowił podobnym gestem trójkę senatorów, odwrócił się i wsiadł na pokład wahadłowca.

Obserwowali, jak zamyka się wewnętrzna gródź, a gdy wahadłowiec opuścił pokład, Geary poczuł, że dręczące go od jakiegoś czasu napięcie ustępuje. Jakby odwiezienie syndyckiego DONa w miejsce, z którego pochodziła flotylla rezerwowa, zamknęło krąg zdarzeń.

– Szkoda, że tutaj, tak daleko od naszej przestrzeni, nie ma żadnych obozów jenieckich – powiedział Sakai. – Moglibyśmy bez problemu wynegocjować uwolnienie wszystkich jeńców, korzystając z długu wdzięczności, jaki zaciągnęli u nas miejscowi Syndycy.

– Będą nam wdzięczni do momentu, kiedy odłożymy broń – burknęła Costa. – Nadal uważam, że przekazanie im danych o wirusach było głupotą. Mogliśmy je zbadać, zrozumieć, jak działają, a potem podrzucić Syndykom w razie konieczności.

– Teraz mamy innego wroga – stwierdziła Rione. – Wspólnego wroga, czy nam się to podoba, czy nie. A Syndycy mogą być bardzo przydatnymi sojusznikami w tej wojnie.

Costa spojrzała na nią jeszcze gniewniej.

– Nie jestem w stanie wyobrazić sobie współpracy z Syndykami.

– W takim razie proszę przyjąć do wiadomości, że wkrótce mogą już nie być obywatelami Światów Syndykatu.

– Wilk może twierdzić, że jest psem, ale to niczego nie zmieni. – Costa spojrzała na Wiktorię z wyrzutem. – Mam nadzieję, admirale, że nie zamierza pan zbyt szybko przechodzić na emeryturę. Obawiam się, że nie przyjmiemy pańskiego podania w tej sprawie.

Geary zdołał zachować spokój.

– Ostrzegano mnie, że tak będzie. Ale zawarłem z radą konkretną umowę.

Costa nie próbowała nawet kryć ironicznego uśmiechu, jakim zareagowała na te słowa.

– Oczywiście – odparła.

Sakai pozostawał obojętny. Rione natomiast posłała Geary’emu ostrzegawcze spojrzenie, tak by pozostali senatorowie tego nie widzieli. W tym momencie stracił ostatnie złudzenia co do Wielkiej Rady i danej mu obietnicy.

On też umie sobie pogrywać, jeśli chce. Poradził sobie ze sztuczkami szykowanymi przez Syndyków i Obcych, więc i z radą nie powinien mieć większych problemów.

Opuszczając doki, nie potrafił się pozbyć ironicznej myśli, że postrzega dzisiaj rząd Sojuszu jako kolejną przeszkodę na swojej drodze, zupełnie jak Badaya. Różniło ich teraz tylko to, że on miał bardziej osobistą motywację. Rada może sobie rządzić, ale Geary zamierzał zachować choć częściową kontrolę nad własnym życiem.

Uznał, że przynajmniej tyle władze są mu winne.

Dołączył do Desjani na mostku, skąd mógł obserwować, jak wysłany z „Nieulękłego” wahadłowiec podchodzi do syndyckiego ciężkiego krążownika. Gdyby padł choć jeden strzał w jego kierunku, Tania gotowa była rozpętać piekło, odpalając pełną salwę widm. Nic takiego nie miało wszakże miejsca. Kilka minut później pilot zameldował o zakończeniu operacji, odbił od kadłuba wielkiego okrętu wojennego i ruszył w drogę powrotną.

Desjani uspokoiła się, dopiero gdy maszyna zniknęła za lukiem doku.

– Wracamy do domu?

– Tak. – Geary usiadł wygodniej i spojrzał na okręty widoczne na ekranach. – Wracamy do domu.

DWANAŚCIE

Czuł się dziwnie, wracając do przestrzeni Sojuszu bez obaw przed czyhającymi na niego wszędzie zasadzkami, używając syndyckiego hipernetu, przelatując spokojnie przez systemy należące (jeszcze niedawno) do Światów Syndykatu. Niektórzy lokalni DONowie oferowali mu nawet sprzedaż materiałów rozszczepialnych, aby jednostki pomocnicze mogły uzupełnić zapasy paliwa dla floty, ale na razie jego ludzie byli zbyt nieufni wobec niedawnego wroga, by robić z nim interesy.

Gdy minęli ostatni syndycki system przed skokiem na Varandala, Geary zwołał ostatnią, jak mu się wydawało, odprawę z najbardziej zaufanymi doradcami. Desjani wyglądała na zatroskaną, lecz ostatnimi czasy unikała rozmów z nim, więc nie znał powodów jej złego nastroju. Duellos stracił charakterystyczną melancholijną aurę, którą zazwyczaj maskował przesadną wesołością. Tulev z kolei sprawiał wrażenie człowieka, który wie, że musi się w końcu nauczyć uśmiechać, ale nie podjął jeszcze decyzji, czy ma na to ochotę.

– Czy tak właśnie smakuje pokój? – zapytał.

– Nie mam pojęcia – odparł Geary. – Dla mnie przy tylu nadal istniejących zagrożeniach to jeszcze nie pokój.

– Dzisiejsze Światy Syndykatu nie są nawet cieniem swojej dawnej potęgi.

– Sojusz może stanąć w obliczu bardzo podobnych napięć. Rione uważa, że wiele systemów, a zwłaszcza większe ich związki, jak Republika Callas czy Federacja Szczeliny, zaczną żądać teraz większej autonomii i zmniejszenia zobowiązań wobec Sojuszu.

– Zmniejszenia zobowiązań – powtórzyła z przekąsem Desjani. – Chcą dawać mniej pieniędzy do budżetu centralnego. Teraz, kiedy poczuli się bezpieczniej, będą żądali, by Sojusz nadal ich bronił, ale płacić za to nie będą chcieli.