Usiadł i napisał krótką wiadomość do dowództwa.
Zgodnie z zawartym uprzednio porozumieniem składam dowodzenie flotą i zrzekam się awansu otrzymanego na czas wojny. Tym samym wracam do stopnia kapitana. Korzystając z uprawnień przynależnych admirałowi floty, wydałem uprzednio decyzję o udzieleniu sobie trzydziestodniowego urlopu, począwszy od dzisiaj, i przekazałem tymczasowe dowodzenie flotą admirałowi Timbale’owi, mając nadzieję, ze decyzja ta znajdzie uznanie admiralicji i Wielkiej Rady Sojuszu.
Zaznaczył, że wiadomość ma być wysłana za dziesięć godzin, i ruszył na poszukiwanie Desjani. Gdy otworzył właz, od razu natknął się na Wiktorię Rione. Zmierzyła go enigmatycznym spojrzeniem.
– Wychodzi pan? – zapytała.
– Szczerze mówiąc, tak. Jeśli pani pozwoli…
– Nie przywrócono panu jeszcze stopnia admiralskiego?
– Wiadomość o awansie znajduje się zapewne w moim komunikatorze, prawdopodobnie są tam też rozkazy zameldowania się gdzieś tam i objęcia dowodzenia czymś tam, ale jak już pani kiedyś wspominałem, mam zamiar przeczytać je wszystkie dopiero za trzydzieści dni. Tak więc, o ile mi wiadomo, jestem w tym momencie zwykłym kapitanem, któremu nic nie zabrania udać się na zasłużony urlop. – Rzucił jej na poły poirytowane, na poły przepraszające spojrzenie. – Muszę już iść.
– Mamy jeszcze jedną sprawę do omówienia, kapitanie Geary. – Minęła go i weszła do kajuty. Nie miał wyboru, musiał podążyć za nią. Robił wszystko, by nie okazać gniewu, gdy ponownie stanęła z nim twarzą w twarz. – Wspominałam już, kapitanie, jak bardzo jestem panu wdzięczna? – kontynuowała. – Choćby za to, co uczynił pan dla Sojuszu. A także za to, czego pan nie zrobił, choć mógł zrobić. Jestem pana dłużniczką jako senator, współprezydent Republiki Callas oraz osobiście.
– Rozumiem. – Geary machnął lekceważąco ręką. – To był mój obowiązek.
– Zrobił pan znacznie więcej, kapitanie Geary, niż nakazywał panu obowiązek, i dlatego, mimo znanego panu stosunku do znanego nam obojgu oficera, przyszłam tutaj, aby poinformować pana o tym, że ma pan w komunikatorze wiadomość, którą powinien pan przeczytać, zanim uda się pan na poszukiwanie pewnej osoby.
O co jej chodziło tym razem?
– Dlaczego?
– Proszę mi zaufać i włączyć komunikator.
Czując rosnącą ciekawość, Geary okiełznał irytację i otworzył po raz kolejny folder z wiadomościami.
– Która z nich jest taka ważna?
– Żadna. Ta, o której mówię, została wysłana z opóźnionym terminem odbioru. Jest już w tym katalogu, ale pan jej jeszcze nie widzi i nie zobaczy przez… jakąś godzinę. Chyba że wprowadzi pan ten kod. – Palce Wiktorii zatańczyły na klawiaturze i moment później do listy dołączyła kolejna wiadomość. – Na pana miejscu zapoznałabym się z jej treścią.
Marszcząc brwi, Geary przyjrzał się nagłówkowi. Wiadomość poufna, prywatna. Wysłana z pokładu „Nieulękłego”. Otworzył ją i zaczął czytać.
Drogi admirale floty Geary,
mam nadzieję, że wybaczy mi Pan tę formę komunikacji, wydaje mi się jednak, że to najlepszy sposób, aby nie stawiać Pana w niezręcznej sytuacji.
Dotrzymał Pan danego mi kiedyś słowa, lecz pozostają jeszcze te obietnice, których nigdy nie wypowiedzieliśmy. Oboje wiemy, czego one dotyczą. Nie wątpię w Pańską szczerość. Ale pamiętam też, że przebywał Pan przez cały czas wyłącznie na pokładzie „Nieulękłego”, żyjąc w nieustannym stresie, zmuszony do obcowania z wąską grupą ludzi, bez których wsparcia trudno by Panu było wypełniać obowiązki głównodowodzącego. Nic więc dziwnego, że okoliczności wymusiły powstanie emocjonalnych więzów z nimi. Niemniej wkrótce, mając więcej czasu i swobody, może Pan zacząć żałować dawnych obietnic, za co rzecz jasna nie mam zamiaru Pana winić.
I nie będę oczekiwała spełnienia nigdy nie wypowiedzianych obietnic.
Do czasu naszego ponownego spotkania będzie Pan miał okazję rozejrzeć się trochę po świecie i zobaczyć, jak wygląda życie poza pokładem „Nieulękłego”. Dzięki temu będzie mógł Pan podjąć bardziej przemyślane decyzje. Czeka Pana jeszcze wiele wyzwań. I równie dużo możliwości.
Walka pod Pańskimi rozkazami była dla mnie zaszczytem. Mam też nadzieję, że powróci pan na pokład „Nieulękłego”.
Spoglądał na tekst wiadomości przez całą wieczność, a przynajmniej tak to wyglądało z jego perspektywy, w końcu przeniósł wzrok na Rione.
– Cóż to ma znaczyć, u licha?
– Dlaczego pan uważa, że czytałam tę wiadomość?
– Ponieważ znam panią nie od dziś! O co jej chodzi?
Rione rozłożyła ręce.
– Przecież wyłożyła to panu jasno i wyraźnie. Obawia się, że prędzej czy później wielki bohater Black Jack Geary, któremu nie oprze się żadna kobieta, może zapragnąć kogoś innego. – Uśmiechnęła się ironicznie. – A ona, podobnie jak ja, nie zamierza być tą drugą.
– Jak ona może myśleć o mnie w taki sposób? – Geary zachmurzył się, gdy wpadło mu do głowy kolejne pytanie. – Dlaczego chciała, żeby ta wiadomość dotarła do mnie z godzinnym opóźnieniem?
– To akurat mogę sobie wyobrazić – odparła Rione z kpiącym wyrazem twarzy. – Czy nie wysłał pan informacji o swoim wyjeździe, korzystając z podobnej sztuczki?
– Nie, oczywiście, że nie. Chciałem, aby dotarła do dowództwa, kiedy mnie już tu… – Gapił się na Rione, przypominając sobie jedno ze zdań, które Tania napisała: „Do czasu naszego ponownego spotkania”. – Desjani wyjeżdża? Gdzie?
– Czy ja muszę pana o wszystkim informować?
Zaczął myśleć i od razu wpadł na rozwiązanie tej zagadki.
– Kosatka. Leci na urlop do domu. – Geary zaczerpnął tchu, aby się uspokoić. – Dlaczego nie chciała o tym porozmawiać? W końcu moglibyśmy to zrobić.
– Przecież to też napisała wyraźnie. Uważała, że nie jest pan na to jeszcze gotowy.
– Ale dlaczego podjęła tak ważną decyzję bez porozumienia? – Geary zaczynał czuć narastający gniew. – Nie mogę uwierzyć, że wolała uciec, zamiast…
Prychnięcie Rione było na tyle głośne, że kazało mu natychmiast zamilknąć.
– Chce jej pan powiedzieć, że pana zdaniem UCIEKŁA?
Po raz kolejny zaczerpnął głęboko tchu.
– Nie.
– Dobrze. Zatem jeszcze nie wszystko stracone. Ale nadal nie myśli pan o jej uczuciach. Obowiązek i honor podpowiadają jej jedno: aby nie stawała na drodze temu, co musi pan zrobić dla Sojuszu i przyszłych pokoleń. Nawet ja ją szanuję za takie podejście. Te wątpliwości kazały jej się zastanowić nad tym, co pan naprawdę do niej czuje, bo przecież nie mieliście okazji o tym porozmawiać, i jak długo to przetrwa. Czy to nie jest aby zauroczenie spowodowane izolacją? Czy zwykły kapitan może być godnym partnerem kogoś tak potężnego jak pan? Może jej się nawet wydawać, że wróci pan do mnie, skoro już raz mieliśmy romans.
Geary kręcił głową, gorączkowo szukając luk w jej argumentacji.
– Ale…
– A co ona może panu zaoferować – ciągnęła Rione ostrzejszym tonem – oprócz zwykłej miłości, której zresztą nie mogła nigdy wyrazić? Tej miłości, z powodu której ma nieustanne poczucie winy. Miłość wymaga czynów, kapitanie Geary, a jeśli ich nie ma, zaczyna się zwątpienie. W siebie i w innych.