Tym razem kilkakrotnie zaczerpnął tchu, zanim skinął głową.
– Coś pani umknęło. Ona obawia się tego, że będzie postrzegana wyłącznie jako moja partnerka, jako bezimienna towarzyszka życia Black Jacka, a nie jako Tania Desjani, która tak wiele osiągnęła własną pracą.
– No tak. To też ważny powód. I co Black Jack ma zamiar z tym zrobić?
Spojrzał na nią zdziwiony.
– A co powinienem zrobić?
Westchnęła i ustąpiła mu raz jeszcze.
– Co ona by panu doradziła, gdyby stał pan przed podjęciem niezwykle ważnej decyzji?
Zastanowił się nad odpowiedzią.
– Kazałaby mi zaufać instynktowi.
– A co ja panu powiedziałam kilka dni temu, gdy rozmawialiśmy o niej?
– Żebym zaufał instynktowi – przypomniał sobie Geary.
– Może w końcu zaufa pan choć jednej z nas. Co panu podpowiada instynkt w tej chwili?
– Żebym ją odszukał i powiedział, co do niej czuję. Żeby wiedziała, że nigdy nie będzie przeszkodą na drodze mojej kariery. Że dzięki jej honorowi przetrwałem najcięższe chwile. Że zawsze będę przy niej, a ona przy mnie, i na pewno nie pomyślę o żadnej innej.
– Nieźle. – Wskazała ręką na właz. – Na co pan jeszcze czeka?
– Staram się zrozumieć, dlaczego nie chciała zaczekać, aż porozmawiamy. Moglibyśmy to zrobić po raz pierwszy tutaj, na pokładzie tego okrętu.
Tym razem Rione przewróciła oczami.
– Chodziło panu o schadzkę w tej kajucie? Na pokładzie jej okrętu? Tego samego, na którym byliście na siebie skazani przez całe miesiące? Miałaby złapać pana, zanim pan wyjedzie?
– Nie o to…. Czy ona powiedziała coś takiego?
– Oczywiście. Dała panu szansę na wyplątanie się z tego albo na zaczęcie wszystkiego od nowa, gdyby pan zechciał jednak skorzystać z jej oferty. Zrobiła to, by ocalić dumę i honor w przypadku odmowy. A mógłby jej pan odmówić, ponieważ „warunki się zmieniły”.
– Jak mam się z nią spotkać, skoro opuściła już pokład „Nieulękłego”? – Nie wiedział dlaczego, był jednak przekonany, że Desjani już odleciała.
Rione uniosła znacząco brew.
– Dałam panu szansę, żeby ją dogonić, jeśli pan tego naprawdę chce. Ona tego właśnie pragnie się dowiedzieć, więc proszę jej udowodnić, jakie są pańskie intencje, zamiast stać tutaj i rozmawiać ze mną.
Geary pokonał połowę drogi dzielącej go od włazu, zanim przypomniał sobie, że powinien zrobić jeszcze jedno. Odwrócił się i powiedział:
– Dziękuję.
– Za co? – zdziwiła się Rione. – Jeśli mój mąż jeszcze żyje, dzięki zakończeniu wojny i programowi wymiany jeńców wróci wreszcie do domu. To ja powinnam panu podziękować.
– Rozumiem. Do zobaczenia, pani współprezydent.
– Może pan na to liczyć, kapitanie Geary. Mamy jeszcze wiele do zrobienia. – Wskazała palcem na właz. – Pański cel oddala się z każdą chwilą.
Wypadł na korytarz, podbiegł do najbliższego komunikatora i połączył się z mostkiem.
– Gdzie jest kapitan Desjani?
Wachtowy spojrzał na niego i nerwowo przełknął ślinę, zanim odpowiedział:
– Kapitan Desjani jest… no… niedysponowana. Prosiła, żeby jej nie przeszkadzać…
To potwierdziło jego najgorsze podejrzenia.
– Czy jest jeszcze na pokładzie?
Wachtowy zawahał się, ale podjął w końcu decyzję, po czyjej stanąć stronie.
– Nie, sir. Odleciała wahadłowcem niespełna dwie godziny temu na główny terminal pasażerski. – Wypowiadał słowa bardzo szybko, jakby zrzucał z siebie ciężar.
– I nie powiadomiliście mnie, że opuściła pokład „Nieulękłego”?
– Sir, kapitan Desjani rozkazała nam…
– Rozumiem. Podstawcie mi natychmiast wahadłowiec. Ceclass="underline" główny terminal pasażerski na stacji Ambaru.
Wachtowy wyglądał na przerażonego, gdy mu odpowiadał:
– Sir, wszystkie nasze wahadłowce są teraz w przeglądzie. Rzadko kiedy wysyłamy je tam wszystkie naraz, ale to osobisty rozkaz kapitan Desjani. Ten, którym ona poleciała, ma też trafić do warsztatów, jak tylko wróci.
Postarała się, żebym nie miał zbyt lekkiego zadania – pomyślał Geary, starając się znaleźć najlepsze rozwiązanie. Sprowadzenie wahadłowca z innego okrętu zajmie sporo czasu. Nie, to potrwa zbyt długo. I w dodatku zaalarmuje kwaterę główną, że on także zamierza się ulotnić.
Niestety, nie znalazł innego rozwiązania. Już miał rozkazać, by sprowadzono dla niego jakąś maszynę, gdy na ekranie komunikatora pojawił się ten sam wachtowy. Tym razem wyglądał na skonfundowanego.
– Sir, otrzymałem informację, że wahadłowiec z „Inspiracji” prosi o pozwolenie na wejście do doku. Pilot twierdzi, że otrzymał rozkaz przewiezienia bardzo ważnego pasażera. Czy tu chodzi o pana, sir?
Dzięki, Roberto! Nie mam pojęcia, skąd wiesz, co tu się wyrabia, ale jestem twoim dłużnikiem.
– Tak, to maszyna dla mnie. Przekażcie pilotowi, że ma być gotowy do startu, jak tylko wejdę na pokład.
Skończyło się na tym, że musiał odczekać kilka długich minut, zanim wahadłowiec zdołał opuścić pokład „Nieulękłego”.
– Czy wie pan, do którego doku lecimy, sir? – zapytał pilot. – To naprawdę wielki terminal.
– Lądujcie jak najbliżej stanowiska statku, który ma odlecieć na Kosatkę. Jeśli będzie ich kilka, wybierzcie ten, który wystartuje pierwszy.
– Chodzi o jednostki cywilne? – zapytał z powątpiewaniem pilot. – Bez problemu namierzę to miejsce, sir, ale nam wolno lądować tylko w strefach wyznaczonych, więc możemy nie trafić aż tak blisko.
– I nie ma sposobu na to, by pozwolono panu na skorzystanie z cywilnego lądowiska?
– Nie, sir. Chociaż zaraz… Jeśli zgłoszę poważną usterkę, pozwolą mi wylądować na pierwszym wolnym stanowisku.
– Poważną usterkę? – zapytał Geary, starając się zachować obojętny ton.
– Tak, sir. Wie pan, coś w rodzaju… dekompresji przedziału pasażerskiego.
– Rozumiem. Jakie są szanse na to, by taka awaria miała miejsce w czasie, gdy będziemy przelatywać nad naszym celem?
Usłyszał śmiech pilota.
– Dla pana, sir, gotów jestem ogłosić alarm w każdej chwili. Domyślam się także, że powinienem lecieć na wspomniany terminal z maksymalną prędkością?
– Zgadł pan.
– Załatwione, sir.
Dwadzieścia pięć minut później Geary wytoczył się z wahadłowca, którego pilot wykonał kawał dobrej roboty, nie oszczędzając swojej maszyny. Przy wyjściu minął grupkę znudzonych cywili w dziwnie skrojonych ubraniach. Jeden z nich próbował go zatrzymać, lecz Geary zbył go machnięciem dłoni.
– Nie teraz. Spieszę się.
– Ale musi pan… – zaczął mężczyzna i nagle opadła mu szczęka. Rozpoznał twarz rozmówcy.
– Przepraszam, naprawdę się spieszę – powtórzył Geary, mijając go.
W tłumie kręciło się sporo ludzi w mundurach, lecz bardziej rzucały się w oczy cywilne ubrania. Nie tylko dlatego, że przywykł przez te miesiące do jednego koloru i kroju, ale głównie za sprawą odmienności od tego, co znał sprzed hibernacji. Senatorowie z rady nosili się bardzo oficjalnie, urzędowo, a ten styl od bardzo dawna nie ulegał większym modyfikacjom i wciąż przypominał stroje sprzed stu lat. Tymczasem ludzie wypełniający terminal wydawali mu się bardzo dziwni, choć podejrzewał, że zmiany, z jakimi miał do tej pory do czynienia, są tylko czubkiem góry lodowej.
Zachwyt nad modą musiał jednak poczekać przynajmniej do momentu, w którym dotrze do właściwego doku. O ile zdoła go znaleźć na czas. Musiał się przepychać przez gromady ludzi zmierzających w różnych kierunkach, co dodatkowo go opóźniało. Opuścił głowę i brnął przez tłum w kierunku bramy, której numer otrzymał wcześniej od pilota. Starał się ignorować spojrzenia, którymi go obrzucano. Nagle nadział się na sporą grupę marynarzy czekających na swój lot. Wszyscy jak jeden mąż stanęli na baczność i zasalutowali, budząc zdumienie czekających obok wojskowych. Ci ludzie nie znali jeszcze znaczenia tego gestu.