Nie mógł zignorować oddawanego mu salutu. Dopiero gdy odpowiedział na niego marynarzom, mógł się rozejrzeć za szukanym wejściem. Jeden z młodzików, sądząc z naszywek, służący na „Śmiałym”, wystąpił z szeregu i zapytał:
– Pomóc panu w czymś, sir?
– Szukam doku jeden dwadzieścia cztery bravo – odparł Geary. – Muszę się tam znaleźć, i to szybko.
– Zaprowadzimy pana, sir. Proszę za nami.
Marynarze chwycili się za ręce i nie zważając na gniewne protesty roztrącanych, stworzyli żywy klin, aby utorować drogę swojemu dowódcy. Geary ruszył za nimi, uśmiechając się pod nosem mimo dręczącego go wciąż niepokoju. Za plecami słyszał coraz częściej, jak ludzie powtarzają jego nazwisko. Miał nadzieję, że gromadzący się tłum nie ruszy jego śladem.
Chwilę później szarżujący marynarze zatrzymali się, a ich przywódca wskazał admirałowi drogę do wrót.
– Jesteśmy na miejscu. Dzięki niezłomnej załodze liniowca „Śmiały”. Czy możemy liczyć na to, że będzie pan nami dowodził w przyszłości?
Geary zatrzymał się i uśmiechnął do nich.
– Jeśli szczęście nam dopisze. Dzięki. – Jeden szybki salut i znalazł się w poczekalni przylegającej do doku.
Tania Desjani odwracała się właśnie. Miała na sobie zwykły mundur. Czekała na wejście na pokład razem z innymi żołnierzami. Serce zabiło mu mocniej na jej widok. Zamarł, nie mógł się ruszyć przejęty tym, że w końcu ją odnalazł, że stoi tuż przed nim i nie istnieją już żadne bariery, które przeszkodziłyby im w szczerej rozmowie. Tania zrobiła wielkie oczy, gdy go dostrzegła. Geary miał nadzieję, że z radości na jego widok.
Zaraz jednak wzięła się w garść, stanęła w dobrze mu znanej formalnej pozycji.
– Co pana tu sprowadza, sir? – zapytała.
Dostrzegła w tym momencie jego kapitańskie dystynkcje i znów musiała zapanować nad emocjami. Udało jej się to tak szybko, że nie potrafił powiedzieć, jakie naprawdę są jej uczucia.
– Wydaje mi się, że znasz odpowiedź na to pytanie, Taniu. I nie zwracaj się do mnie per „sir”. Nie jestem już dowódcą floty, a ty przestałaś być moją podwładną. Teraz oboje jesteśmy zwykłymi kapitanami. Nie wiem tylko, jakim cudem mogłaś uznać, że zdołam dotrzeć tutaj na czas?
Znów zobaczył w jej oczach błysk radości.
– Radził pan sobie w znacznie gorszych sytuacjach, jeśli tylko pan tego chciał. Cieszy się pan, że udało się panu zdążyć?
– Czy ja się cieszę? – Geary jęknął. – Taniu, gdy tutaj wszedłem, wydawało mi się, że we wszechświecie nie istnieje nikt inny i nic innego prócz ciebie. A czy ty cieszysz się, że mnie widzisz?
– Ja… – zaczęła Desjani i urwała. – Jeśli przeczytał pan wiadomość ode mnie…
– Przeczytałem.
– Wie pan zatem… To nie tak miało… – Wyglądała na zagniewaną. – No dobrze. Czy nie wyraziłam się wystarczająco jasno?
– Nie powiedziałbym, że to było bardzo czytelne przesłanie, ale jakoś udało mi się je rozgryźć. – Nawet on wiedział, że jakakolwiek wzmianka o pomocy Rione mogłaby mieć katastrofalne skutki. – Nie potrzebuję czasu do namysłu. Wiem, czego chcę. I mam nadzieję, że ty też tego chcesz.
Jej gniew ustąpił irytacji.
– Zrobiłam wszystko, by mógł pan ponownie przemyśleć naszą sytuację.
– Dziękuję, ale ja tego wcale nie potrzebowałem.
Desjani pochyliła się ku niemu i zaczęła mówić szeptem. W tym momencie zorientował się, że wszyscy patrzą na nich.
– Zachowuje się pan bardzo samolubnie. Nie miał pan nawet okazji zobaczyć, jak dzisiaj wygląda Sojusz. Za kilka miesięcy może pan myśleć zupełnie inaczej.
– Nie zmienię się. – Geary pokręcił głową. – Taniu, ja miałem już swoje życie, zanim Grendel pokrzyżował mi plany. Znałem wtedy całą masę ludzi. Tak jak dzisiaj, tyle że teraz moje znajomości ograniczają się na razie do personelu floty. Nie spotkałem dawniej kogoś takiego jak ty i dzisiaj też nie potrafię znaleźć drugiej takiej osoby.
– Proszę mnie nie traktować protekcjonalnie, kapitanie Geary. Wiem, jak bardzo pan przeżywał utratę własnej przeszłości.
Stał dłuższą chwilę, spoglądając na nią w milczeniu, nieświadom nawet, jak wielu marynarzy otoczyło jego i Desjani, tworząc żywy mur, który oddzielał ich od reszty pasażerów i tłumu gromadzącego się na zewnątrz poczekalni.
– To bolało – przyznał. – Straciłem wszystko i wszystkich. Ale w końcu zrozumiałem, że też coś zyskałem. Gdybym nie przetrwał do tych czasów, nie mógłbym cię spotkać. Może to właśnie było mi pisane. Trochę trwało, zanim do tego doszedłem.
Desjani nie spuszczała z niego oczu.
– Pan naprawdę wierzy, że żywe światło gwiazd zesłało pana tutaj, żebyśmy mogli się spotkać?
– Dlaczego nie? Może i zrobiłem kilka ważnych rzeczy, ale nigdy bym ich nie dokonał, gdyby nie ludzie, których spotkałem na swojej drodze. A ty byłaś i jesteś osobą najważniejszą spośród nich. Dałaś mi siłę potrzebną do zrobienia tego wszystkiego. Napomykałem ci o tym na tyle, na ile mogłem to sprecyzować. Nie mogę stawić czoła przyszłości bez ciebie, Taniu.
Pokręciła głową.
– Obawiam się, kapitanie Geary, że przecenia pan, i to bardzo, moją rolę w tym wszystkim.
– Nie można przecenić czegoś, co jest bezcenne – odparł zdecydowanie, lecz nieco ciszej. – Nie staniesz na drodze mojej kariery, będziemy służyli razem, jak równy z równym, i przysięgam, że wszyscy się o tym dowiedzą.
– Jest pan niemożliwy. Naprawdę uważa pan, że ktoś zechce tego słuchać?
– Będę powtarzał w kółko, aż to dotrze do wszystkich. Wiesz przecież, że potrafię być uparty, kiedy trzeba.
– Nie musi mi pan tego mówić. – Desjani o mało się nie roześmiała, zaraz jednak znów przybrała srogą minę. – Tak wielu rzeczy nie mogliśmy sobie powiedzieć…
– Wiem. Ale teraz możemy to zrobić. Honorowo. Możemy sobie powiedzieć prawdę w oczy.
– A jak ona wygląda, kapitanie Geary?
– Prawda jest taka, że kocham cię, Taniu. I jestem tego pewien na sto procent.
– Szuka pan ukojenia w trudnym dla siebie momencie.
– Gdybym chciał ukojenia, znalazłbym je, nie stwarzając sobie takich problemów.
– Nie wątpię. Swego czasu znajdował je pan w ramionach innej kobiety. – Ledwie sobie przypomniała o romansie Geary’ego z Rione, w jej oczach na nowo zapłonął gniew.
Nie mógł się tego wyprzeć.
– Tak było. Ale popełniłem błąd. Nigdy jej nie kochałem. Ona też nic do mnie nie czuła.
– A to, że dzielił pan z nią łoże, też nic nie znaczyło?
– Nie. Jest mi przykro, że miałem z nią romans. Mogę powiedzieć tylko jedno na swoją obronę: wtedy jeszcze nie wiedziałem, ile dla mnie znaczysz. A gdy tylko to zrozumiałem, od razu z nią skończyłem. Naprawdę.
Znów spojrzała na niego ze smutkiem.
– Łatwiej byłoby mi złościć się na pana, gdyby był pan mniej otwarty i szczery. Ja też nie jestem ideałem, ale to mnie zabolało.
– Wiem. I już nigdy więcej cię nie skrzywdzę.
– Niech mi pan nie składa obietnic, których żaden człowiek nie jest w stanie dotrzymać. – Desjani pokręciła głową. – Wiem, kim jestem, i całkiem dobrze poznałam pana. Jeśli nawet uda nam się rozwiązać wszystkie inne problemy, to nasz związek będzie… powiedzmy, że będzie sporym wyzwaniem.
– Zdaję sobie sprawę, że będziemy mieli gorsze dni – odparł Geary. – Już je miewaliśmy. Kochanie cię w sytuacji, kiedy nie mogłem wspomnieć o tym nawet słowem, było naprawdę trudne. Może mi nie uwierzysz, ale nie należę do ludzi, którzy lubią uprzykrzać sobie życie.