Obie poczuły się tym tak zaskoczone, że proces myślenia uległ w nich ostatecznemu zahamowaniu. Tereska schyliła się i wzięła do ręki paczkę, która okazała się nadspodziewanie ciężka. Wyprostowała się, trzymając ją w objęciach, i w tej samej chwili, bardzo blisko, tuż za placykiem, na schodzącej w dół alejce, znów rozległy się jakieś gniewne głosy i brzękliwe, metaliczne dźwięki. Okrętka wzdrygnęła się gwałtownie.
– Jezus Maria, prędzej! – jęknęła przenikliwym szeptem.
Tereska na moment straciła głowę. Zamiast włożyć paczkę z powrotem do bagażnika, wepchnęła ją Okrętce do rąk i gwałtownie zatrzasnęła klapę. Po czym, ciągnąc przyjaciółkę przemocą za sobą, wypadła na ulicę. Okrętka opierała się ze wszystkich sił.
– Czyś ty zwariowała, co ty robisz? Ukradłyśmy paczkę! Puść mnie! Wracajmy, trzeba ją oddać! – jęczała, bliska płaczu ze zdenerwowania.
Do Tereski nagle dotarła treść tych jęków. Zatrzymała się tak gwałtownie, że Okrętka wpadła na nią.
– Trzeba mnie było uprzedzić, że idziemy kraść! I w dodatku ciężkie to jak cholera! Zabierz to! Zrób coś!
Tereska nie miała najbledszego pojęcia, co zrobić. Uświadomiła sobie, że istotnie, zgodnie z jej pobożnym życzeniem, ukradły paczkę, i zrobiło jej się słabo. Nigdy w życiu dotychczas żadna z nich niczego nie ukradła. Jak się w takich wypadkach postępuje? Trzeba chyba czym prędzej to zwrócić!
Przejęła łup, którego Okrętka za wszelką cenę starała się pozbyć, i zawróciła.
– Trzeba to nieznacznie podrzucić z powrotem – zadecydowała. – Przestań się awanturować, skąd ja miałam wiedzieć, że będziemy coś kradły! Nie umawiałam się przecież z tym facetem! Pomyliłam się, trudno. Każdy ma prawo popełnić pomyłkę.
Dotarły do placyku i stanęły jak wryte. Jacyś ludzie zataczali beczkę po smole na poprzednie miejsce, głośno dając wyraz niezadowoleniu i precyzując swoją opinię o tym chuliganie, który ją zepchnął na dół. Ustawili ją, po czym zaczęli wydobywać i zapalać papierosy, nie zdradzając zamiaru odejścia. Jeden z nich wyciągnął z kieszeni flaszkę, którą odbił zręcznym ruchem.
– No to koniec – powiedziała grobowo Tereska, patrząc na nich ze śmiercią w oczach. – Chyba że poczekamy, aż się kompletnie upiją i zasną.
– Nigdy w życiu nie upiją się we trzech jednym półlitrem – odparła stanowczo Okrętka.
– No to co będzie?
– Nie wiem.
Stały nadal, niewidoczne w mroku, bezradnie przyglądając się miłemu zebraniu towarzyskiemu. Paczka nie tylko ciążyła, ale wręcz gryzła w ręce. Trzej faceci wykończyli płyn w butelce, ustawili ją ładnie obok beczki i przydeptali niedopałki papierosów. Postali jeszcze chwilę, gawędząc, po czym bez pośpiechu wyszli na Puławską. Tereska poruszyła się.
– No! – zaczęła z ulgą.
W tym momencie w alejce pojawił się ktoś nowy. Młody człowiek powoli podchodził pod górę, obserwując pod nogami ślady smoły. Spojrzał na beczkę, rozejrzał się po placyku, podszedł do Fiata i w zadumie zaczął go oglądać.
– Czy to jest galeria sztuki? – spytała Okrętka z furią. – Czy całe miasto musi tędy przechodzić? To jest trasa pielgrzymek?
– Ja go znam – odparła Tereska z ożywieniem. – Ma najpiękniejsze oczy na świecie. To znaczy, nie znam go, tylko z nim raz rozmawiałam. Bardzo sympatyczny.
– Jeżeli sympatyczny, to powinien natychmiast stąd odejść!
W alejce pojawiła się następna postać. Młoda dama, szalenie elegancka, uczesana w niezwykłe oryginalny kok, w cudownie pięknych pantoflach, wyszła na placyk i na widok młodego człowieka wydała okrzyk, znamionujący radosne zdziwienie. Stukając obcasami po asfalcie podeszła bliżej. Młody człowiek oderwał się od kontemplacji i przywitał ją z umiarkowanym zapałem.
Przejeżdżające ulicą Puławską pojazdy głuszyły treść ich konwersacji, rozgrywająca się jednakże na placyku niema scena była tak atrakcyjna, że Tereska i Okrętka zapomniały niemal, po co tu stoją. Młoda dama, wdzięcznie uśmiechnięta, położyła lekko dłoń na rękawie młodego człowieka. Młody człowiek łagodnie usunął rękaw. Młoda dama uczyniła gest w kierunku skweru, młody człowiek potrząsnął głową z przepraszającym wyrazem twarzy. Młoda dama przybrała grymas rozczarowania, lekko tupnęła słupem pod pantofelkiem i ujęła młodego człowieka za rękę, pociągając za sobą. Młody człowiek z ukłonem ucałował jej dłoń i uwolnił rękę, zatrzymując się przy tylnym zderzaku Fiata. Młoda dama zrezygnowała z pociągania i przysunęła się do niego bliżej, mówiąc coś z ożywieniem i czyniąc gest tym razem w kierunku Puławskiej. Młody człowiek znów potrząsnął głową i spojrzał na zegarek.
– Nachalna dziwa – szepnęła Okrętka ze zgorszeniem i niesmakiem. – Podrywa go, aż się niedobrze robi.
– Stara gropa – odszepnęła Tereska ze wzgardą. – Starsza od niego. Ma chyba ze dwadzieścia pięć lat. Ale twardo się trzyma…
– Też sobie miejsce znalazła na romanse! Nie może podrywać gdzie indziej?
– Przylazła tu specjalnie za nim, to przecież widać. I nie odejdą stąd, dopóki ona się nie odczepi. On za skarby świata nigdzie z nią nie pójdzie!
– W takim razie zostaną tu do końca życia, bo ona się nie odczepi. Ciekawe, dlaczego mu się nie podoba…
– Oni mają dziwaczny gust. Może za stara? Na litość boską, niech już idzie! Co za uparta kretynka! Czy ona w ogóle nie ma ambicji?
– Co tu ma do rzeczy ambicja? – spytała Okrętka filozoficznie.
Młody człowiek musiał widocznie użyć jakichś argumentów niesłychanej wagi, bo na obliczu młodej damy ukazał się trwały wyraz rozczarowania i zniechęcenia. Pozwoliła wyprowadzić się na ulicę i wyciągnęła rękę za pożegnanie. Tereska i Okrętka cofnęły się głębiej w mrok.
– No idź już, ty harpio! Zostaw ją, do diabła, pożegnaj się, czego jeszcze z nią ględzisz! – syczała Tereska z wściekłością.
Młody człowiek jakby usłyszał, ukłonił się, odwrócił się i szybkim krokiem podążył w kierunku południowym. Młoda dama patrzyła za nim przez chwilę, po czym westchnęła i ruszyła w kierunku północnym. Okrętka chwyciła Tereskę za ramię.
– Teraz! – krzyknęła zdławionym szeptem.
Tereska uczyniła wypad jedną nogą w kierunku Fiata i zatrzymała się tak gwałtownie, że omal nie upuściła tulonej w objęciach paczki. Przez bramę przeczołgał się, porykując silnikiem i świecąc reflektorami, następny samochód. Kierowca ustawił go obok Fiata i zgasił motor. W ciszy, która na moment zapanowała, Okrętka usłyszała obok siebie zgrzytanie zębów.
– W życiu bym nie przypuszczała, że to jest takie ruchliwe miejsce – zawarczała Tereska. – Co ten bydlak teraz zrobi?!
Bydlak wysiadł z samochodu, pogwizdując otworzył maskę i zaczął wykręcać i oglądać świece. Przy jednej gwizdnął głośniej, otworzył także bagażnik, wyjął z niego jakieś pudełko i zaczął w nim gmerać.
– Czy już całą resztę życia spędzimy w tym miejscu? – spytała Okrętka złowieszczo. – Czy nie możemy stąd iść gdziekolwiek?!
– Jak?! Z tym? – zdenerwowała się Tereska. – I co z tym zrobimy, na litość boską?! Popełniłyśmy kradzież, pierwszy milicjant ma prawo nas zaaresztować! Musimy podrzucić!
– Przecież sama chciałaś ukraść, żeby zobaczyć, co w niej jest!
– Ale już nie chcę oglądać, wszystko mi jedno, co w niej jest, nie ma gdzie oglądać, taka ciężka, że chyba kamienie, potem będzie za późno!
– Nie chcę cię martwić, ale chyba już jest za późno…
Obok Fiata pojawił się nagle, nie wiadomo skąd, niski, czarny, krępy facet. Popatrzył na kierowcę sąsiedniego samochodu, oglądającego wydobyte z pudełka świece, otworzył Fiata i usiadł za kierownicą. Nie zapalał silnika, nie ruszał, odkręcił sobie okno i zapalił papierosa. Wyglądało na to, że ma zamiar spędzić miły wieczór w samochodzie.