– W ogóle głupio – rzekła po chwili.
– Byłoby nam o wiele wygodniej, gdybyśmy miały samochód. Oni jeżdżą, a my latamy.
– Pewnie. W lecie miałyśmy przynajmniej wózeczek…
– Zygmunt, jak był na święta, odkręcił kółka i przyczepił płozy. Powiedział, że możemy sobie pozjeżdżać na saneczkach z górki. Idiota.
Tereska przerąbała bardzo sękaty klocek i z troską spojrzała na malejący stos.
– Drewno się kończy – powiedziała posępnie. – Ojciec się stara o jakieś tam hurtem, ale chyba zabraknie, zanim się postara. Będę musiała jechać po karcze do chłopów. Szkoda, że nie mieszkamy pod lasem…
– Hej, tyyyy! – zawył nagle Januszek ze schodów. – Jesteś tam?
– Nie, nie ma mnie! – odkrzyknęła Tereska. – Drzewo się samo rąbie! Bo co?!
– Milicja po ciebie przyszła! Chodź prędko! Nie będzie mniej niż dożywocie!
– Półgłówek – mruknęła Tereska. Zostawiła na pieńku ustawiony właśnie klocek i ruszyła na górę, niosąc w ręku swój katowski topór. Okrętka, zainteresowana, poszła za nią.
W hallu czekał Krzysztof Cegna, udzielający wymijających odpowiedzi na pytania państwa Kępińskich.
– O, dobrze, że panie są razem – powiedział z ulgą na widok Okrętki. – Panie pójdą ze mną, bo trzeba złożyć zeznania i rozpoznać ludzi. Ze zdjęć.
– Moje dziecko, czy ty byś nie mogła zostawiać tego narzędzia tam, gdzie rąbiesz? – spytał równocześnie z rezygnacją pan Kępiński. – Musisz to nosić ze sobą?
Tereska spojrzała na topór i łypnęła okiem na rodziców. Krzysztof Cegna nieświadomie podkładał jej nie tyle może całą świnię, ile małe prosiątko. Nie miała najmniejszej ochoty wprowadzać ich w tajniki swojej działalności śledczej. Od razu zaczęłyby się komentarze, zakazy i rozmaite krzyki, a ona doprawdy nie miała teraz głowy do rodziny i przynajmniej z tej strony chciała mieć święty spokój. Przez chwilę nie wiedziała, co zrobić, nabrała bowiem obaw, że on powie coś więcej. Obie z Okrętką muszą się ubrać, a jemu przez ten czas trzeba koniecznie zatkać gębę…
– Już idziemy – powiedziała pośpiesznie i niewiele myśląc wetknęła mu topór do rąk. – Zanim się ubierzemy, niech pan to zaniesie do piwnicy. Tato, drewno się kończy, zrób coś!
Zarówno obdarowanemu, jak i państwu Kępińskim na moment odjęło mowę. Odwrócona tyłem do rodziców Tereska konspiracyjnie mrugnęła okiem i zrobiła grymas tak straszliwy, że wpatrzony w nią od przodu Januszek zachłysnął się z podziwu. Krzysztof Cegna zareagował prawidłowo.
– Tak jest! – powiedział i wykonał w tył zwrot w kierunku piwnicznych schodów.
Zanim państwo Kępińscy zdążyli oprzytomnieć i zaprotestować, zanim Krzysztof Cegna przełamał ich opór w kwestii noszenia topora, zanim wrócił z piwnicy, Tereska i Okrętka były gotowe do wyjścia. Wypchnęły go z domu, nie dopuszczając do dalszej konwersacji.
– Januszek, co to znaczy? – spytała podejrzliwie pani Marta.
– Nic takiego – odparł Januszek obojętnie. – One się z tym milicjantem zaprzyjaźniły i on się z jedną z nich ożeni. Tylko na razie nie wiadomo, z którą. Nie mam teraz czasu na rozmowy, muszę odrabiać lekcje…
W radiowozie Tereska wyciągnęła z torebki gruby plik fotografii i z satysfakcją wręczyła go wspólnikowi.
– Przy moich rodzicach niech pan nic nie mówi – ostrzegła. – Oni są gorsi od pańskiego majora. A tu pan ma te samochody i tych facetów, ale nie trafiłyśmy, niestety, na żadne porządne przestępstwo.
Krzysztofa Cegnę ponownie zamurowało, ale zdjęcia chwycił łapczywie.
– O, jak rany, to przecież właśnie o to chodzi – powiedział po chwili z ożywieniem, przeglądając je. – Macie tych facetów rozpoznać na zdjęciach i złożyć szczegółowe zeznania. Niedługo będzie chyba koniec całej afery, bo już ich prawie mają. Tylko jednego drobiazgu brakuje…
– A pan co? – zaniepokoiła się Tereska. – Pan jak wygląda?
– Całkiem nieźle. Trochę mi się udało zadziałać, ale wolałbym więcej. Cała trudność leży w tym, że jest zima.
– Jak to?
– Te miejsca, gdzieście były, to rzeczywiście mogą być meliny. Muszą tam chować te rzeczy z przemytu, bo już naprawdę nie ma innej możliwości. A jeżeli zakopali, to niby jak teraz znaleźć, skoro ziemia zmarznięta? Po ogrodach mogą chować, gdzie popadnie, ogrodnik zawsze grzebie w ziemi i nie wiadomo, czy coś tam posiał, czy zakopał. Teraz trudniej.
– To po co było czekać do zimy? – spytała Okrętka potępiająco. – Nie lepiej było znaleźć na jesieni? Myśmy już dawno mówiły…
– Tak, ale nikt nie wierzył, bo żadne ślady do nich nie prowadzą. Znaczy, udział biorą, ale nie dowożą. W ogóle tego zrozumieć nie można…
– Im też jest trudniej – przerwała Tereska. – Też chyba teraz nie zakopują do tej zamarzniętej ziemi. Gdzie indziej chowają.
– Pewnie, tylko ciągle nie wiadomo, gdzie.
Obie bardzo dumne z siebie, przejęte i zainteresowane sytuacją, z zaciekawieniem i w skupieniu obejrzały stosy najrozmaitszych fotografii. W komendzie, oprócz dzielnicowego, czekało na nich dwóch sympatycznych panów, przed którymi Krzysztof Cegna uporczywie usiłował stawać na baczność. Jednym z nich był major o ptasiej twarzy. Zdjęcia, wśród licznych osób obcych, przedstawiały także kilku znajomych.
– To jest ten mały, czarny, kudłaty, który jeździ Fiatem – mówiła Tereska bez chwili wahania, podczas gdy Okrętka potwierdzająco kiwała głową. – O, jest ten z uchem, ten z Opla. O! Jest i ten z Mercedesa, Napoleon pod Moskwą!
– O! – zawołała Okrętka z ożywieniem, zmieszanym z lekką zgrozą. – Jest obłąkaniec! O Boże, on mi się przyśni! O, a ten co tu robi!
Jedna podobizna przedstawiała podobnego do małpy młodzieńca z Tarczyna.
– Tego panie też znają? – zainteresował się major.
Okrętka kiwnęła głową.
– To jest najszlachetniejszy człowiek pod słońcem – oświadczyła stanowczo. – Nie rozumiem, co on tu robi, w tej kolekcji przestępców. Pewnie został pokrzywdzony.
Obaj panowie popatrzyli na siebie, potem na dzielnicowego, a potem na Okrętkę.
– Najszlachetniejszy, mówi pani… A, przepraszam, czy może nam pani wyjaśnić, jak się objawia ta jego szlachetność?
Z wielkim zapałem Okrętka jeszcze raz opisała szczegóły katorżniczej akcji zbierania drzewek, przy czym dla odmiany teraz Tereska kiwała głową potwierdzająco. Słuchający panowie przyglądali jej się z nadzwyczajnym zajęciem. Zaznajomieni ze sprawą już wcześniej dzielnicowy i Krzysztof Cegna przezornie milczeli.
– No tak – powiedział towarzysz major, kichnąwszy jakoś dziwnie. – Z wyglądu sądząc, zdawałoby się, że najgorszy bandzior, a tu proszę! Taki przyzwoity facet. Panie mają nadzwyczajne wiadomości!
– My możemy mieć więcej, gdyby panowie sobie życzyli – zaproponowała Tereska uprzejmie i żywo.
Wszyscy przedstawiciele władz zaprotestowali zgodnie z taką gwałtownością, że aż ją to zdziwiło. W obliczu położonych zasług wydało jej się to co najmniej nie na miejscu. W końcu o co właściwie chodzi? Niebezpieczeństwa żadnego, a przydatność duża…
Przedstawiciele władz na widok wyrazu twarzy Tereski poczuli zdecydowany niepokój. Było widoczne jak na dłoni, że jej chęć uczestniczenia w akcji nie da się przytłumić żadną siłą ludzką. Nie sposób przewidzieć, czego jeszcze zdoła się dowiedzieć i co w związku z tym zrobi. Na myśl, że oprócz przestępców trzeba będzie jeszcze pilnować i Tereski, ogarnęła ich niemal panika. Panika spowodowała nadgorliwość…
– Zauważyłaś, czego nam zabraniali? – powiedziała Tereska z satysfakcją, kiedy już po złożeniu wszelkich możliwych zeznań i podpisaniu protokołów wyszły z komendy.