– Zapewne, i to się na to składa. Życie idzie naprzód, Jaromilu, życie domaga się swego…
Wierność kobiety poległemu bohaterowi należała do świętych mitów Jaromila; była gwarancją, że absolut miłości nie jest tylko wymysłem poetów, lecz że istnieje naprawdę i że warto dla niego żyć. – Jak mogą kobiety, które przeżyły wielką miłość, barłożyć się potem z kimś innym? – pomstował na niewierne wdowy. – Jak mogą w ogóle kogoś dotknąć, gdy mają w pamięci męża, którego męczono i zabito? Jak mogą zamęczonego jeszcze męczyć, zamordowanego znowu mordować? Przeszłość ma na sobie odzienie z mieniącej się tafty. Mama odmówiła sympatycznemu koledze i cała jej przeszłość znów zmieniła się zupełnie w jej oczach.
Przecież to nieprawda, że zdradziła malarza ze względu na męża. Opuściła go ze względu na Jaromila, dla którego chciała zachować spokój rodzinnego domu! Jeżeli żyje do dzisiaj w obawie przed własną nagością, dzieje się tak z powodu Jaromila, który oszpecił jej brzuch. Nawet miłość męża straciła z jego powodu, gdyż uparcie i za wszelką cenę obstawała przy jego narodzeniu! Od początku wszystko jej tylko zabierał!
12
Kiedy indziej (miał już wówczas za sobą wiele prawdziwych pocałunków) szedł alejkami Stromovki z dziewczyną, którą poznał na lekcjach tańca. Ich rozmowa przed chwilą umilkła i w ciszy słychać było ich krok, wspólny krok, który zdradzał im to, czego do tej pory nie odważyli się nazwać: że idą razem i że skoro idą razem, to chyba się kochają; kroki rozlegające się pośród ich milczenia utwierdzały ich w tym, szli coraz wolniej, aż nagle dziewczyna położyła Jaromilowi głowę na ramieniu. Było to niewypowiedzianie piękne, tylko że zanim Jaromil zdołał zakosztować tego piękna, poczuł, że jest podniecony i to w sposób bardzo widoczny. Przestraszył się. Myślał o tym, by widoczny dowód ' podniecenia jak najprędzej zniknął, lecz im bardziej tego pragnął, tym mniej pragnienie to się spełniało. Lękał się, że oczy dziewczyny ześlizgną się po nim w dół i zobaczą ten kompromitujący gest ciała.
Starał się zwrócić jej spojrzenie ku górze, mówił o ptakach w koronach drzew i o obłokach.
Ten spacer był pełen szczęścia (dotąd żadna kobieta nie położyła mu głowy na ramieniu, a on w tym geście widział oddanie sięgające aż po sam koniec życia), ale zarazem pełen wstydu. Bał się, by jego ciało nie powtórzyło przykrej niedyskrecji. Po długim namyśle wziął z mamy bieliźniarki długą i szeroką wstążkę i przed następną randką przewiązał ją sobie pod spodniami, tak by ewentualny dowód podniecenia został przywiązany do nogi.
13
Wybraliśmy ten epizod spośród dziesiątków innych, by móc powiedzieć, że największym poznanym dotychczas szczęściem była dla Jaromila dziewczęca głowa oparta na jego ramieniu.
Dziewczęca głowa oznaczała dla niego więcej niż dziewczęce ciało. Ciała zbytnio nie rozumiał (czym właściwie są ładne kobiece nogi? jak mają wyglądać ładne pośladki?), podczas gdy twarz była dla niego zrozumiała i tylko ona decydowała w jego oczach o urodzie kobiety. Nie chcemy przez to powiedzieć, że ciało go nie interesowało. Wyobrażenie dziewczęcej nagości wywoływało w nim zawrót głowy. Zaznaczmy jednak wyraźnie tę delikatną różnicę:
Nie tęsknił do nagości dziewczęcego ciała; tęsknił za dziewczęcą twarzą oświetloną nagością ciała.
To ciało było poza granicami doświadczenia i właśnie dlatego napisał o nim mnóstwo wierszy. Ileż to razy w jego ówczesnych wierszach pojawia się choćby kobiece łono! Jednakże za pomocą cudownej poetyckiej magii (magii niedoświadczenia) uczynił Jaromil z tego organu służącego do rodzenia i spółkowania kłębiasty przedmiot i temat figlarnych snów.
W jednym z wierszy pisał więc, że wewnątrz jej ciała jest mały zegarek, który tyka.
Gdzie indziej wyobrażał sobie, że jest to dom niewidzialnych istot. Kiedy indziej znów dał się unieść wizji otworu i widział samego siebie zamienionego w dziecięcą kulkę, która długo spada tym otworem, aż w końcu zamienia się w sam upadek, upadek, który jej ciałem dożywotnio spada.
W innym wierszu dziewczęce nogi zmieniły się w dwie zlewające się rzeki; wyobrażał sobie w tej delcie tajemniczą górę, którą nazwał wymyślonym imieniem brzmiącym jak słowo z Biblii: góra Sejn. Gdzie indziej mówił znów o wielkiej włóczędze welocypedysty (to słowo wydawało mu się piękne jak zmierzch), który zmęczony jedzie krajobrazem; tym krajobrazem jest jej ciało, a dwiema kupkami siana, w których pragnąłby zasnąć są jej piersi.
Było to takie wspaniałe – włóczyć się po kobiecym ciele, nieznanym, nie widzianym, nierzeczywistym, po ciele bez smrodu, wysypki, bez drobnych wad i chorób, po ciele wyimaginowanym, po ciele – wymarzonym miejscu zabaw! Było to takie wdzięczne – mówić o kobiecej piersi i łonie takim tonem, jakim opowiada się dzieciom bajki; tak, Jaromil żył w kraju czułości, czyli w kraju sztucznego dzieciństwa. Mówimy sztucznego, ponieważ prawdziwe dzieciństwo nie jest żadnym rajem i nie jest nawet zbyt czułe.
Czułość rodzi się w chwili, gdy człowiek zostaje wyrzucony na próg dojrzałości i poniewczasie zaczyna uświadamiać sobie zalety dzieciństwa, z których jako dziecko nie zdawał sobie sprawy.
Czułość jest lękiem przed wiekiem dojrzałości.
Czułość jest próbą stworzenia sztucznej przestrzeni, w której obowiązuje umowa, że będziemy do tego drugiego zwracać się jak do dziecka. Czułość jest także lękiem przed cielesnymi konsekwencjami miłości; jest to próba wydobycia miłości z państwa dojrzałości (w którym jest zobowiązująca, zwodnicza, pełna odpowiedzialności i pełna ciała) i traktowania kobiety jak dziecko.
Leciutko stuka sercem swego języka, pisał w jednym z wierszy. Zdawało mu się, że jej język, mały palec, pierś, pępek są samodzielnymi istotami, które rozmawiają ze sobą niesłyszalnym głosem; wydawało mu się, że dziewczęce ciało składa się z tysiąca istot i że kochać to ciało, znaczy przysłuchiwać się tym istotom i słyszeć jak tajemniczym językiem rozmawiają ze sobą obie jej piersi.
14
Dręczyła się wspomnieniami. Kiedyś jednak, gdy znowu długo spoglądała wstecz, zobaczyła tam hektar raju, w którym żyła z Jaromilem jako niemowlęciem, i musiała się poprawić: nie, to nieprawda, że Jaromil wszystko jej zabierał, przeciwnie, dał jej najwięcej ze wszystkich. Dał jej kawał życia nie zbrukanego kłamstwem. Żadna Żydówka z obozu koncentracyjnego nie może przyjść, by powiedzieć jej, że pod tym szczęściem kryła się obłuda i nicość. Ten hektar raju to była jej jedyna prawda.
I przeszłość (jak gdyby obracała kalejdoskopem) już znowu wyglądała inaczej: niczego cennego Jaromil jej nie wziął, zerwał tylko pozłacaną maskę z czegoś, co było jedynie kłamstwem i fałszem. Jeszcze zanim się narodził, pomógł jej odkryć, że mąż jej nie kocha, a trzynaście lat później uchronił ją od szalonej przygody, która nic by jej nie dała oprócz nowego żalu.
Mówiła sobie, że wspólne przeżycie dzieciństwa Jaromila jest dla nich zobowiązaniem i świętym przymierzem. Coraz częściej uświadamiała sobie jednak, że syn zdradza to przymierze. Gdy do niego mówiła, widziała, że jej nie słucha, i głowę ma pełną myśli, którymi nie chce się z nią podzielić. Stwierdziła, że się jej wstydzi, że zaczyna strzec swoich drobnych tajemnic, cielesnych i duchowych, i zasłania się zawojami, przez które ona nic nie widzi.
Bolało ją to i drażniło. Czyż w tej umowie, którą wspólnie spisali, gdy był małym dzieckiem, nie było napisane, że będzie z nią zawsze żyć ufnie i bez wstydu?