Выбрать главу

– Ależ, mamo, to nieporozumienie! Ja tych szuflad w ogóle nie używam! Jeżeli są zamknięte, to przez przypadek! Mama wiedziała, że syn kłamie, ale to nie było ważne: ważniejsza od kłamliwych słów była pokora głosu proponującego pojednanie.

– Chciałabym ci wierzyć, Jaromilu. – Uścisnęła mu rękę.

Potem pod wpływem jego spojrzenia uświadomiła sobie ślady łez na twarzy i odeszła do łazienki, gdzie przeraziła się własnego odbicia w lustrze; zapłakana twarz wydawała jej się brzydka; wyrzucała sobie teraz również szarą suknię, w której wróciła z biura. Szybko umyła się zimną wodą, przebrała się w różowy szlafrok, poszła do kuchenki i wróciła z butelką wina. Potem rozgadała się o tym, że ich dwoje znowu powinno sobie ufać, gdyż na tym smutnym świecie nie mają nikogo poza sobą. Mówiła długo na ten temat i zdawało jej się, że oczy, którymi Jaromil się w nią wpatruje, są przyjazne i wyrażają zgodę. Pozwoliła więc sobie powiedzieć, że nie wątpi w to, iż Jaromil, dziś już student, ma na pewno swe prywatne tajemnice, które ona respektuje; nie chciałaby tylko, żeby kobieta, z którą Jaromil może się spotyka, zmąciła ich wzajemny stosunek.

Jaromil słuchał cierpliwie i ze zrozumieniem. Jeżeli unikał mamy w ostatnim roku, to dlatego, że jego żal wymagał samotności i ciemności. Jednak od czasu, gdy zakotwiczył się na słonecznym brzegu ciała rudowłosej, pragnął światła i pokoju; niezgoda z matką przeszkadzała mu. Do powodów natury uczuciowej dołączyły się też bardziej praktyczne względy: ruda miała swój samodzielny pokój, podczas gdy on, mężczyzna, mieszka u mamy i może realizować swoje samodzielne życie tylko dzięki samodzielności dziewczyny. Gorzko odczuwał ten brak równouprawnienia i był zadowolony, że mama siedzi tu z nim w różowym szlafroku przy winie i wygląda jak całkiem przyjemna młoda kobieta, z którą może po przyjacielsku dogadać się co do swych praw. Powiedział jej, że nie ma przed nią nic do ukrycia (mamę ścisnęło w gardle w trwożliwym oczekiwaniu) i rozgadał się o rudowłosej dziewczynie. Zataił przy tym fakt, że mama zna ją z widzenia ze sklepu, w którym robi zakupy, niemniej jednak wyznał jej, że panna ma osiemnaście lat i nie jest żadną studentką, lecz zupełnie prostą dziewczyną, która (powiedział to niemal bojowo) zarabia na swe życie własnymi rękami.

Mama nalewała sobie wina i wydawało się, że wszystko obraca się na lepsze. Obraz dziewczyny, który przed nią malował rozgadany syn, rozpraszał jej niepokój: dziewczyna była młodziutka (straszliwe widmo rozpustnej kobiety szczęśliwie się rozpływało), nie była zbyt wykształcona (mama nie musiała się więc bać siły jej wpływu) i wreszcie Jaromil aż podejrzanie podkreślał jej prostotę i sympatyczność, z czego wywnioskowała, że dziewczyna nie jest najładniejsza (toteż mogła z ukrywanym zadowoleniem spodziewać się, że zainteresowanie syna zbyt długo nie potrwa).

Jaromil wyczuł, że mama spogląda na obraz rudej dziewczyny bez dezaprobaty, i był szczęśliwy: wyobraził sobie, jak tu, przy wspólnym stole siedzieć będzie z mamą i z rudą, z aniołem swego dzieciństwa i z aniołem swej dojrzałości; wydawało mu się to wspaniałe jak pokój; pokój pomiędzy domem i światem; pokój pod skrzydłami dwóch aniołów.

Po długim czasie byli znowu, matka i syn, szczęśliwie ufni. Mówili jedno przez drugiego, ale Jaromil ani na moment nie spuszczał przy tym z oczu swego małego praktycznego celu: prawa do swojego pokoju, do którego mógłby przyprowadzić dziewczynę i być z nią tak długo, jakby sam zechciał; zrozumiał bowiem, że prawdziwie dorosły jest tylko ten, kto jest nieskrępowanym panem jakiejś zamkniętej przestrzeni, w obrębie której wolno mu robić, co chce, gdzie przez nikogo nie jest obserwowany ani kontrolowany. Tak też (okrężnie i ostrożnie) przedstawił to mamie; będzie ponoć bywał w domu tym chętniej, im bardziej będzie mógł się tu uważać za pana samego siebie.

Nawet pod zasłoną wina mama pozostawała czujnym tygrysem: od razu wiedziała, do czego syn zmierza.

– Jak to, Jaromilu, czyżbyś nie czuł się tu panem siebie?; Jaromil powiedział, że bardzo mu się w domu podoba, ale chciałby. mieć prawo zaprosić sobie tutaj, kogo chce. i żyć w domu równie samodzielnie, jak mieszka ruda u swego najemcy.

Mama zrozumiała, że Jaromil stwarza jej tu wielką okazję; przecież ' i ona ma różnych wielbicieli, których musi odrzucać, ponieważ boi się potępienia Jaromila. Czyż nie mogłaby sobie teraz przy odrobinie zręczności kupić w zamian za swobodę Jaromila także trochę swobody dla siebie? Kiedy jednak wyobraziła sobie, że Jaromil jest w swym, dziecinnym pokoju z obcą kobietą, zrodził się w niej sprzeciw nie do pokonania.

Musisz zdawać sobie sprawę, że jest jakaś różnica między matką i najemcą – powiedziała dotknięta i w tej samej chwili wiedziała już, że w ten sposób sama sobie dobrowolnie zabrania tego, by znowu żyć jak kobieta. Zrozumiała, że jej odraza do życia erotycznego syna jest większa od tęsknoty jej ciała za własnym życiem i przeraziła się tego odkrycia.

Jaromil, który skupił się wyłącznie na swym celu, nie zdawał sobie ', sprawy z mamy nastroju i kontynuował przegraną walkę, używając kolejnych daremnych argumentów. Dopiero po chwili zauważył, że mamie płyną po policzkach łzy. Przestraszył się, że obraził anioła swego ' dzieciństwa i umilkł. W zwierciadle maminych łez jego pretensje do niezależności jawiły mu się nagle jako zuchwałość, bezczelność, ba – obleśna bezwstydność.

Mama zaś była zrozpaczona: widziała, jak przepaść między nią i synem z powrotem się otwiera. Nic nie zyskuje, tylko znowu wszystko traci. W pośpiechu zastanawiała się, co zrobić, aby nie przerwać do reszty tej cennej nici porozumienia z synem; ujęła go za rękę i ze łzami w oczach powiedziała:

– Ach, Jaromilu, nie gniewaj się; martwię się tym, że się tak zmieniłeś; strasznie się zmieniłeś w ostatnim czasie.

– Jak to, ja się zmieniłem? Wcale się nie zmieniłem, mamo.

– Zmieniłeś. I powiem ci, co mnie najbardziej boli w tej zmianie. Że już nie piszesz wierszy. Pisywałeś takie ładne wiersze i już przestałeś, i to mnie boli.

Jaromil chciał coś powiedzieć, ale mama nie dopuściła go do głosu. – Uwierz swojej matce: znam się na tym trochę; jesteś ogromnie utalentowany; to jest twoje przeznaczenie; nie powinieneś go zdradzić; jesteś poetą, Jaromilu, jesteś poetą i boli mnie, że o tym zapominasz.

Jaromil słuchał niemal z zachwytem maminych słów. To prawda, anioł dzieciństwa rozumie go jednak najlepiej ze wszystkich! Czy i on sam nie martwił się, że już nie pisze wierszy?

– Mamo, ja już znowu piszę wiersze, piszę je! Ja ci je pokażę!

Nie piszesz, Jaromilu – mama pokręciła ze smutkiem głową – nie staraj się mnie oszukać, wiem, że ich nie piszesz.

– Piszę! Piszę! – wołał Jaromil i pobiegł do swego pokoju, otworzył szufladę i przyniósł wiersze.

I mama spoglądała na te same wiersze, które czytała przed kilkoma godzinami, klęcząc przed biurkiem Jaromila:

– Ach, Jaromilu, te są piękne! Zrobiłeś duże postępy, duże postępy! Jesteś poetą, a ja jestem taka szczęśliwa…

2

Wszystko zdaje się świadczyć o tym, że ta Jaromila olbrzymia tęsknota za nowym (ten kult Nowego) była jedynie nieokreśloną projekcją tęsknoty cnotliwego młodzieńca za niewiarygodnością nie znanego dotąd spółkowania; gdy po raz pierwszy spoczął na brzegu ciała rudej, przebiegła mu przez głowę dziwna myśl, że już wie, co to znaczy być absolutnie nowoczesnym; być absolutnie nowoczesnym oznacza leżeć na brzegu ciała rudej.

Był więc taki szczęśliwy i pełen entuzjazmu, że miał ochotę recytować dziewczynie wiersze; przeleciały mu przez głowę wszystkie, które umiał na pamięć (własne i cudze), ale uświadomił sobie (zresztą z pewnym przerażeniem), że rudej żadne z nich by się nie podobały i pomyślał, że absolutnie nowoczesne są tylko te wiersze, które jest w stanie przyjąć i zrozumieć ruda, dziewczyna z mas.