Obydwa rzędy siedzące naprzeciwko siebie były w przybliżeniu równe liczebnie i siedziały tu na wprost siebie jak dwie drużyny piłkarskie; Jaromil miał wrażenie. że milczenie, które zapadło, jest ciszą przed jakimś meczem; a ponieważ to milczenie trwało już prawie pół minuty, zdawało mu się, że jedenastka poetów traci pierwsze punkty.
Jaromil nie doceniał jednak swoich kolegów; przecież niektórzy z nich w ciągu roku odbywali setki różnych dyskusji, tak że dyskutowanie stało się ich specjalnością. Przypomnijmy sobie historyczne okoliczności: były to czasy pogadanek i mityngów; najróżniejsze instytucje, kluby zakładowe, organizacje partyjne i młodzieżowe urządzały wieczory, na które zapraszano rozmaitych malarzy. poetów, astronomów lub ekonomistów; organizatorzy tych wieczorów byli za swoje organizatorstwo odpowiednio oceniani i nagradzani, gdyż czasy wymagały rewolucyjnej aktywności, a ta, nie mogąc wyżywać się na barykadach, musiała krzewić się na zebraniach i pogadankach. Także ci różni malarze, poeci, astronomowie czy ekonomiści bardzo chętnie przybywali na podobne pogadanki, ponieważ w ten sposób wykazywali, że nie są specjalistami ograniczonymi, ale rewolucyjnymi i zżytymi z ludem.
Poeci znali więc doskonale pytania, które zadawała publiczność, wiedzieli doskonale, iż powtarzają się one z miażdżącą regularnością statystycznego prawdopodobieństwa. Wiedzieli, że na pewno ktoś ich zapyta: Jak zaczynaliście towarzyszu, pisać`? Wiedzieli, że ktoś inny spyta: W jakim wieku napisał pan swój pierwszy wiersz`? wiedzieli, że ktoś zapyta, którego autora lubią najbardziej i musieli się liczyć także z tym, że znajdzie się ktoś, kto będzie się chciał pochwalić marksistowskim wykształceniem i postawi im pytanie: Jak byście, towarzyszu, zdefiniowali realizm socjalistyczny? I wiedzieli, że oprócz pytań spotkają się z sugestiami, że należałoby pisać więcej wierszy: 1. o zawodzie tych, z którymi odbywa się spotkanie, 2. o młodzieży, 3. o tym, jakie złe było życie w kapitaliźmie, 4. o miłości.
Początkowe pół minuty milczenia nie było więc wywołane za kłopotaniem; było to raczej niedbalstwo, wynikające ze zbytniej profesjonalnej rutyny, albo ze złego zgrania, ponieważ w takim składzie poeci razem nigdy nie występowali i dawali teraz jeden drugiemu pierwszeństwo w zagrywce. W końcu zabrał głos sześćdziesięcioletni poeta, mówił wzniośle i pięknie i po dziesięciu minutach improwizacji zachęcił przeciwległy rząd, aby nie wstydził się zadawać jakichkolwiek pytań. Poeci mogli więc nareszcie wykazać erudycję i umiejętność zaimprowizowanego zgrania, które od tej pory było bezbłędne: potrafili się wszyscy wymieniać, jeden drugiego dowcipnie uzupełniać: poważną odpowiedź przeplatać zręczną anegdotą. Padły, oczywiście, wszystkie podstawowe pytania i nastąpiły po nich wszystkie podstawowe odpowiedzi; (kogóż nie zainteresowałoby opowiadanie sześćdziesięciolatka, który na pytanie, jak i kiedy napisał swój pierwszy wiersz odpowiadał że gdyby nie kotka Micatue nie byłby nigdy poetą bowiem swój pierwszy wiersz napisał o niej, mając pięć lat; potem ten wiersz zacytował, a ponieważ przeciwległy rząd nie wiedział czy traktować go poważnie, czy jako żart, natychmiast sam się zaczął śmiać, tak że później wszyscy, poeci i pytający śmiali się długo i wesoło).
Naturalnie doszło również do sugestii. Tym, który w pewnej chwili wstał i zaczął rezolutnie mówić, był sam kolega szkolny Jaromila. Tak, wieczór poetycki był znakomity: wszystkie wiersze były pierwszorzędne. Czy ktoś sobie jednak uświadomił, że wierszy zostało zarecytowanych co najmniej trzydzieści trzy (licząc, że każdy poeta recytował mniej więcej trzy wiersze),ale przy tym nie wygłoszono tu ani jednego wiersza, który by jakoś, choćby w drobnej mierze, dotyczył Służby Bezpieczeństwa? A czyż moglibyśmy stwierdzić, że Służba Bezpieczeństwa zajmuje właściwie w naszym życiu mniej miejsca niż Jedna trzydziesta trzecia? Potem wstała pięćdziesięciolatka i oświadczyła, że całkowicie zgadza się z tym, co po wiedział kolega Jaromila, ale ma ona zupełnie inne pytanie: dlaczego tak mało pisze się dziś o miłości? W rzędzie pytających rozległ się tłumiony śmiech, a pięćdziesięciolatka kontynuowała: przecież i w socjaliźmie ludzie się kochają i chętnie przeczytają sobie coś o miłości.
Sześdziesięcioletni poeta wstał, odchylił do tyłu głowę i rzekł, iż towarzyszka ma absolutną rację. Dlaczego człowiek w socjaliźmie miałby się wstydzić miłości? Czy jest w niej może coś złego? On jest starym mężczyzną, a przecież nie boi się przyznać, że kiedy widzi kobiety w lekkich letnich sukienkach, pod którymi widać ich młode, powabne ciała nie może się oprzeć pokusie, by się za nimi nie obejrzeć. Rząd jedenastu pytających wybuchnął zgodnym śmiechem grzeszników, a poeta, zachęcony, ciągnął dalej:
– Co ma ofiarować tym pięknym, młodym kobietom? Ma im może dać młot ozdobiony asparagusem? A gdy zaprosi je do mieszkania, czy może ma włożyć do wazonu sierp? Bynajmniej, musi im ofiarować róże; poezja miłosna podobna jest do ' róż, które ofiarujemy kobietom.
– Tak, tak, gorliwie przytakiwała pięćdziesięciolatka, toteż zachęcony tym poeta wyciągnął z kieszeni kartkę papieru i zarecytował długi wiersz miłosny.
– Tak, tak, to jest wspaniałe, rozpływała się pięćdziesięciolatka, lecz zaraz po tym wstał jeden z organizatorów i powiedział, że wiersz był wprawdzie ładny ale i w miłosnej poezji musi być widoczne, że pisze ją socjalistyczny poeta. Ale w czym to może być widoczne? pytała się pięćdziesięciolatka, wciąż jeszcze upojona widokiem patetycznie odchylonej głowy poety oraz jego wierszem.
Jaromil przez cały czas milczał, chociaż przemawiali już wszyscy, przy czym wiedział, że odezwać się musi; miał wrażenie, iż teraz nadeszła jego chwila; to pytanie miał już przecież od dawna przemyślane; od dawna, jeszcze w czasach, gdy chodził do malarza i z oddaniem słuchał jego wypowiedzi na temat nowej sztuki i nowego świata. O zgrozo, to znowu malarz, to znów jego słowa i jego głos wypływają z ust Jaromila! Co mówił? Że miłość była w dawnym społeczeństwie do tego stopnia zdeformowana przez pieniądze, względy społeczne, przesądy. Nigdy nie mogła być sobą, że była jedynie cieniem samej siebie. I dopiero nowe czasy, kładące kres władzy pieniądza i wpływom przesądów, pozwolą człowiekowi być w pełni człowiekiem i miłość będzie większa niż kiedykolwiek przedtem. Socjalistyczna poezja miłosna jest głosem tego wyzwolonego i wielkiego uczucia.
Jaromil był zadowolony z tego, co mówił, i czuł na sobie spojrzenie dwojga nieruchomo utkwionych w nim dużych czarnych oczu; wydawało mu się, że słowa "wielka miłość", "wyzwolone uczucie" płyną z jego ust jak oflagowany żaglowiec do portu tych wielkich oczu.
Ale gdy skończył mówić, jeden z poetów zgryźliwie się uśmiechnął i rzekł:
– Czyżbyś naprawdę myślał, że w twoich wierszach jest więcej miłosnych uczuć niż w wierszach Heinricha Heinego? Albo miłości Victora Hugo są dla ciebie zbyt małe? Czy miłość Machy i Nerudy była może okaleczona pieniędzmi i przesądami?
To nie powinno było się stać; Jaromil nie wiedział, co ma odpowiedzieć; poczerwieniał i widział przed sobą dwoje dużych czarnych oczu, świadków jego zniewagi. Pięćdziesięciolatka przyjęła owe sarkastyczne pytania z satysfakcją i powiedziała:
– Co chcecie zmieniać w miłości, towarzysze? Do końca wieków będzie ona zawsze taka sama.
Organizator znowu zabrał głos:
– Nie, towarzyszko, co to, to nie!